Mister. E L James
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 31

Название: Mister

Автор: E L James

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-940-6

isbn:

СКАЧАТЬ discovery, a on wita mnie światłami i otwiera zamki. Dzięki napędowi na cztery koła z łatwością da sobie radę z zasypanymi śniegiem ulicami Londynu. Dopiero w tym momencie zauważam, że samochód jest brudny, cały w błocie po mojej podróży do Kornwalii, a gdy otwieram Alessii drzwi od strony pasażera, dostrzegam górę śmieci na podłodze.

      – Poczekaj – mówię i zbieram puste kubki po kawie, torebki po chipsach i opakowania po kanapkach. Wpycham je do foliowej torby, którą znalazłem na siedzeniu, i wrzucam na tył.

      Dlaczego jestem takim niechlujem?

      Zawdzięczam to całemu życiu z nianiami, służącymi i w szkole z internatem.

      Siląc się na zachęcający uśmiech, zapraszam Alessię do środka. Nie jestem pewien, ale mam wrażenie, że ukradkiem ona też się uśmiecha. Może ten bałagan ją rozbawił.

      Oby.

      Mości się na siedzeniu i szeroko otwiera oczy na widok deski rozdzielczej.

      – Jaki adres? – pytam, włączając zapłon przyciskiem.

      – Brentford, Church Walk czterdzieści trzy.

      Brentford! Dobry Boże.

      – Kod pocztowy?

      – TW8 8BV.

      Wpisuję dane do nawigacji i wyjeżdżam samochodem z miejsca parkingowego. Naciskam guzik na konsolce przy wstecznym lusterku i drzwi garażu otwierają się powoli, ukazując szalejący na zewnątrz biały żywioł. Śniegu napadało już niemal na dziesięć centymetrów i nadal intensywnie pada.

      – Wow – mówię właściwie do siebie. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem. – Zwracam się do Alessii: – W Albanii pada śnieg?

      – Tak. Tam, skąd pochodzę, jest o wiele więcej śniegu.

      – A gdzie to jest? – Wyjeżdżam na ulicę i ruszam ku jej wylotowi.

      – Kukës.

      Nigdy nie słyszałem tej nazwy.

      – To małe miasto. Nie takie jak Londyn – wyjaśnia Alessia.

      Rozlega się sygnał ostrzegawczy.

      – Zapnij, proszę, pas.

      – Och – jest zaskoczona. – Tam, skąd jestem, tego nie robimy.

      – Cóż, takie tu mamy prawo, więc zapnij, proszę.

      Przeciąga pas przez pierś i patrzy w dół, by znaleźć zapięcie.

      – Proszę bardzo – mówi zadowolona z siebie i teraz to ja tłumię uśmiech. Może nie jeździ samochodami zbyt często.

      – Nauczyłaś się grać na fortepianie w domu? – pytam.

      – Mama mnie uczy.

      – Czy gra tak dobrze jak ty?

      Alessia potrząsa głową.

      – Nie. – I przechodzi ją dreszcz. Nie wiem, czy jest jej zimno, czy też coś ją przestraszyło.

      Podwyższam temperaturę i wyjeżdżamy na Chelsea Embankment. Światła Albert Bridge migają pośród wirującego śniegu.

      – Ładny – mruczy Alessia, gdy mijamy most.

      – Owszem.

      Jak ty.

      – Nie będziemy się spieszyć – dodaję. – Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego śniegu w Londynie. – Na szczęście na drogach jest stosunkowo spokojnie, gdy zjeżdżamy z mojej ulicy. – To co cię sprowadziło do Londynu, Alessio?

      Patrzy na mnie rozszerzonymi oczami, a potem marszczy brwi i spuszcza wzrok.

      – Praca? – dopytuję.

      Kiwa głową, ale zamyka się w sobie, jakby zeszło z niej powietrze.

      Cholera. Dreszcz przechodzi mi po plecach. Coś tu jest nie tak. Bardzo nie tak.

      Próbuję ją uspokoić.

      – W porządku. Nie musimy o tym rozmawiać. – I pospiesznie dodaję: – Chciałem cię zapytać, jak to robisz, że pamiętasz te wszystkie utwory?

      Unosi głowę i od razu widać, że lepiej się czuje z tym tematem rozmowy. Przykłada palce do skroni.

      – Widzę muzykę. Jak obrazy.

      – Masz fotograficzną pamięć?

      – Fotograficzną pamięć? Nie wiem. Widzę muzykę w różnych kolorach. To kolory pomagają mi pamiętać.

      – Wow. – Słyszałem o tym. – Synestezja.

      – Syn-a-te… – Urywa, nie potrafiąc powtórzyć tego słowa.

      – Synestezja.

      Próbuje znowu z niewiele lepszym efektem.

      – A co to jest? – pyta.

      – Widzisz dźwięki jako kolory.

      – Tak, właśnie tak – przytakuje z entuzjazmem.

      – To miałoby sens. Słyszałem, że wielu wybitnych muzyków to synesteci. A inne rzeczy też widzisz jako kolory?

      Wydaje się zaskoczona.

      – Litery? Liczby?

      – Nie. Tylko muzykę.

      – Wow. To naprawdę coś. – Uśmiecham się do niej. – Mówiłem wtedy poważnie. Możesz korzystać z mojego fortepianu, kiedy tylko chcesz. Uwielbiam słuchać, jak grasz.

      Uśmiecha się do mnie w tak cudowny sposób, że odczuwam to aż w kroczu.

      – Okej – szepcze. – Lubię grać na pana fortepianie.

      – A ja lubię słuchać. – Odwzajemniam uśmiech i zapadamy w przyjemne milczenie.

      CZTERDZIEŚCI MINUT PÓŹNIEJ skręcam w ślepy zaułek w Brentford i zatrzymujemy się pod skromnym bliźniakiem. Zapadła już noc, ale w salonie ktoś odsuwa zasłonę i w świetle ulicznej latarni wyraźnie widać twarz młodego człowieka.

      Jej facet?

      Cholera. Muszę wiedzieć.

      – To twój chłopak? – pytam, a serce zaczyna mi łomotać tak, że aż huczy mi w uszach, gdy czekam na jej odpowiedź.

      Śmieje się łagodnym, dźwięcznym śmiechem, który sprawia, że się uśmiecham. Po raz pierwszy СКАЧАТЬ