Название: Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Историческая литература
isbn: 978-83-7835-724-7
isbn:
– Apolonia to straszna zaraza – roześmiał się Grzegorz.
– Wiesz, może ona nie byłaby taka zła, gdyby świat jej się nie zawalił. – Nina, jak zawsze, próbowała usprawiedliwiać poczynania Ryszewskiej.
– Każdemu się zawalił. Tobie też. A jednak to cię zahartowało. – Grzegorz zmarszczył czoło.
– Bywało różnie – westchnęła, po czym dodała: – Ale, ale… ciągle zajmujemy się mną. I to jest cudowne, chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego ty jesteś taki podminowany. Niewiele mi mówisz, ale przecież widzę, że coś jest nie tak.
– Dużo by gadać. Połóż tę swoją czeredę jak najprędzej i przychodź do mnie. Porozmawiamy spokojnie. – Grzegorz machnął ręką.
– Coś wymyślę. – Uśmiechnęła się do niego i pobiegła w okolicę namiotów dla dzieci.
Niektóre z nich biegały po małym klepisku, ogolone niemal na zero, ze strupami na ciele od notorycznego drapania i poubierane dziwacznie, to w zbyt obszerne odzienia, to znów lekko przykuse. Inne siedziały na pryczach, zbyt słabe, by hasać po podwórku, a niektóre, te najmłodsze, po prostu ucinały sobie popołudniową drzemkę.
– Chodźcie do mnie wszyscy! – krzyknęła Nina.
Dzieciaki niemal natychmiast zaczęły tłoczyć się wokół, jakby każde z nich pragnęło znaleźć się jak najbliżej kobiety, która była dla nich niczym najczulsza matka.
– Lubicie mnie? – zapytała ze śmiechem.
Chóralnie krzyknęły, że bardzo, i po chwili zamilkły, bo przecież pani Nina nie pytała o to bez powodu.
– A zrobicie dzisiaj coś dla mnie? – zadała kolejne pytanie.
Ponownie rozległ się wrzask, bo każdy chciał się odwdzięczyć pani Ninie za czułość, którą im okazywała, za przemycane dodatkowe kromki chleba i bajki, jakie im opowiadała każdego wieczoru.
– Chciałabym, żebyście dzisiaj poszli spać o tej godzinie, o której powiem. I dzisiaj opowiem wam tylko jedną bajkę, a wy nie będziecie prosić o więcej, tylko grzecznie zamkniecie oczy.
– A cemu? – odezwał się bezzębny Stefek, który stracił w drodze z Kazachstanu całą swoją rodzinę i dojechał do Jungijul z kompletnie obcymi mu ludźmi.
Chłopiec, gdy dotarł do obozu, miał na sobie mnóstwo wszy i był tak podrapany, że przez pierwsze dni Nina musiała przed zaśnięciem trzymać go za ręce, by pozwolił zagoić się ranom. Wszystkie dzieci miały wszy, podobnie zresztą jak dorośli, większość miała strupy od ciągłego drapania, ale mały Stefek był wyjątkowo mocno pokaleczony.
– Bo umówiłam się dzisiaj z kimś, kogo bardzo lubię – odparła Nina i chyba zarumieniła się, bo dzieci zaczęły coś szeptać między sobą.
– Z panem Gzesiem! – krzyknęła mała Krysia z krótko przyciętymi jasnymi włosami i z oczami błękitnymi jak niebo nad Jungijul.
Nina nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się tajemniczo.
– Zakochana para, Tadek i Barbara – zarechotał dziesięcioletni Władek, który wyglądał, jakby dopiero niedawno poszedł do pierwszej klasy.
– Gupi jesteś! – warknęła Krysia. – Jaki Tadek i Balbala?
– Bo Grzesiek i Nina to się nie rymuje – zatroskał się Władek.
– Ale Balbala? – Krysia nie dawała za wygraną. – A jak się jaki Tadek koło pani Niny zaklęci, to mu pan Gzesiek zęby powybija.
– Dobze, ze ja nie mam zębów. – Mały Stefek uśmiechnął się szeroko, prezentując dziąsła z czarnymi pozostałościami po uzębieniu.
– No, już dobrze, przestańcie. Idźcie po swoje ręczniki, pójdziemy się myć. – Nina klasnęła i już kilka minut później prowadziła swoją niesforną trzódkę w kierunku prymitywnych pryszniców.
Dzieci w istocie nie grymasiły, jedynie dziewczynki poprosiły ją, by następnym razem opowiedziała im zamiast bajki „coś o miłości”. Od razu rozległ się sprzeciw starszych chłopców, którzy oznajmili, że „miłość jest dla bab” i wystarczy im, że muszą słuchać bajek dla maluchów. Nina nie zamierzała snuć dzieciom opowieści o swoim uczuciu, chociaż niekiedy miała ochotę opowiadać o swoim zakochaniu każdemu, kogo spotykała na swojej drodze. Apolonii zwierzyć się nie mogła, bo ta zaczynała roztaczać przed nią czarne wizje dotyczące ich rychłego rozstania. Gabriela Kącka zaś miała swoje kłopoty i musiała poradzić sobie z rozdarciem pomiędzy niewygasłym jeszcze uczuciem do zaginionego narzeczonego a zauroczeniem, jakim obdarzyła Błażeja Piotrowskiego, który, choć zakochany był w niej niczym trubadur, potrafił okazać siłę i stanowczość. Ona w takim przypadku skapitulowałaby i na zabój zakochała się w Błażeju, bowiem dla niej mężczyzna musiał posiadać obie te cechy. Kiedyś poznała Huberta Morawińskiego, gdy bawili z Pawłem w Lewidanach którejś letniej niedzieli, jednak nie polubiła go zanadto. Uważała, że jest gburowaty, choć być może był jedynie małomówny. Ale widocznie panna Kącka zdołała poznać go lepiej i odkryć w nim jakieś zalety.
Opowiadane wieczorami bajki, które w dużej mierze sama wymyślała, były jedną z nielicznych rozrywek, jakie miały dzieci. Wolała, by słuchały opowieści o lepszym świecie, gdzie wszystko jest dobre i piękne, niż o głodzie, wszach i dezynterii. Nie było zabawek, książek zaledwie kilka, wyciągniętych z bagaży umarłych. Niekiedy myślała o tym, że dzieci, gdy już dorosną, nie odnajdą swoich korzeni ani nie zapalą świeczek na grobach bliskich, tak jak jej nie będzie dane odwiedzić mogiły swojego dziecka.
Tutaj też umierały dzieci, niemal każdego dnia. I przypominały Ninie, jak kruche jest życie, a każda chwila to dar od losu. Nie chciała już czekać, bała się jutra, a najbardziej tego, czy do niego dożyje.
Wieczorem udała się do namiotu Grzegorza. Jedyne, co mogła zrobić w sytuacji, w której się znaleźli, by przypodobać się ukochanemu, to umyć się. Nie miała ani frywolnej bielizny, ani pięknie ułożonych włosów. Jak większość przybyłych do obozu ludzi po prostu straszyła wystrzyżonymi na krótko włosami, by nie dawać wszom pożywki. Podobnie jak to było w Kazachstanie i tutaj walka z tymi stworzeniami przypominała zmagania Don Kichota z wiatrakami. Jej włosy już nieco odrosły, ale wciąż daleko im było do tych, jakie nosiła przed wojną.
Idąc pomiędzy namiotami, zastanawiała się, czy tym razem Grzegorz zdobędzie się na coś więcej aniżeli pocałunki i niewinne pieszczoty. Ona pragnęła z całego serca kochać się z nim i ani w głowie jej były konwenanse i opory. Szczęście okazało się takie ulotne. Nie było na co czekać, bo prawdziwe życie czekać nie chciało i każdego dnia pozbawiało swoich uroków kolejną grupę straceńców.
Grzegorz najpierw poczęstował ją herbatą, a potem długo i delikatnie całował. Ona najchętniej od razu zrzuciłaby z siebie te zgrzebne ubrania, które nosiła, a z niego zdarła СКАЧАТЬ