Porachunki. Yrsa Sigurðardóttir
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Porachunki - Yrsa Sigurðardóttir страница 21

Название: Porachunki

Автор: Yrsa Sigurðardóttir

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия: Freyja i Huldur

isbn: 978-83-8110-909-3

isbn:

СКАЧАТЬ usiadł, zastanawiając się, jak ma na to odpowiedzieć. Nie brał pod uwagę, że Thröstur mógł pamiętać list sprzed tylu lat. Może ktoś mu przypomniał? Huldarowi przychodził do głowy tylko dyrektor szkoły, który mógł przypadkiem spotkać chłopaka i zapytać o list. Thröstur nie mógłby chyba pamiętać daty wykopania kapsuły? Chyba że żałował napisania tego listu i sumienie go gryzło przez wszystkie te lata. Zdarzały się przecież przypadki, gdy ktoś, kto skłamał w sądzie, wyznawał prawdę dużo później. Może tutaj było podobnie.

      – Przyszliśmy zapytać, dlaczego napisałeś ten list i kim są ludzie, którzy się znaleźli na twojej czarnej liście.

      – List? – Zdziwienie Thröstura musiało być autentyczne. – O czym ty, kurwa, mówisz?

      – O liście, który napisałeś dziesięć lat temu, w dawnej szkole. Potem wsadziłeś go do kapsuły czasu, która właśnie została wykopana. Wylicza inicjały osób, które mają umrzeć w tym roku.

      – Ja. – Thröstur urwał, po czym otworzył usta, jakby chciał coś dodać, ale zaraz je zamknął.

      Freyja odchrząknęła i spojrzała na Huldara, zanim się włączyła do rozmowy.

      – Zdajemy sobie sprawę, że wiele lat temu pisałeś pod wpływem złości i twoje groźby nie były poważne. Jestem psychologiem dziecięcym i wiem, że dzieci często mówią, piszą i robią rzeczy, które… – Nie zdołała dokończyć.

      Thröstur ściskał poręcze fotela tak silnie, że pobielały mu dłonie i czarne tatuaże stały się jeszcze wyraźniejsze. Huldar zdołał odcyfrować słowo ultio na lewej i dulcis na prawej. Nic mu to nie mówiło.

      – Psycholog dziecięcy?! – wybuchnął Thröstur z taką wściekłością, że z jego ust trysnęły przy tym kropelki śliny. – Chyba nie z Urzędu do spraw Nieletnich?

      Freyja nie okazała zaniepokojenia jego wybuchem. Zapewne była przyzwyczajona do takich reakcji.

      – Jestem z Izby Dziecka, która podlega Urzędowi do spraw Nieletnich. Nie przyszłam tu w jego imieniu, ale żeby pomóc policji.

      Jej słowa nie uspokoiły Thröstura.

      – Wynoś się – wrzeszczał. – Nie mam ci nic do powiedzenia. Ty – wskazał na Freyję długim szczupłym palcem – i wszyscy inni psychologowie i obrońcy nieletnich jesteście bandą jebanych cip. Gdybym mógł, obciąłbym wam wszystkim łby i naszczał do gardeł.

      Huldar szybko się podniósł.

      – Chodź, Freyjo. – Odwrócił się do młodego mężczyzny, któremu ciekła z ust piana. – Jeszcze jedno takie zachowanie i cię skuję. Chcesz spędzić noc w areszcie policyjnym? – mówił mocnym, ale opanowanym głosem.

      Nozdrza Thröstura rozszerzyły się od impetu wydychanego powietrza.

      – Wynocha! Nie mam wam nic do powiedzenia.

      Huldar ocenił, że uspokajanie go na nic się nie zda. Wezwie go zatem do komendy i dopiero tam przesłucha. Ponieważ wściekłość Thröstura skierowała się przeciwko psychologom, Huldar wyprowadził Freyję z pokoju i szedł, trzymając się między nią a młodym człowiekiem. Nie bał się ciosu pięścią ani kopniaka od tego chuderlawego sukinsyna, ale po drodze do drzwi przyszło mu do głowy, że w takim stanie Thröstur mógłby się na nich rzucić z nożem. „Jeśli twój miecz jest za krótki, to podejdź krok do przodu”. Może łacińskie motto z jego tatuażu znaczyło coś podobnego? W każdym razie wyglądało na to, że groźby w liście powinno się potraktować poważnie.

      Dopiero gdy Freyja włożyła buty i wyszła na klatkę, Huldar się odprężył. Wyszedł za nią, ale zauważył, że Thröstur chce trzasnąć drzwiami, i wyciągnął rękę, żeby do tego nie dopuścić. Zachowując spokój głosu, zapytał.

      – Czego oczekiwałeś po naszej wizycie?

      Z twarzą purpurową od wściekłości i wysiłku Thröstur warknął:

      – Jak ten idiota pomyślałem, że gliniarze mogą się o nas martwić, bo on wyszedł. Powinienem się skapnąć!

      Odpowiedź zaskoczyła Huldara, chłopak zaś to wykorzystał, rzucił się całym chudym ciałem na drzwi i zatrzasnął mu je przed nosem.

      O czym ten chłopak mówi, do cholery? Kim jest „on”?

      W tej samej chwili Huldar usłyszał dzwonek swojego telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się numer policyjny.

      – Halo, mówi Guðmundur. Dzwonię, żeby cię ostrzec. Coś się dzieje w związku z tym Thrösturem, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Właśnie musiałem się tłumaczyć, po co chciałem sprawdzić jego kartotekę. Zaledwie kilka godzin po tym, jak u mnie byłeś! Na twoim miejscu nie chwaliłbym się tym, że chcesz z nim porozmawiać. I bądź ostrożny, jak do niego pójdziesz. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego traktują go w białych rękawiczkach, ale zgaduję, że powód nie jest zbyt przyjemny.

      – Dziękuję za ostrzeżenie, ale jest już za późno. Właśnie stoję przed jego drzwiami. Wyrzucił nas chwilę po tym, jak weszliśmy. Myślę, że masz rację. Coś w tej spawie śmierdzi. Zadzwonię później, jeśli można.

      Skończyli rozmowę i Huldar wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Przez chwilę patrzył na schodzącą z drzwi farbę, po czym pobiegł na dół za Freyją.

      Co się, do cholery, dzieje?

      Rozdział 9

      Dzieciństwo Freyi i Baldura było dalekie od typowego. Pierwsze lata życia spędzili z młodą matką, która się do tej roli nie nadawała, niemniej robiła, co było w jej mocy, żeby dzielić energię między dwa swoje priorytety: dzieci i zabawę. Ta ostatnia doprowadziła ją w końcu do przedwczesnej śmierci, po której Baldura i Freyję umieszczono u dziadków. Dziadkowie jednak też nie dawali sobie rady. Nie tylko byli z natury wyniośli i nieustępliwi, ale obydwoje przeszli już na emeryturę, dlatego nie mogli sobie pozwolić na utrzymywanie dwojga dzieci. Ojcowie Baldura i Freyi byli typowymi ojcami na weekend. Starali się wywiązywać z obowiązków, ale dzieci szybko zrozumiały, że poczucie obowiązku nigdy nie zastąpi bezwarunkowej miłości. Po śmierci matki nie zaznały jej od nikogo. Oprócz siebie nawzajem. Wyrośli jednak na zupełnie różnych ludzi: Baldur był zuchwały i nie szanował zasad ani władzy, Freyja zaś sumienna i skoncentrowana. Fakt, że mieli różnych ojców, mógł na to wpłynąć, ale Freyja wiedziała, że to nie takie proste. Człowiek jest produktem zarówno genów, jak i wychowania, a wpływu każdego z tych czynników nie sposób przewidzieć. Ona i Baldur byli jednak do siebie podobni pod jednym względem: wytrzymałość i odporność mieli większą niż rówieśnicy i nie zrażali się przeciwnościami, z którymi życie kazało im się borykać.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте СКАЧАТЬ