Название: Porachunki
Автор: Yrsa Sigurðardóttir
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Триллеры
Серия: Freyja i Huldur
isbn: 978-83-8110-909-3
isbn:
– Przyszliśmy zapytać, dlaczego napisałeś ten list i kim są ludzie, którzy się znaleźli na twojej czarnej liście.
– List? – Zdziwienie Thröstura musiało być autentyczne. – O czym ty, kurwa, mówisz?
– O liście, który napisałeś dziesięć lat temu, w dawnej szkole. Potem wsadziłeś go do kapsuły czasu, która właśnie została wykopana. Wylicza inicjały osób, które mają umrzeć w tym roku.
– Ja. – Thröstur urwał, po czym otworzył usta, jakby chciał coś dodać, ale zaraz je zamknął.
Freyja odchrząknęła i spojrzała na Huldara, zanim się włączyła do rozmowy.
– Zdajemy sobie sprawę, że wiele lat temu pisałeś pod wpływem złości i twoje groźby nie były poważne. Jestem psychologiem dziecięcym i wiem, że dzieci często mówią, piszą i robią rzeczy, które… – Nie zdołała dokończyć.
Thröstur ściskał poręcze fotela tak silnie, że pobielały mu dłonie i czarne tatuaże stały się jeszcze wyraźniejsze. Huldar zdołał odcyfrować słowo ultio na lewej i dulcis na prawej. Nic mu to nie mówiło.
– Psycholog dziecięcy?! – wybuchnął Thröstur z taką wściekłością, że z jego ust trysnęły przy tym kropelki śliny. – Chyba nie z Urzędu do spraw Nieletnich?
Freyja nie okazała zaniepokojenia jego wybuchem. Zapewne była przyzwyczajona do takich reakcji.
– Jestem z Izby Dziecka, która podlega Urzędowi do spraw Nieletnich. Nie przyszłam tu w jego imieniu, ale żeby pomóc policji.
Jej słowa nie uspokoiły Thröstura.
– Wynoś się – wrzeszczał. – Nie mam ci nic do powiedzenia. Ty – wskazał na Freyję długim szczupłym palcem – i wszyscy inni psychologowie i obrońcy nieletnich jesteście bandą jebanych cip. Gdybym mógł, obciąłbym wam wszystkim łby i naszczał do gardeł.
Huldar szybko się podniósł.
– Chodź, Freyjo. – Odwrócił się do młodego mężczyzny, któremu ciekła z ust piana. – Jeszcze jedno takie zachowanie i cię skuję. Chcesz spędzić noc w areszcie policyjnym? – mówił mocnym, ale opanowanym głosem.
Nozdrza Thröstura rozszerzyły się od impetu wydychanego powietrza.
– Wynocha! Nie mam wam nic do powiedzenia.
Huldar ocenił, że uspokajanie go na nic się nie zda. Wezwie go zatem do komendy i dopiero tam przesłucha. Ponieważ wściekłość Thröstura skierowała się przeciwko psychologom, Huldar wyprowadził Freyję z pokoju i szedł, trzymając się między nią a młodym człowiekiem. Nie bał się ciosu pięścią ani kopniaka od tego chuderlawego sukinsyna, ale po drodze do drzwi przyszło mu do głowy, że w takim stanie Thröstur mógłby się na nich rzucić z nożem. „Jeśli twój miecz jest za krótki, to podejdź krok do przodu”. Może łacińskie motto z jego tatuażu znaczyło coś podobnego? W każdym razie wyglądało na to, że groźby w liście powinno się potraktować poważnie.
Dopiero gdy Freyja włożyła buty i wyszła na klatkę, Huldar się odprężył. Wyszedł za nią, ale zauważył, że Thröstur chce trzasnąć drzwiami, i wyciągnął rękę, żeby do tego nie dopuścić. Zachowując spokój głosu, zapytał.
– Czego oczekiwałeś po naszej wizycie?
Z twarzą purpurową od wściekłości i wysiłku Thröstur warknął:
– Jak ten idiota pomyślałem, że gliniarze mogą się o nas martwić, bo on wyszedł. Powinienem się skapnąć!
Odpowiedź zaskoczyła Huldara, chłopak zaś to wykorzystał, rzucił się całym chudym ciałem na drzwi i zatrzasnął mu je przed nosem.
O czym ten chłopak mówi, do cholery? Kim jest „on”?
W tej samej chwili Huldar usłyszał dzwonek swojego telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się numer policyjny.
– Halo, mówi Guðmundur. Dzwonię, żeby cię ostrzec. Coś się dzieje w związku z tym Thrösturem, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Właśnie musiałem się tłumaczyć, po co chciałem sprawdzić jego kartotekę. Zaledwie kilka godzin po tym, jak u mnie byłeś! Na twoim miejscu nie chwaliłbym się tym, że chcesz z nim porozmawiać. I bądź ostrożny, jak do niego pójdziesz. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego traktują go w białych rękawiczkach, ale zgaduję, że powód nie jest zbyt przyjemny.
– Dziękuję za ostrzeżenie, ale jest już za późno. Właśnie stoję przed jego drzwiami. Wyrzucił nas chwilę po tym, jak weszliśmy. Myślę, że masz rację. Coś w tej spawie śmierdzi. Zadzwonię później, jeśli można.
Skończyli rozmowę i Huldar wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Przez chwilę patrzył na schodzącą z drzwi farbę, po czym pobiegł na dół za Freyją.
Co się, do cholery, dzieje?
Rozdział 9
Dzieciństwo Freyi i Baldura było dalekie od typowego. Pierwsze lata życia spędzili z młodą matką, która się do tej roli nie nadawała, niemniej robiła, co było w jej mocy, żeby dzielić energię między dwa swoje priorytety: dzieci i zabawę. Ta ostatnia doprowadziła ją w końcu do przedwczesnej śmierci, po której Baldura i Freyję umieszczono u dziadków. Dziadkowie jednak też nie dawali sobie rady. Nie tylko byli z natury wyniośli i nieustępliwi, ale obydwoje przeszli już na emeryturę, dlatego nie mogli sobie pozwolić na utrzymywanie dwojga dzieci. Ojcowie Baldura i Freyi byli typowymi ojcami na weekend. Starali się wywiązywać z obowiązków, ale dzieci szybko zrozumiały, że poczucie obowiązku nigdy nie zastąpi bezwarunkowej miłości. Po śmierci matki nie zaznały jej od nikogo. Oprócz siebie nawzajem. Wyrośli jednak na zupełnie różnych ludzi: Baldur był zuchwały i nie szanował zasad ani władzy, Freyja zaś sumienna i skoncentrowana. Fakt, że mieli różnych ojców, mógł na to wpłynąć, ale Freyja wiedziała, że to nie takie proste. Człowiek jest produktem zarówno genów, jak i wychowania, a wpływu każdego z tych czynników nie sposób przewidzieć. Ona i Baldur byli jednak do siebie podobni pod jednym względem: wytrzymałość i odporność mieli większą niż rówieśnicy i nie zrażali się przeciwnościami, z którymi życie kazało im się borykać.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте СКАЧАТЬ