Название: Porachunki
Автор: Yrsa Sigurðardóttir
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Триллеры
Серия: Freyja i Huldur
isbn: 978-83-8110-909-3
isbn:
– Czyli co, jego dokumenty zaginęły?
Z zaciśniętymi wargami, Guðmundur ograniczył wyszukiwanie tylko do imienia Thröstur, ale wynik był taki sam.
– Przypuszczam, że gdzieś istnieje jego teczka, ale żeby ją dostać, nie unikniesz wypełniania dokumentów. Nikt, nawet na najwyższym stanowisku, nie może tak po prostu wejść do archiwum, żeby sobie przejrzeć dokumenty. A przynajmniej ja nie mogę. – Odchylił się na oparcie fotela. Zmarszczył brwi i nagle zaczął wyglądać jak wiele lat temu. – Coś mi tu śmierdzi. Zastanawiam się właśnie, czy te dokumenty nie zostały zablokowane celowo.
– Kto miałby to zrobić?
– Nie mam pojęcia. Nazwisko tego chłopaka z niczym mi się nie kojarzy. Gdyby trafiał do nas częściej albo był zamieszany w coś poważnego, albo uczestniczył w sprawie, która wymagała zapewnienia anonimowości, na pewno bym rozpoznał nazwisko. Ale nie rozpoznaję.
– Mnie też nic nie mówi. – Huldar przeczesał palcami włosy i zdał sobie sprawę, że przydałoby się je ostrzyc. Odnotował w pamięci, że musi się tym zająć, zanim Erla wyśle go do fryzjera. Nie byłoby mu przyjemnie, jej też pewnie nie. – Chyba rzeczywiście muszę wystąpić z oficjalnym wnioskiem o udostępnienie akt.
– Tak, ale to potrwa, jak sam wiesz. Zaczynam dochodzić do wniosku, że obsługa archiwów jest trochę ociężała, oczywiście umysłowo. – Guðmundur zamknął okno bazy danych. – Na twoim miejscu złożyłbym temu młodemu człowiekowi wizytę. Zadaj mu kilka pytań i skieruj rozmowę na jego przeszłość. W ten sposób dowiesz się wszystkiego znacznie prędzej, niż otrzymasz akta.
Huldar przytaknął skinieniem głowy. Wolałby wiedzieć więcej o przeszłości tego chłopaka, zanim się do niego wybierze, ale nie było na to szans. – Dziękuję za pomoc.
– Szkoda, że niewiele mogłem zrobić. Niestety ostatnio trafia mi się to coraz częściej. – Guðmundur chwycił pióro i pochylił się nad biurkiem. Nie podnosząc wzroku, dodał: – Informuj mnie na bieżąco. Ciekawe sprawy rzadko już ladują na moim biurku.
Huldar obiecał, że da mu znać, pożegnał się i wyszedł. Nie wszystko było jeszcze stracone. Może Freyi udało się znaleźć coś w dokumentacji Urzędu do spraw Nieletnich.
Zniszczony budynek skojarzył się Huldarowi z paskudnym blokiem, w którym mieszkała Freyja, ale nie powiedział tego głośno. Ona tego podobieństwa chyba nie dostrzegała. Nikt by się nie domyślił, że Freyja mieszka w takim podłym miejscu. Jej wygląd nie wskazywał na to, że cierpi na brak pieniędzy. Blond włosy zebrane w kucyk wysoko z tyłu głowy lśniły od płatków śniegu. Nie było nawet śladu psiej sierści na ubraniu, które leżało na niej naprawdę dobrze. Tak dobrze, że Huldar wręcz się zmuszał, żeby nie oblepiać jej wzrokiem. Wiedział, że nie byłoby to mile widziane. Jego zaczepka na Tinderze prawdopodobnie skłoniła ją do usunięcia profilu. Nie pytał o to, ona też nic nie wspomniała. O niektórych rzeczach lepiej nie rozmawiać. Zadowolił się więc tym, że tak chętnie się zgodziła towarzyszyć mu podczas wizyty u Thröstura, choć mogła przecież zasugerować, żeby poszli później albo jutro. Zapewne nie zaszkodziło, że zaczął rozmowę od opowiedzenia jej historii brakujących dokumentów, ponieważ jak wyjaśniła zaraz potem, akta Thröstura zniknęły także z komputerowej bazy danych Urzędu do spraw Nieletnich.
Chyba zatem Guðmundur miał rację, że coś w tej sprawie śmierdzi.
– A więc mieszka tu z matką i siostrą? – Freyja wpatrywała się w trzypiętrowy budynek. Pytanie było raczej retoryczne; Huldar poinformował już Freyję o warunkach życia Thröstura. Młody człowiek nie miał ochoty się z nimi spotkać, ale ostatecznie ustąpił. Huldar był nieco zaskoczony, że Thröstur nie zapytał go, o co chodzi, za to spontanicznie przekazał informację, że tak wcześnie matki ani siostry nie będzie w domu, powinien więc przyjść w porze obiadu, jeśli chciał porozmawiać także z nimi. Być może się okaże, dlaczego chłopak uznał, że policję mogłaby interesować rozmowa z jego rodziną.
– Wygląda na to, że nie wiedzie im się najlepiej. – Freyja odwróciła się do Huldara. – Dziwne, że nie wolał przyjść do komendy. Ja bym tak zrobiła.
Huldar uśmiechnął się głupawo. Naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że jej blok nie jest lepszy.
– Powiedział, że nie ma samochodu. Pewnie nie chciało mu się jechać autobusem w taki śnieg.
Freyja zadarła głowę i spojrzała na zachmurzone niebo.
– Przecież nie pada.
Huldar podszedł do domofonu. Mosiężna płytka z małymi czarnymi przyciskami niemal na pewno pamiętała lata sześćdziesiąte i przez chwilę Huldar wątpił, czy działa. Może Thröstur wcale nie zamierzał ich wpuścić? Przy większości numerów nie było oznakowania, tylko przy jednym zobaczył pożółkłą kartkę z imionami Thröstura, jego matki Agnes i siostry Sigrún. Huldar zadzwonił dwa razy i czekał. Już miał spróbować ponownie, gdy zabrzęczał zamek w drzwiach.
Hol i klatka schodowa wyglądały tak, jak można było się spodziewać: pomarszczone linoleum i brudne ściany. Czuć było zapach kociego moczu, który się nasilał, gdy wchodzili po schodach, ale na szczęście trochę złagodniał, gdy Thröstur otworzył im drzwi na drugim piętrze.
Nie przedstawił się ani nie przywitał ich w konwencjonalny sposób.
– Będziecie musieli się pośpieszyć, bo niedługo wychodzę. – Minę miał ani przyjazną, ani wrogą. – Za piętnaście minut. Nie dam wam ani sekundy dłużej. Na grzbiecie dłoni miał czarny tatuaż z inskrypcją wykonaną ozdobnym gotykiem, której Huldar nie potrafił odczytać do góry nogami, ale zdawało mu się, że to łacina, pewnie więc jakiś klasyczny cytat, którego autor nie mógł mieć pojęcia, że jego słowa ponad dwa tysiąclecia później ozdobią jakiegoś Islandczyka. Gdy Thröstur wpuszczał ich do środka, Huldar zauważył podobny tatuaż także na drugiej dłoni. Pasował do reszty: obcisłe czarne dżinsy i podkoszulek z anarchistycznym symbolem, który dodatkowo podkreślał szczupłość sylwetki, wielkie tunele w uszach, kolczyki w jednym nozdrzu i w środku nosa. Na sczesanych do przodu czarnych włosach, luźno zwisających po obydwu stronach twarzy, widać było ślady grzebienia utrwalone dzięki dużej ilości żelu. Huldar dość w życiu widział różnych wariacji takiego stylu, żeby wiedzieć, że służy on cherlakom do udawania twardzieli.
Huldar nie wyciągnął ręki, wiedząc, że tamten i tak jej nie uściśnie.
– Jestem Huldar, a to Freyja. Będziemy się śpieszyć.
Thröstur poprowadził ich w głąb mieszkania, nie proponując, żeby się rozebrali. Freyja i Huldar spojrzeli na siebie porozumiewawczo i bez słowa zdjęli buty, chociaż wygląd brązowych płytek podłogowych wyraźnie wskazywał, że po powrocie do domu będą musieli zmienić skarpetki. Wzorzysty chodnik leżący dalej zdawał się potwierdzać te obawy. Wyglądał na równie stary jak podłoga, w wytartych miejscach prześwitywała osnowa, z bliska jednak okazało się, że został odkurzony. Z tanich СКАЧАТЬ