Stara Flota Tom 6 Wolność. Nick Webb
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara Flota Tom 6 Wolność - Nick Webb страница 22

Название: Stara Flota Tom 6 Wolność

Автор: Nick Webb

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: Stara Flota

isbn: 978-83-65661-97-5

isbn:

СКАЧАТЬ jeden z czterech głównych generatorów mocy, ale kapitan Volz rozkazał „Niepodległości” uciekać, gdy tylko stało się jasne, że nie zdołamy wykonać zadania bez zniszczenia okrętu.

      – Niech zgadnę, Chojrak właśnie robi coś głupiego, niebezpiecznego i raczej skazanego na coś innego niż sukces?

      Ku zaskoczeniu Proctor Whitehorse zachichotała.

      – W zasadzie, pani admirał… wykonał najważniejszy punkt misji. On i Zivik wysadzili reaktor. Ten okręt jest tak wielki, że fala eksplozji jeszcze nie dotarła do kadłuba, ale niedługo ta część poszycia powinna się zapalić. Jak Bóg da, może nawet uda się zniszczyć całą tę jednostkę.

      – I obaj jeszcze żyją? Wciąż są wewnątrz? Przeczuwam, że umknęło mi coś istotnego.

      – Nazwaliśmy to jedwabnym szlakiem, pani admirał. To długi tunel, ciągnący się przez cały okręt Roju. Zivik i Volz uciekają tamtędy przed falą ognia, ale front eksplozji już ich dogania. Myśliwiec Zivika został uszkodzony i… cóż, w tej chwili nie ma jak się stamtąd wydostać. Żeby tam się znaleźć, musieliśmy wykonać skok kwantowy. Jednostka Roju nie ma żadnych dysz wylotowych ani nic podobnego.

      – Zupełnie inaczej niż w filmach – westchnęła pod nosem Proctor. – Dobrze. Wyślij mi ich przybliżoną lokalizację i wszystko, czego się dowiedzieliście o strukturze wewnętrznej tego okrętu.

      To było tylko dwóch ludzi. Dwa życia w obliczu miliardów. „Wyzwanie” z pewnością mogło się zająć czymś ważniejszym niż ratowaniem dwóch ludzi…

      Jednak w Proctor odezwał się pragmatyzm. Tych dwóch zdołało już wymyślić, jak uszkodzić jednostkę Roju, może nawet ją zniszczyć, i zapewne będą umieli powtórzyć ten wyczyn.

      Zresztą to byli Chojrak i Zivik. Nie mogła ich po prostu zostawić na pewną śmierć.

      Kilkanaście kilometrów dalej wybuch rozdarł jeden z okrętów sił obronnych, a przez wyrwy zaczęły wylatywać części i odłamki kadłuba.

      Proctor przycisnęła dłoń do ust.

      „Nie! Nie ma już czasu”.

      ROZDZIAŁ 18

      W pobliżu Brytanii

      Wewnątrz jednostki Roju, na poszyciu myśliwca

      Mięśnie i ścięgna bolały go od zaciskania nóg na skrzydle myśliwca. Lewy nadgarstek, owinięty liną sieci, pewnie był zmiażdżony od szarpaniny, gdy maszyna leciała na pełnym ciągu. Na dodatek palce mu spuchły.

      Ale nadal żył. Podobnie jak jego syn.

      – No dobra, mały, mam palce jak parówki i trochę mnie to zmęczyło. Uszczelnij kombinezon i wpuść mnie do kokpitu. Zresztą na zewnątrz robi się gorąco. Pewnie od tej eksplozji, która się za nami ciągnie.

      Ethan bez dyskusji otworzył właz i zwolnił nieco, żeby Volz mógł wyplątać rękę z resztek liny. Zaraz potem ojciec na czworakach dobrnął do kabiny i usadowił się za fotelem pilota.

      – Do ciężkiej cholery, jasna kur… Jebanychujaleboli… – W ciasnej kabinie Volz musiał boleśnie podkulić nogi i nie wytrzymał. Wstał i pochylił się nad synem przy sterach.

      Właz zamknął się i uszczelnił, Volz został nim praktycznie przyciśnięty do głowy Zivika.

      – Hej, prowadzę myśliwiec! – zaprotestował pilot. – Przytul się gdzie indziej, co?

      Pchnął intruza łokciem nieco zbyt mocno.

      – Nic z tego. Mogę sięgnąć do panelu działka. – Chojrak wyciągnął ręce i uruchomił broń rufową. Miała mniejszy kaliber niż główne działa, ale nadal była śmiercionośnie skuteczna.

      – A niby jak ma to nam pomóc, tato?

      – Te drony wciąż siedzą nam na ogonie, tępaku, i już nas doganiają. Są szybsze niż fala eksplozji. Pewnie automatyczny system, który nimi steruje, ma zaprogramowany instynkt przetrwania.

      Jakby na potwierdzenie jego słów salwa wystrzałów uderzyła w poszycie na rufie myśliwca. Ethan zaczął kluczyć, by zgubić pościg, podczas gdy Chojrak obrócił działko na tylnej wieżyczce, aby zyskać możliwość skutecznego strzału.

      – Widzę, że brakuje systemu wspomagającego celowanie.

      – Bo w tym działku nigdy go nie używamy, tato. Wszyscy wiedzą, że tym się strzela tylko na oślep, aby utrudnić pogoń, a do normalnej walki raczej się nie nadaje.

      – Cudnie. – Chojrak popatrzył na małego drona, który znalazł się dokładnie między kreskami celownika, i…

      – Trafiony, rozwalony.

      Malutki wrak przekoziołkował obok, a Ethan nieco zmienił kurs. Przez iluminator Chojrak zauważył coś niepokojącego.

      – O cholera. To nie drony.

      – Co takiego?

      Volz wychylił się, aby przyjrzeć się dokładniej niewielkiej postaci, szarpiącej się w uszkodzonej maszynie. Istota była podobna do tych, które sfotografował wcześniej Zivik, tylko o wiele mniejsza. Mniej rozwinięta. A to prowadziło do tylko jednego, nieprzyjemnego wniosku…

      – To ich dzieci. Albo młode. Miot. Nieważne, jak je nazwiemy. Te drony pilotują małe paskudy Roju. – Przesunął lufę działka, aby zestrzelić kolejnego agresora. I jeszcze jednego. Dzieci Roju, czy inna ohyda, nie należały do najlepszych pilotów ani strzelców, jednak były groźne.

      Kolejna seria uderzyła w kokpit. Jeden z nabojów niemal musnął Volza w nos. Powietrze, które już napłynęło do kokpitu, znowu zaczęło uciekać, a palce Chojraka znowu spuchły i wyglądały jak parówki. Na szczęście dmuchany hełm wytrzymał.

      – Dobra, tato, jaki plan? Fala ognia zaraz nas dogoni, jesteśmy uwięzieni w środku gigantycznego okrętu, a na dodatek ściga nas pomiot szatana w miniaturowych myśliwcach.

      – Plan?

      Ethan westchnął boleśnie.

      – O Boże…

      Volz wskazał palcem przed siebie.

      – Po prostu leć jak najszybciej. Ktoś się po nas zjawi. – Kolejna seria przebiła się do kokpitu i zniszczyła panel detektorów. – Mam nadzieję.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, СКАЧАТЬ