Manwhore Tom 2 Manwhore + 1. Katy Evans
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Manwhore Tom 2 Manwhore + 1 - Katy Evans страница 14

Название: Manwhore Tom 2 Manwhore + 1

Автор: Katy Evans

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-65506-43-6

isbn:

СКАЧАТЬ była kurą znoszącą złote jajka – próbuję obrócić to w żart.

      Ale może… nie, prawdopodobnie dlatego jest taka wyrozumiała w kwestii mojej blokady twórczej.

      Val uśmiecha się kpiąco.

      – Cóż, jesteś kurą z jajkami, które mogły zostać zapłodnione przez Sainta.

      Jestem zbyt pobudzona wiadomością od Sina i za mocno się cieszę powrotem weny, żeby pozwolić, aby zepsuły to drwiny Valentine’a.

      Przewracam jedynie oczami i pytam:

      – Wybierasz się do McCormick?

      – Nie, Helen chce, żebym poprawił cały ten szajs. – Pokazuje na ekran, po czym mruga. – Ale prawda jest taka, że dopiero kiedy się na mnie powyżywa, czuje, że żyje.

      – Cieszę się, że najwyraźniej ci się to podoba.

      Po tych słowach udaję się do gabinetu Helen razem z wydrukiem, mimo że artykuł zdążyłam już jej wysłać mejlem.

      Kładę go na jej biurku, a kiedy podnosi na mnie wzrok, mówię spokojnie:

      – Saint ma dzisiaj w McCormick Place przemowę na temat Interface i załatwił mi akredytację dziennikarską. Mogę tam jechać, nawet jeśli tylko w celach obserwacyjnych?

      – Spodziewałam się, że zaraz po żółtej kamizelce będziesz następną osobą, która mnie o to zapyta. Tak – zgadza się. – Ale nie siedź tam jak mysz pod miotłą. Zadawaj pytania! Niech ludzie wiedzą, że „Edge” zajmuje się tym tematem. – Widząc moje wahanie, dodaje szybko: – Wybranie się tam i zachowywanie normalnie to dla ciebie jedyna szansa na to, żeby wszystko wróciło do normalności. – Pauza. Marszczy brwi. – No co? Nie jesteś już tego taka pewna?

      Nie, nie jestem. Obecnie nie jestem pewna niczego.

      Twoje nazwisko znajduje się na liście.

      – Daj spokój, idź tam! Zadaj kilka pytań i spraw, żebyśmy wydali się inteligentni – oświadcza Helen. – Na pewno jesteś ubrana lepiej niż Val.

      Przygotowując się na najgorsze, ale licząc na najlepsze, kiwam głową i wracam do siebie. Helen ma rację, do mojego życia musi wrócić normalność.

      Bardziej zależy mi na nim niż na tym, co o mnie ludzie powiedzą. Nie przepuszczę okazji, aby się z nim spotkać.

      Pięć minut przed rozpoczęciem konferencji płacę kierowcy, po czym wysiadam z taksówki. Chroniąc włosy przed wiatrem, kieruję się w stronę jednego z czterech głównych budynków McCormick Place.

      To największe i najnowocześniejsze centrum kongresowe w kraju – tak ogromne, że dopiero po kilku minutach udaje mi się dotrzeć do audytorium, w którym głównym prelegentem jest Saint.

      Przedstawiciele mediów tłoczą się już niedaleko metalowych, składanych krzeseł: prasa, stacje radiowe, pięć lokalnych stacji informacyjnych. Najwyraźniej to ważne wydarzenie. Salę wypełniają setki gotowych do pracy dziennikarzy i kamerzystów.

      Gdy czekam w kolejce i dyskretnie próbuję przeczesać palcami włosy, dostrzega mnie stojąca przy wejściu niewielka grupka nowo przybyłych osób. Zostaję zlustrowana z góry do dołu, a potem zaczynają się szepty.

      O kuuurwa.

      Czerwona jak burak w końcu podchodzę do kobiety z podkładką z klipsem.

      – Witam, Rachel Livingston z „Edge”, na odczyt Malcolma Sainta.

      – Kotku, wszyscy tu przyszli na niego – burczy, nie podnosząc głowy. Odnajduje na liście moje nazwisko, a ja w duchu dziękuję koordynatorowi prasowemu Sainta – albo samemu Saintowi. Widzę niechęć, z jaką kobieta znajduje mój identyfikator, ale w końcu mi go wręcza. Z udawaną pewnością siebie biorę go od niej, po czym wchodzę na salę.

      Zdążył się tam już zgromadzić spory tłum, który bije brawo, kiedy na scenie pojawia się łysy prezenter w szarym garniturze.

      – Witam państwa – mówi do mikrofonu.

      Choć podczas szukania wolnego miejsca staram się skupiać uwagę na scenie, nie mogę nie zauważyć posyłanych mi zewsząd spojrzeń.

      Czuję bolesny ucisk w żołądku, kiedy myślę o Victorii i o tym, czy nie reprezentuje tutaj tego głupiego magazynu, na którego blogu mnie zdemaskowała. Po tym, jak Malcolm zablokował jej artykuł, z pewnością jest spragniona mojej krwi.

      Dzięki Bogu nie widzę nigdzie Victorii. Ale ludzie widzą mnie. I nagle. Mam. Gdzieś. Co o mnie mówią.

      Staję przed pustym krzesłem w tylnym rzędzie, zaraz obok długiego przejścia.

      Moją uwagę zwraca zamieszanie przy wejściu. Na widok wchodzącego Sainta budzi się we mnie kobieca świadomość. W ślad za nim podąża sznur biznesmenów. Malcolm obejmuje w posiadanie każde miejsce, w którym się znajduje. Najbardziej męski ze wszystkich znanych mi mężczyzn idzie prężnym krokiem, kierując się ku scenie.

      To niemożliwe, ale przysięgam, że w momencie, w którym się tu zjawił, nawet atmosfera uległa zmianie – jest w niej teraz coś dynamicznego i pełnego energii.

      Prezenter zapowiada go, a chwilę później na drewnianym podium staje Malcolm Chodząca Perfekcja Saint.

      – Jak wielu z państwa wie, od czasu swego powstania M4 notuje rekordowy wzrost na wszystkich platformach… Jest jednak część holdingu M4, która przyciąga moją największą uwagę. Od ponad roku zespół składający się z czterech tysięcy specjalistów oraz ze mnie ciężko pracuje, aby ludzie mogli korzystać z Interface, który, choć jest względnie nową platformą, pobił wszystkie inne media społecznościowe w kategorii rozrywki – mówi, po czym robi pauzę i prześlizguje się wzrokiem po widowni.

      Obserwuję, jak wielki ma wpływ na wszystkich tu obecnych. Obejmuje w posiadanie całą salę. I wszystkich, którzy się w niej znajdują. Zwłaszcza mnie.

      Ale…

      Nie czyta mojej przemowy. Przez chwilę jestem lekko skonsternowana, ale potem dociera do mnie, że naprawdę to utraciłam. Utraciłam swój pazur, utraciłam wszystko. Może i wierzył, że jestem w stanie dobrze pisać. Na tyle, aby chcieć mnie w swoim zespole. Dał mi szansę, a teraz uświadomił sobie, że jednak nic ze mnie nie będzie. Już nie będzie mnie chciał, nawet jako pracownika. W ogóle nie będzie mnie chciał.

      Tak bardzo się zamartwiam, że omija mnie część jego przemowy. W pewnym momencie na sali rozbrzmiewają głośne brawa.

      Przełykam ślinę. Podnoszę na niego wzrok.

      O jego obecności świadczy miękkość w moich kolanach. Uśmiecha się i czeka, aż jeden z dziennikarzy zada mu pytanie. Patrzy mu prosto w oczy.

      Widząc, że moi koledzy po fachu wpatrują się w niego jak urzeczeni, jestem w stanie przewidzieć, jakich słów użyją do opisania jego i jego prezentacji: Hipnotyzujący. Treściwa i konkretna. СКАЧАТЬ