Kupiec Wenecki. Уильям Шекспир
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kupiec Wenecki - Уильям Шекспир страница 5

Название: Kupiec Wenecki

Автор: Уильям Шекспир

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Драматургия

Серия:

isbn: 978-83-270-1537-2

isbn:

СКАЧАТЬ też pani powiedziała o tym młodym angielskim baronie?

      PORCYA.

      Wiesz, że z nim nigdy nie mówię, bo ani on mnie nie rozumie, ani ja jego. Nie umie ani po łacinie, ani po francusku, ani po włosku; a że ja za grosz angielszczyzny nie posiadam, natobym śmiało mogła przysiądz w sądzie. Wygląda on na przyzwoitego człowieka, ależ niestety! któż się rozmówi z niemą figurą? Jak dziwnie się ubiera! Zdaje mi się, że kaftan jego z Włoch pochodzi, pantalony z Francyi, czapka z Niemiec, a maniery ze wszystkich stron świata.

       NERYSSA.

      Jakież pani zdanie o tym szkockim lordzie, jego sąsiedzie?

       PORCYA.

      To, że jest pełnyrn sąsiedzkiej uprzejmości. Pożyczył raz od Anglika policzek i przysiągł, że mu odda, jak będzie mógł; Francuz był podobno jego przyjacielem i podpisał się za niego.

       NERYSSA.

      Jakże się pani podoba ten młody Niemiec, synowiec księcia saskiego?

       PORCYA.

      Nieznośny z rana, kiedy trzeźwy; a jeszcze nieznośniejszy w wieczór, kiedy ma w głowie. Kiedy się najlepiej przedstawia, wtedy się wydaje trochę gorzej niż człowiek; a kiedy się przedstawia najgorzej, wydaje się trochę lepiej niż zwierzę. Niech mię co najgorszego spotka, od niego przynajmniej uda mi się wykręcić, mam nadzieję.

       NERYSSA.

      Jeżeli jednak zechce wybierać i wybierze szczęśliwą skrzynkę, w takim razie wzbroniłabyś się pani spełnić wolę ojca, gdybyś go przyjąć nie chciała.

       PORCYA.

      Z obawy, aby się to nie stało, proszę cię, wsadź w niepomyślną skrzynkę sporą butelkę reńskiego wina, bo choćby szatan w innej siedział, a tej pokusy brakowało, gotówby inną wybrać.

       NERYSSA.

      Nie masz pani potrzeby obawiać się tych adonisów: żadnemu z nich się nie dostaniesz. Objawili mi oni swe postanowienie, którego treścią jest, iż wracają do domu i zalotami swymi naprzykrzaćci się dłużej nie będę, chyba w takim razie, gdyby mogli pozyskać panię w inny sposób, a nie według woli jej ojca, za pośrednictwem tych skrzynek.

       PORCYA.

      Choćbym tak długo żyła jak Sybilla, umrę tak czystą jak Dyana, jeślibym nie oddała ręki zgodnie z życzeniem mego ojca. Bardzom rada, że to grono aspirantów tak rozsądnie chce sobie postąpić, bo niema między nimi ani jednego, któregobym nieobecności najserdeczniej nie pragnęła, i prosić będę Boga, aby im dał szczęśliwą podróż.

       NERYSSA.

      Nie przypominasz że sobie pani pewnego Wenecyanina, oficera, literata, który tu był z markizem Montferratu, jeszcze za życia twego ojca?

       PORCYA.

      I owszem, to był Bassanio, zdaje mi się, że tak się nazywał?

       NERYSSA.

      W istocie, tak. Ze wszystkich mężczyzn, których moje głupie oczy kiedykolwiek widziały, najgodniejszym posiadania pięknej kobiety ten mi się wydał.

       PORCYA.

      Przypominam go sobie i przypominam sobie, że zasługuje na twoją pochwałę.

       Wchodzi służący.

      Cóż tam? co nam powiesz?

       SŁUŻĄCY.

      Owi czterej cudzoziemcy czekają na panię, chcąc ją pożegnać. Jest tam także goniec od piątego, od marokańskiego księcia, który przyniósł wiadomość, że jego pan na noc tu zjedzie.

       PORCYA.

      Gdybym mogła tego piątego powitać z tak lekkiem sercem, z jakiem tamtych czterech idę pożegnać, cieszyłabym się z jego przybycia. Jeżeli maświęty umysł a naturę szatańską, tobym go wolała na spowiednika niż na zalotnika. Pójdź, Nerysso. Ledwie zamkniemy bramę za jednym konkurentem, jużci drugi do niej kołacze.

      Wychodzą.

      Scena trzecia.

       Wenecya. Płac publiczny.

       Wchodzą BASSANIO i SZAJLOK.

       SZAJLOK.

      Trzy tysiące dukatów, dobrze.

       BASSANIO.

      Tak jest, na trzy miesiące.

       SZAJLOK.

      Na trzy miesiące, dobrze,

       BASSANIO.

      Antonio, jak mówiłem, będzie poręczycielem.

       SZAJLOK.

      Antonio poręczycielem, dobrze.

       BASSANIO.

      Możeszże mi wygodzić? Chceszże mię zobowiązać? Mamże liczyć na ciebie?

       SZAJLOK.

      Trzy tysiące dukatów, na trzy miesiące i Antonio poręczycielem.

       BASSANIO.

      Jakaż twoja odpowiedź?

       SZAJLOK.

      Antonio, dobry.

       BASSANIO.

      Słyszałeś co nasuwającego przeciwne zdanie?

       SZAJLOK.

      Aj, nie, nie, nie. Kiedy mówię: dobry, to chcę dać do zrozumienia, ze jego podpis wystarcza. Ale jego odpowiedzialność jest w kwestyi. Wysłał jedną galerę do Tripolis, drugą do Indyi; słyszałem także na Rialto że ma trzecią na wodach w Meksyku, a czwartą w drodze do Anglii; i inne jeszcze transporty w różne strony rozrzucone. Ale okręty to deski, majtkowie, ludzie; są szczury ziemne i szczury wodne; złodzieje ziemne СКАЧАТЬ