Kupiec Wenecki. Уильям Шекспир
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kupiec Wenecki - Уильям Шекспир страница 2

Название: Kupiec Wenecki

Автор: Уильям Шекспир

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Драматургия

Серия:

isbn: 978-83-270-1537-2

isbn:

СКАЧАТЬ natychmiast o rafach,

      Które drasnąwszy tylko bok mej nawy,

      Wnetby z niej w morze wysypały wszystkie

      Moje korzenie i ryczące fale

      Ubrały w moje bławaty. Tak łatwo

      Mogłoby w niwecz pójść to, co przed chwilą

      Tak było cennem. I mamie mieć władze

      Myślenia zdolne do myślenia o tem,

      A nie pomyśleć, że taki wypadek

      Pogrążyłby mię w smutku? Co tu gadać:

      Ja przekonany jestem, że, Antonio

      Smuci się, myśląc o swoich towarach.

      Antonio. Wierzcie mi, nic dlatego; dzięki szczęściu,

      Widoki moje nie są przywiązane

      Ani wyłącznie do jednego statku,

      Ani wyłącznie do jednego miejsca,

      Ani też mienie moje nie zawisło

      Od powodzenia w tym jedynie roku:

      Smutek mój nie ma więc związku z mym handlem.

       SOLANIO

      Jesteś więc zakochany?

       ANTONIO.

      Fuj! fuj!

      SOLANIO.

      Jakto?

      Nie zakochany? smutnyś więc dlatego,

      Żeś nie wesoły; mógłbyś z równą racyą

      Śmiać się i skakać, mówić, żeś wesoły,

      Boś nie jest smutny. W imię dwugłowego

      Bożka Janusa! natura wydaje

      Szczególniejszego rodzaju dziwadła:

      Jedni się zawsze mizdrzą i gotowi

      Z kobziarza nawet śmiać się do rozpuku;

      A inni mają w sobie tyle kwasu,

      Że ust nie nagną do uśmiechu, choćby

      Sam Nestor przysiągł, że się warto rozśmiać.

       Wchodzą: BASSANIO, LORENCO i GRACYANO.

       SALARINO.

      Oto BASSANIO, twój przezacny krewny,

      Gracyano i Lorenco. Do widzenia:

      Zostawiamy cię w lepszem towarzystwie.

       SOLANIO.

      Byłbym był z tobą pozostał tak długo,

      Ażbym był chmurę spędził z twego czoła,

      Gdyby mię byli nie przyszli wyręczyć

      Godniejsi przyjaciele.

       ANTONIO.

      Wasza wartość

      Wysoko stoi w mojem poważaniu.

      Przypuszczam, że was naglą interesy,

      I że chwytacie pretekst, aby odejść.

       SALARINO.

      Dzień dobry, mili panowie.

       BASSANIO.

      Nawzajem.

      Kiedyż się znowu śmiać będziem? Powiedzcie.

      Rzadkie z was ptaki: czy zawsze tak będzie?

       SALARINO.

      W wolniejszym czasie będziem wam służyli.

       SALARINO i SOLANIO odchodzą.

       LORENCO.

      Bassanio, skoro znalazłeś Antonia,

      To cię żegnamy. Pomnij tylko, proszę,

      Że masz jeść z nami obiad.

       BASSANIO.

      Liczcie na to.

       GRACYANO.

      Signor Antonio, źle nam coś wyglądasz.

      Za seryo na świat patrzysz; kto się nazbyt

      Troszczy o niego, ten go sobie zraża.

      Bardzoś się zmienił, wierzaj.

       ANTONIO.

      Świat jest dla mnie

      Poprostu światem, kochany Gracyano,

      Sceną, na której się gra jakąś rolę:

      Moja jest smutną.

       GRACYANO.

      Ja zaś wolę na niej

      Odgrywać rolę śmieszka: niech mi czoło

      Pokryją zmarszczki od pustot i śmiechu,

      I niech mi raczej pierś pała od wina,

      Niżby mi miały serce mrozić jęki.

      Potrzebaż aby człowiek z krwią gorącą,

      Siedział jak dziadek kuty z alabastru?

      Spał, kiedy czuwa, i w żółtaczkę wpadał

      Od tetryczności? Posłuchaj, Antonio;

      Kocham cię, przyjaźń mówi przez me usta:

      Jest rodzaj ludzi, których twarz przybiera

      Pewną powłokę, jak woda w kałuży;

      Którzy z umysłu milczą, chcąc uchodzić

СКАЧАТЬ