Название: Star Force. Tom 7. Unicestwienie
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-65661-64-7
isbn:
Rozpocząłem więc przegląd naszych sił obronnych, po raz dziesiąty od opuszczenia Warowni Cienia. Na szczęście do układu Eden można było dostać się tylko w dwóch miejscach, przynajmniej według naszej wiedzy. Istniały dwa pierścienie łączące go z innymi układami. Każdy z pierścieni umożliwiał natychmiastowy przeskok do innego systemu gwiezdnego.
Jedna ze ścieżek prowadziła do układu Heliosa, zajmowanego i patrolowanego przez naszych sojuszników, Robale. Za Heliosem, kilka ogniw łańcucha dalej, znajdował się Układ Słoneczny. Niestety, aktualnie nie mogliśmy uznać Ziemi za przyjazną.
Jednak Robale i kilka innych układów służyło nam za bufor bezpieczeństwa, więc nie spodziewałem się nagłego ataku z tamtego kierunku. Po przeciwnej stronie znajdował się tylko jeden znany system gwiezdny: Thor. Moim zdaniem stanowił on o wiele większe zagrożenie niż Ziemia. Gdyby nieprzyjaciel zaszedł nas od tej flanki, dowiedzielibyśmy się o tym co najwyżej dzień lub dwa przed atakiem.
Wiedzieliśmy, że istnieje co najmniej jeden pierścień łączący układ Thora z jakimś miejscem należącym do makrosów. Maszyny wielokrotnie atakowały nas, przylatując przez ten właśnie portal.
Uznawszy układ Thora oraz znajdujące się dalej floty makrosów za większe zagrożenie, zbudowałem na granicy stację bojową, tuż przy pierścieniu łączącym Eden z Thorem. Była ona znana jako stacja Weltera i przetrwała pierwsze bitwy, choć z trudem. Od jej powstania zmieniło się wiele rzeczy. Obecnie miała monstrualne rozmiary, stała się fortecą pełną personelu Sił Gwiezdnych. Uchodźcy z Ziemi podjęli się obsadzenia stacji ponadtysięczną załogą, zgodnie z pierwotnym założeniem.
– Jest ogromna, pułkowniku – powiedział komodor Miklos, gdy stacja znalazła się w zasięgu optyki. Ton jego głosu sugerował, że stacja bojowa jest zbyt duża.
Komodor wybrał się z nami na wyprawę do granicy układu. Był moim oficerem wykonawczym i drugą osobą w łańcuchu dowodzenia.
Przytaknąłem, unikając jego wzroku.
– Na pewno już ją widziałeś.
– Oczywiście, że tak. Ale teraz jest obszerniejsza. Ma trzy razy większą objętość niż przewidywały projekty.
Znów kiwnąłem głową, ale się nie odezwałem. Miklos był jednym z moich najlepszych ludzi. W ostatnich latach nauczyłem się polegać na jego osądzie i lojalności, ale to nie znaczyło, że zawsze słuchałem rad, których mi chętnie udzielał. Należał do floty, a więc chciał, żeby wszystkie godziny produkcyjne przeznaczać na konstruowanie kolejnych okrętów. To naturalne, że w jego oczach każdy inny wydatek zasobów był nieproduktywny.
Popatrzył na mnie ponuro.
– Czemu włożył pan tyle wysiłku w jej odbudowę... i powiększenie? Myślałem, że okazała się porażką.
– Porażką? Bynajmniej.
– Pierwsze bitwy tego molocha nie były obiecujące. Zepchnęli go z drogi jak puszkę. Jak gigantyczną puszkę.
Poczułem narastającą irytację, ale próbowałem tego nie okazywać.
– Byłem zaniepokojony tym, jak łatwo nasi wrogowie ominęli stację ostatnim razem – powiedziałem. – Przyznaję szczerze, że nie wykazała się optymalną sprawnością bojową.
– Stacja jest bezużyteczna, jeśli nie potrafi się sama obronić, pułkowniku.
– Potrafi – warknąłem, podnosząc głos. – W pierwszej bitwie wyeliminowała sporą liczbę wrogich okrętów.
Miklos zamilkł i pogrążył się w ponurych rozmyślaniach. Minutę albo dwie później westchnąłem.
– W porządku. Przyznaję, że umieszczenie tutaj tak wielu zasobów stanowiło ryzyko. Po tym, jak stacja poniosła względną porażkę w poprzednich starciach, musiałem podjąć decyzję: albo zamiast niej rozbudować flotę, albo rozszerzyć jej możliwości.
Miklos wolno pokiwał głową.
– Całkowicie to rozumiem, sir. Podwoił pan stawkę.
– Tak. Szedłem w zaparte.
Miklos nie wyglądał na zdziwionego, tylko na zmartwionego. Zaczął wymieniać powody, dla których okręty są lepsze od nieruchomych fortyfikacji.
– Mobilność drastycznie zwiększa skuteczność – pouczał mnie. – Wielkie działa na nic się nie zdadzą, jeśli nie dotrą na kluczowe stanowiska pola bitwy. W historii fortece zawsze ustępowały mobilnym siłom. Taka, dajmy na to, Linia Maginota...
Przewróciłem oczami. Starałem się słuchać tego wykładu tak potulnie, jak się dało, ale teraz oficer zezłościł mnie na tyle, że mu przerwałem.
– Linia Maginota? – zapytałem z niedowierzaniem. – Może pan być spokojny, komodorze. Ta stacja nie przejdzie do historii jako „Największa Fanaberia Riggsa”. Według mnie w ostatnich miesiącach, kiedy na Ziemi Crow lizał rany, makrosy konstruowały kolejną flotę inwazyjną. Chciałem stawić czoło nieuniknionemu zagrożeniu, więc rozbudowałem sponiewieraną stację. I to wszystko.
Miklos znowu zamilkł. Nie dąsał się jednak. Znałem go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że szyderczy ton nie zranił jego uczuć. Niestety, wiedziałem też, że moja przemowa go nie przekonała. Ani trochę. Zachowywał się po prostu uprzejmie i czekał na inną okazję, żeby znów przedstawić mi swoje argumenty. Facet potrafił być nieugięty.
Zajęliśmy się z powrotem obserwacją stacji, do której szybko się zbliżaliśmy. Kiedy byłem tu ostatnio, w oczy rzucała się skalista asteroida stanowiąca pancerz dla centralnego torusa. Obecnie wygląd bardzo się zmienił. Przechwyciłem i dodałem do stacji nową asteroidę, aby nadać jej większą masę. Wydrążyliśmy ją, wydobyliśmy ze środka metale, a kamień zostawiliśmy w roli opancerzenia. Powierzchnię skały pokrywał sprzęt. Pozbyłem się porozrzucanych tu i tam umocnień czy baterii czujników, żeby zastąpić je kompletnie nową superstrukturą tworzącą grubą obejmę, która opasywała stację pośrodku. Struktura ta miała mniej więcej kształt dysku, więc załoga ochrzciła ją „spodkiem”.
Nowe umocnienia nie były bynajmniej kruche. Powstały z ciężkich komponentów, głównie ze stali i grubych na metr polimerów. We wnętrzu spodka tkwiły jedna przy drugiej baterie uzbrojenia o niesamowitej sile ognia. Superstruktura była inkrustowana wyrzutniami rakiet, wieżyczkami laserowymi, działami elektromagnetycznymi i nie tylko.
Przerwałem ciszę jako pierwszy:
– Powinieneś się dowiedzieć o tej stacji jak najwięcej, komodorze, zanim zaczniesz na nią kręcić nosem.
– Nie przypominam sobie, żebym wykonywał tego rodzaju gesty.
– Nie, ale twój ton СКАЧАТЬ