Star Force. Tom 7. Unicestwienie. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 7. Unicestwienie - B.V. Larson страница 3

Название: Star Force. Tom 7. Unicestwienie

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-64-7

isbn:

СКАЧАТЬ

      Wreszcie na dwudziestej siódmej stronie dotarłem do meritum. Przeczytałem szybko ten fragment, po czym oddałem urządzenie pani porucznik.

      – No i? – zapytała Sandra. – Od kogo to?

      – Od Skorupiaków – odpowiedziałem.

      Sandra zaśmiała się oschle.

      – Od tych przeuroczych drani? Jaki liścik miłosny ci wysłali? Może tym razem podarują nam wielkiego drewnianego konia?

      Pokręciłem głową.

      – Nie. Proszą o pomoc. Twierdzą, że ktoś ich zaatakował, i proszą o każdą pomoc, jaką jesteśmy w stanie zaoferować.

      Sandra spojrzała na mnie, a uśmiech znikł jej z twarzy. Natychmiast pojąłem, co jej chodziło po głowie. Ten sam dylemat, który dręczył i mnie: czy powinniśmy pomóc naszym wrogom?

      W ostatnim konflikcie stanęli po stronie makrosów i zadali nam poważne straty. Ale musiałem przyznać, że nadal darzyłem te aroganckie stwory pewną dozą sympatii. Koniec końców, czy sam nie kazałem ziemskim wojskom walczyć pod dowództwem makrosów, gdy stanęliśmy przed widmem zagłady? Zaatakowałem Robale, dokładnie tak samo, jak one zaatakowały nas. Walczyliśmy z Robalami, ale jednak one są żywe, inaczej niż maszyny, które napadły Heliosa.

      – Są biotami – powiedziałem. – Może to szansa na pojednanie. Może wreszcie uświadomili sobie, że maszyny nigdy nie pozwolą im współistnieć w pokoju. Zawsze przyda się kolejny sojusznik.

      – Ale nie możemy im ufać – powiedziała Sandra. – To może być podstęp. Kolejna sztuczka, jak ostatnim razem. Może chcą sprawić, że się odsłonimy, i pomóc maszynom nas zniszczyć.

      – Wiem – odparłem – i zgadzam się, że musimy postępować ostrożnie.

      Sandra skupiła uwagę na holowyświetlaczu w centrum pomieszczenia. Wyciągnęła rękę i stuknęła w panel sterujący. Ukazał się szczegółowy, trójwymiarowy obraz rodzimego układu planetarnego Skorupiaków, który znajdował się o jeden skok od Edenu. Ich gwiazdę typu widmowego F nazwaliśmy Thor.

      W sumie odkryliśmy sześć połączonych ze sobą układów. Thor znajdował się na naszym końcu łańcucha systemów gwiezdnych i był ostatnim, który odkryliśmy za Edenem.

      Układ planetarny wokół gwiazdy Thor składał się z trzech gazowych olbrzymów oraz masy innych, pozbawionych atmosfery światów. Centralne gwiazdy goniły się po ciasnych orbitach: biała gwiazda typu widmowego F oraz maleńki czerwony karzeł. Mniejsze ze słońc otrzymało imię Loki.

      Swoich najbliższych, wrogo nastawionych sąsiadów nazwaliśmy Skorupiakami, ale w rzeczywistości przypominały homary o rozmiarach człowieka. Pochodziły z trzech oceanicznych księżyców okrążających gazowego olbrzyma położonego najbliżej centrum układu.

      – Co jeszcze napisali w raporcie? – zapytała Sandra. – Czy okręty makrosów weszły na orbitę ich światów?

      – Nie.

      – Nie widać śladów konfliktu? Więc jakie mogą mieć kłopoty?

      – Takie, których nie widać z kosmosu – odparłem. – Ale czujniki zarejestrowały coś dziwnego na ich księżycach, w szczególności na Yale. Nagłe skoki aktywności sejsmicznej; niewykluczone, że to eksplozje. A ich oceany... Rośnie temperatura wody. W ciągu ostatnich kilku dni wzrosła o jeden i jedną dziesiątą stopnia.

      – Jeden stopień? – zapytała Sandra. – Wielkie mi halo.

      Zacząłem przechadzać się niespokojnie.

      – W ostatnich latach nauczyłem się trochę o klimacie i geologii – powiedziałem. – Zmiana o jeden stopień przy tak ogromnej objętości wody i w tak krótkim czasie jest bardzo znacząca. Oznacza to tyle, że została uwolniona potężna ilość energii.

      Sandra zrobiła zbliżenie na gazowego olbrzyma, który dominował na niebie oglądanym przez każdego Skorupiaka. Miał niebieskawy kolor, jak Neptun w Układzie Słonecznym. O ile nam wiadomo, sam gazowy olbrzym nie był zamieszkany, ale znajdował się w strefie, gdzie mogła występować woda w stanie ciekłym. Planetę okrążało kilka oceanicznych księżyców, które stanowiły dom dla Skorupiaków. Każdy z nich miał rozmiary porównywalne z Ziemią, a ich powierzchnię pokrywały oceany.

      Wpatrywaliśmy się w układ planetarny na holowyświetlaczu. Wiedziałem, że Sandrze chodzi po głowie ta sama myśl, co mnie: „Co tam się, do cholery, dzieje?”.

      – Zabierzesz nas tam – powiedziała. – Zaryzykujesz życie członków Sił Gwiezdnych, żeby uratować Skorupiaki, prawda?

      – Tak – przyznałem. – Chyba tak zrobię.

      – Oni na to nie zasługują, Kyle.

      – Pewnie masz rację. Ale muszę spróbować zawrzeć z nimi pokój.

      Sandra wymamrotała coś jeszcze, ale nie zrozumiałem. Zdążyłem już opuścić ciepłe centrum dowodzenia i wyjść z powrotem na mury. Zbliżała się północ, więc mroźny wiatr przybierał na sile. Przyjemnie było poczuć go na skórze.

      Zamiast spoglądać w dół na otulone nocą wierzchołki drzew, podniosłem oczy do nieba. Nade mną wisiały kropelki ognia, które nazywamy gwiazdami. Tej nocy wydały mi się lodowate – tak właśnie musieli widzieć je moi przodkowie. Były niczym wpatrzone w nas oczy tysięcy bogów.

      Wiedziałem, że coś się dzieje tam w górze, ale nie miałem pojęcia, jakie plany co do mnie mieli ci bezduszni, lśniący bogowie.

      Rozdział 2

      Opuściliśmy Eden-8 tuż przed świtem. Wsiedliśmy z Sandrą na pokład niszczyciela. Okręt szybko wzbił się w niebo i pomknął ku zewnętrznym rubieżom układu, gdzie stacja Weltera okrążała najzimniejszą skałę w systemie gwiezdnym.

      Po drodze co kilka godzin sprawdzałem, czy nie pojawiły się informacje o dalszym rozwoju wydarzeń, bo jakiekolwiek wieści z Thora byłyby mile widziane. Nic jednak nie nadeszło, żadne nowe dane z czujników, okrętów zwiadowczych, sond szpiegowskich ani od samych Skorupiaków. Jedyne mierzalne dane, jakie otrzymałem, to złowróżbny szczegół: temperatura oceanów księżyca Yale wzrosła o kolejną jedną dziesiątą stopnia. Ten fakt, choć niepokojący, niczego nie wyjaśniał.

      W czasie długiej podróży do stacji bojowej nie dane nam było się wyspać. Zarówno ja, jak i moi oficerowie wbrew sobie snuliśmy ponure scenariusze. Czy to mogła być katastrofa naturalna? Aktywność wulkaniczna? Jakaś wojna domowa? Zwyczajnie nie mieliśmy pojęcia.

      Na ostatnim etapie podróży zbliżyliśmy się do stacji i rozpoczęliśmy ostre hamowanie. Przez kilka długich godzin niszczyciel dygotał, utrzymując stałe i dokuczliwe cztery g ciągu hamującego. Tak właśnie wyglądały loty kosmiczne dla weteranów Sił Gwiezdnych: niekończące się serie przeciążeń, najpierw gdy rozpędzaliśmy się do szybkości docelowej, a potem kiedy zawracaliśmy okręt i hamowaliśmy równie ostro, aby podejść do dokowania, nie taranując hangaru.

СКАЧАТЬ