Zgiełk wojny Tom 2 W głębi strachu. Kennedy Hudner
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zgiełk wojny Tom 2 W głębi strachu - Kennedy Hudner страница 6

Название: Zgiełk wojny Tom 2 W głębi strachu

Автор: Kennedy Hudner

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-64030-92-5

isbn:

СКАЧАТЬ i zaczęli kopać. Douthat ugryzła jednego z napastników w łydkę, za co oberwała w głowę. Przetoczyła się i kopnęła drugiego w kolano. Rozległo się satysfakcjonujące trzaśnięcie.

      Pierwszy miał znowu ją kopnąć, kiedy drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wbiegło czterech kadetów Akademii. Szybko ocenili sytuację, po czym spacyfikowali MacLeoda i jego kumpli do nieprzytomności.

      Douthat spędziła tydzień w izbie chorych. Doznała wstrząśnienia mózgu, miała złamaną szczękę i straciła dwa zęby. Połamała sobie również kłykcie, a dłonie jej spuchły. Jedno podbite oko szybko się zagoiło, drugie jednak wciąż zamykała opuchlizna. Niezbyt ładny nos, zmiażdżony w walce, wymagał interwencji chirurga.

      Kiedy Douthat przyjechała do budynku Akademii, czekał już na nią rektor.

      – Pozwoliłem sobie przenieść twoje akta służby we Flocie z inżynierii do szkoły dowodzenia, Douthat – oznajmił. – Rzucanie się samotnie na trzech gości było głupie, ale widziałem, co im zrobiłaś, zanim cię powalili. W szkole dowodzenia uczymy, jak nie być głupim, ale trudno znaleźć ludzi, którzy nie boją się narażać w walce.

      W akademiku Martha Wilkinson powitała ją wraz z kadetem, jednym z czterech, którzy rzucili się na pomoc tamtej pamiętnej nocy. Nazywał się Albert Hanaway. Martha wyszła za niego dwa lata później. Spędzili razem dwadzieścia sześć lat i wychowali cztery córki. Albert zmarł na serce w swoim domu i w otoczeniu najbliższych.

      I tak oto przemoc i próba gwałtu sprawiły, że Martha spotkała przyszłego męża, a Alyce Douthat wkroczyła na ścieżkę kariery w dowództwie i została admirałem Floty Ojczystej w najcięższych dla Victorii czasach.

      – Za prawo nieprzewidzianych konsekwencji – powtórzyła Alyce Douthat i uniosła lampkę wina w toaście.

      Wilkinson wstała.

      – Na mnie już pora. Przejrzyj ten raport, Alyce, nie odkładaj tego. I upewnij się, że ta dziewczyna, Tuttle, dostanie trochę wolnego.

      Douthat skrzywiła się ze znużeniem.

      – Chyba nie dane mi będzie zaznać dzisiaj snu.

      Wilkinson uśmiechnęła się słodko.

      – Nie bądź taka pewna. Dodałam ci środek nasenny do wina.

      I chichocząc, wyszła.

      Rozdział 2

      Na pokładzie „Sowy Śmieszki”

      Przy stacji kosmicznej na orbicie Timora

      W sektorze Dominium

      „Sowa Śmieszka” zeszła na orbitę synchroniczną kosmodromu wojskowego dwadzieścia pięć tysięcy mil nad Timorem. Za rufą okrętu ciągnęły się na dwieście mil zestawy sensorów pasywnych wychwytujące sygnały wizualne, radiowe i elektromagnetyczne z obszaru wokół stacji kosmicznej.

      „Sowa Śmieszka” należała do korwet klasy Visby, nazwanej tak na cześć szwedzkich okrętów zwiadowczych, budowanych na Starej Ziemi i uznawanych za najlepsze w tamtych czasach. Chociaż we Flocie obowiązywała oficjalna nazwa „korwety klasy Visby”, wszyscy, którzy je poznali, pieszczotliwie przezywali je „sowami”. Były o połowę mniejsze od niszczycieli, ich kadłuby wykonano z nieprzenikliwych dla czujników kompozytów, a napęd zapewniały silniki na antymaterię o mocy godnej krążownika i z kompensatorem inercji potężniejszym niż na innych jednostkach sił Victorii. Sowy miały piekielne przyśpieszenie, wyposażono je w najnowocześniejsze detektory pasywne, jakie udało się stworzyć inżynierom z Victorii. Nie były opancerzone i uzbrojone, ale posiadały spore zasoby dronów zwiadowczych i komunikacyjnych. Korwety tej klasy powstały tylko w jednym celu – do szpiegowania. I sprawdzały się w tym doskonale.

      Zwykle wysyłano je na misje trwające najwyżej pół roku, chociaż zdarzało się, że okręt nie wracał nawet przez dziewięć miesięcy lub dłużej, ponieważ albo natrafił na coś interesującego, co wymagało dłuższej obserwacji, albo czaił się długo przy wlocie do tunelu czasoprzestrzennego, aby przemknąć się niezauważenie. Załoga sowy liczyła jedenastu ludzi, których kajuty znajdowały się od siebie jak najdalej, aby dać im choć odrobinę prywatności, zwłaszcza podczas nocnych, dyskretnych wizyt, koniecznych podczas tak długich misji. Członków załogi wybierano bardzo starannie spośród obu płci i zwykle byli mniej więcej w tym samym wieku. Oprócz niezbędnych kwalifikacji zawodowych wszyscy załoganci w klasie Visby musieli charakteryzować się trzema głównymi cechami osobowości – zdolnością do dzielenia tej samej przestrzeni z tą samą grupą przez wiele miesięcy, poczuciem humoru i cierpliwością. Zwłaszcza cierpliwością, ponieważ okręt szpiegujący mógł skradać się tygodniami i miesiącami w poszukiwaniu cennych informacji, a na dodatek stale groziło mu wykrycie. Okręty szpiegowskie toczyły zupełnie inną wojnę, wymagającą od załóg dojrzałości i wytrzymałości na nieustanny stres. Nic dziwnego, że średnia wieku na takich jednostkach była o dziesięć lat wyższa niż na zwyczajnych okrętach.

      – Jakieś wieści z Floty? – zapytała Zahiri oficera łączności.

      – Żadnych, kapitanie – odpowiedział służbistym tonem Dennie Hod. Nieśmiało podniósł wzrok. – Myślisz, że przebili się do Azylu? Od ostatniej wiadomości minęło siedem tygodni.

      Sadia starała się, aby jej głos brzmiał radośnie.

      – Nie ma się co martwić, Dennie. Chroni ich cała Flota Ojczysta. Dotarli do Azylu, to pewne. Nie mamy wieści, bo musiałyby pokonać dwa tunele czasoprzestrzenne, a dron temu nie podoła, potrzebny byłby statek.

      Drony komunikacyjne mogły wytrzymać jedno przejście przez tunel czasoprzestrzenny, kolejne kończyło się raczej żałośnie. Dlatego kapitan Zahiri podjęła trudną decyzję. Miała pod rozkazami dziesięć okrętów szpiegowskich w sektorze Dominium. „Sowa Śmieszka” czaiła się nad kosmodromem Herzberg, w pobliżu największej bazy militarnej Timora, a pozostałejednostki uformowały sieć wokół planety, aby monitorować ruch na orbicie. Tyle tylko, że od wielu dni nie było żadnego ruchu. Siedem tygodni temu wyruszyła stąd flota licząca z osiemdziesiąt jednostek i skierowała się do tunelu czasoprzestrzennego, wiodącego do sektora Victorii, potem nadleciały frachtowce z ojczyzny, niosąc wieść o inwazji.

      Wiadomość zaskoczyła wszystkich. Dominium i Tilleke podstępnym atakiem pokonali Victorię! Królowa Anna prowadzi do Azylu tych, którzy ocaleli… Anna? Co się stało z królową Beatrice?

      A potem żadnych wieści.

      Sadia musiała zdecydować, czy wysłać jedną z sów w długą i niebezpieczną podróż do Azylu, aby nawiązać kontakt z resztą Floty. Właściwie nie było wyboru, na okrętach kończyły się zapasy żywności. Sowy miały zaopatrzenie na siedem miesięcy, a przebywały z dala od domu już pół roku. Kapitan Zahiri zmniejszyła racje i pewnie będzie musiała znowu to zrobić, ale za osiem, dziewięć tygodni i tak skończy się prowiant.

      Po dłuższym namyśle postanowiła wysłać jednak dwie sowy do Azylu. Dzięki temu mogła zabrać żywność z obu jednostek i zyskać cztery dni dla pozostałych, które pozostaną nad Timorem. Może potem wszystko się wyjaśni.

      – Kapitan Zahiri! СКАЧАТЬ