Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill Sims
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy - Gill Sims страница 11

Название: Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy

Автор: Gill Sims

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-276-4009-3

isbn:

СКАЧАТЬ wkładaniem palców do kontaktu albo wymontowywaniem filtra ze zmywarki. Kiedy podrósł, znalazł sobie jeszcze ciekawsze zajęcia, więc przytulanie stało się kompletnie passé. Jane niewątpliwie miała w tym mały udział, bo już jako dojrzała ośmiolatka powiedziała mu, że przytulanie to dziecinada. Zawsze przypominała o tym młodszemu bratu, kiedy chciał, żeby wziąć go na ręce. Jane nigdy nie lubiła się przytulać. Nawet kiedy była malutka, nie chciała, żeby brać ją na ręce, i protestowała, domagając się, by postawić ją na ziemię. Szybko stała się najbardziej niezależnym brzdącem świata. W pierwszych latach życia najczęściej używała wyrażeń: „Ja sama!” i „Nie!”.

      Koniec końców, nawet jeśli moim drogim synem kierowało tylko to, że był zwalony z nóg przez chorobę, miło było spędzić trochę czasu na przytulankach, szczególnie że był chory na gardło, a nie demolowany wirusem żołądkowym, więc mogłam się odprężyć, bo prawdopodobieństwo, że zwymiotuje mi na klatkę piersiową było raczej niewielkie.

Środa, 21 października

      Peter wciąż nie był na tyle zdrowy, żeby iść do szkoły, ale jego stan uległ znaczącej poprawie. Wywnioskowałam to z faktu, że kiedy usiadłam obok niego na kanapie i próbowałam się przytulić, gwałtownie mi się wyrwał, a potem zaczął się wykłócać, że Odlot to głupi film, bo każdy człowiek potrzebuje domu i „Co on niby zrobi bez domu?”. Ja się wzruszałam, że do szczęścia wystarczy nam miłość, a Peter uparcie twierdził, że wcale nie, bo gdzieś trzeba mieszkać. A kiedy wyjąknęłam:

      – Chodź, przytul się do mamusi, kochanie – oznajmił, że idzie do kibelka, mamrocząc pod nosem, że cegły i cement są dużo ważniejsze w życiu niż jakaś głupia miłość.

      Cieszę się, że zdrowieje, ale trochę tęsknię za moim małym milusińskim.

      Jane była dziś jeszcze bardziej wściekła, że Peter już drugi dzień siedzi w domu, więc mimo że jest chodzącym okazem zdrowia, pół dnia wyszukiwała w Internecie dziwaczne choroby, na które ludzie chorowali w przeszłości, i groziła, że sprowadzi na nas wszystkich zarazę. Najpierw stwierdziła, że jest jej słabo i zdiagnozowała u siebie ropień okołomigdałkowy, co ciężko było kupić, bo chwilę wcześniej zjadła olbrzymie śniadanie, a poza tym kłóciła się ze mną dosłownie o wszystko. Zaczęłam żałować, że przeczytałam jej Po prostu Katy5, bo od tamtej pory zgrywa małego tyrana, który najchętniej całe dnie próżnowałby w łóżku, wydając polecenia swojej świcie, żeby składała hołd u jej stóp. Scenariusz ten wydaje mi się podwójnie alarmujący, bo mnie obsadziła chyba w roli Ciotki Izzie i pewnie nie miałaby żadnych skrupułów, żeby mnie ukatrupić i tym samym poszerzyć zakres swoich wpływów w domostwie. Wydaje mi się, że przeoczyła: a) fragment książki, w którym Katy przez kilka lat była sparaliżowana, i b) fakt, że jeśli pozbędzie się Ciotki Izzie/mnie, żeby zająć miejsce na swojej grzędzie do wydawania rozkazów, w naszym domu nie będzie wystarczająco dużo służby potrzebnej do realizowania jej wizji. Boże, miej nas wszystkich w opiece, kiedy dorośnie do czytania sióstr Brontë.

      Oczywiście gdyby Jane naprawdę zachorowała, czułabym się okropnie, tym bardziej że zarzuciłam jej symulowanie, dlatego cały dzień nerwowo sprawdzałam telefon, czy przypadkiem nie dzwonili ze szkoły, żebym odebrała swoje biedne chorujące maleństwo. Na razie się nie poddaję, choć nie wątpię, że Jane jest tym faktem głęboko zawiedziona.

Poniedziałek, 26 października

      Minęła połowa semestru. Kiedy to się stało? Ledwo co dzieciaki wróciły do szkoły, i już mają tydzień wolnego. Simon kolejny raz odmówił pójścia na tygodniowy urlop, bo jest Bardzo Ważnym i Bardzo Zajętym Biznesmenem. Wywyższa się, bo zarabia więcej niż ja. Tylko dlaczego zawsze zapomina, że jedyny powód, dla którego tak się stało, jest taki, że kiedyś we dwójkę (podkreślam! We dwójkę!) podliczyliśmy koszty związane z opłacaniem opieki do dzieci i okazało się, że bardziej niż branie opiekunki na cały dzień opłaci się nam, jeśli będę pracować na część etatu.

      Bujając w obłokach i przepełnieni optymizmem, umówiliśmy się, że opiekę nad dziećmi w dni wolne będziemy dzielić po równo, ale dziwnym trafem Simon zawsze musi jechać w bardzo ważną delegację albo pracować nad jakimś projektem w godzinach pozaszkolnych, więc całe wolne, jakie mi przysługuje, muszę zużywać na wakacje, szkolne koncerty, dni otwarte i Boże Narodzenie, bo on jest przecież bardzo zajęty. Nie wierzę, że to prawda, to zwykła przebiegłość. Ja też powinnam stać się większą spryciarą.

      Niestety, moja nudna praca w IT nie dostarcza mi takich atrakcji jak praca architekta, to znaczy wyjazdów w delegacje i oględzin filii, więc kiedy Simon dał nogę do Barcelony, ja utknęłam tutaj. Z dziećmi, które są bardzo głodne. Bardzo. Głodne… Przyłażą do mnie co pięć minut, jęcząc o coś do jedzenia. Szczególnie Peter, który wcale nie przybiera na wadze, mimo że dzień w dzień konsumuje tak nieprzyzwoite ilości jedzenia, że czasami się zastanawiam, czy nie ma tasiemca. Gdyby miał, mógłby się chociaż podzielić. Chciałabym móc jeść tyle co on i być taka chuda. Kiedyś nawet sprawdziłam, czy da się kupić tasiemca przez Internet (da się, chociaż tylko na bardzo podejrzanych stronach, na które lepiej w ogóle nie wchodzić, bo po pierwsze mogą zainfekować komputer wirusami, a po drugie trudno stwierdzić, co naprawdę sprzedają pod nazwą „tasiemiec”. Założywszy oczywiście, że nie ograniczają się do zdobycia informacji o koncie, a z dalszych kroków podejmą jedynie wyśmiewanie biednych, oszukanych, leniwych, otyłych kobiet). Czasami zastanawiam się, czy nie powinnam odrobaczyć synka, ale boję się, co mogłabym zobaczyć. Wystarczy, że muszę odrobaczać psa. Peter potrafi być tak obrzydliwy, że pewnie chciałby zachować swoje robaki w charakterze zwierzątek domowych.

      Jak mogłam być taka głupia, żeby liczyć na to, że ten „wolny” tydzień będzie dobrą okazją do wysprzątania domu, wyczyszczenia lodówki, zlokalizowania źródła zapaszku zatęchłej uryny w łazience i ogólnie zamiany naszego domostwa w czyste, gustowne, eleganckie miejsce rodem z Pinteresta? Zapomniałam, że nie ma czegoś takiego jak wolny tydzień, kiedy wokół kręcą się moje kochane maleństwa. Pomijając walkę z wiszącą w powietrzu nieprzemijającą groźbą śmierci głodowej (którą możemy jedynie odsunąć w czasie), muszę przerywać kłótnie, szukać zagubionych skarbów i wymyślać rozrywki.

      Swoją drogą, kiedy te rozrywki stały się takie drogie? Wiem, że zabrzmię, jakbym cytowała skecz Czterech facetów z Yorkshire Monty Pythona, ale moja matka powiedziałaby, żebym przestała zawracać jej głowę, gdybym każdego dnia ferii zanudzała ją pytaniami o to, co będziemy dzisiaj robić, i marudziła, że chcę iść do kina albo do domu rozrywki dla dzieci (dobry Boże, spraw, abym nie przegrała z własną desperacją i nie dała się namówić na tę pioruńsko drogą rozrywkę. Tam tak strasznie śmierdzi! Daj mi siłę, abym oparła się ponuremu, usmarowanemu kupą Domu Apokalipsy o Miękkich Ścianach).

      Wczoraj lodówka była pełna. Dzisiaj jest prawie pusta. Peter ma tylko sześć lat, jak ja go wykarmię, gdy stanie się nastolatkiem? Kiedy moje dzieci były mniejsze i proponowałam mojej koleżance Claire, żebyśmy poszły na kawę albo do parku, zawsze nalegała, żebyśmy spotkały się u niej. Miała córkę w wieku Jane i nastoletniego syna. Nie chciała zostawiać go samego w domu, bo pilnowała lodówki, żeby całe zakupy z supermarketu nie zniknęły. Długo myślałam, że wyolbrzymia, ale kiedy poznałam możliwości Petera i jego tasiemca, zaczęłam odliczać dni do chudych lat.

Środa, 28 października

      Boże przenajświętszy, złamałam się. Poszliśmy do СКАЧАТЬ



<p>5</p>

What Katy Did (1872), aut. Susan Coolidge, wyd. polskie: Po prostu Katy, Novus Orbis 1995 (przyp. tłum.).