Название: Dwór pod Czerwonymi Makami
Автор: Andrzej F. Paczkowski
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-7859-571-7
isbn:
Tymczasem Olesia nie potrafiła wymazać z pamięci zdarzenia, które uczyniło z niej kobietę i kiedy po dwóch tygodniach otarcia i sińce zniknęły, jej oczy jakby same zaczęły wyszukiwać pana. Przeżywała najgorsze momenty , nie wiedząc, jaką podjąć decyzje, bo z jednej strony nie potrafiła spojrzeć pani w oczy, a z drugiej chciała otrzymać kolejną porcję uniesień. Ciało miała zgrabne i młode, jędrne i pełne gorącego ciepła. Ono samo, kiedy już poznało smak mężczyzny, domagało się kolejnych ingerencji. Gleba musi być użyźniania, w przeciwnym razie nic na niej nie wyrośnie. Przecież to, co zrobił z nią ten człowiek, nie mieściło się w jej pojęciu. Jeżeli stało się, co stać się miało, odczuwała to tak, jakby miał teraz prawo do jej ciała i całej jej osoby. Zresztą nie tylko prawo, ale również powinność. Niekochane ciało więdnie i Olesia czuła to całym jestestwem.
Wieczorami chodziła pływać do stawu należącego do dworu. Za każdym razem, kiedy jeszcze słońce stało nad wierzchołkami drzew, zakradała się w gąszcze pełne tataraku i przemykała do miejsca, gdzie mogła pozostawić ubranie i oddać się w posiadanie chłodnawej wodzie.
Antoni zobaczył ją przypadkiem, kiedy skradała się, oglądając za siebie, czy aby nikt nie widzi. W mig poczuł, że coś się święci i naraz oblał się rumieńcem złości. A więc to tak, pomyślał, to ona wieczorami urządza sobie schadzki z jakimiś młokosami i bezwstydnie się im oddaje. Już on coś z tym zrobi. Nie pozwoli jej na takie zachowanie. Jeżeli była na tyle bezwstydna, że rozdawała wszystkim, co i jemu dała, nie zagrzeje długo miejsca we dworze. Pospiesznie pozostawił pracę i ruszył w ślad za dziewczyną. Przeszedł przez sad i powoli zbliżał się do miejsca, gdzie dojrzał ją po raz ostatni. W świeżej trawie jeszcze można było rozpoznać ślady stóp, więc nie było trudne podążanie za dziewczyną.
Od dwóch tygodni starał się trzymać od niej z daleka, chociaż myśl, że może mu znowu dać to, dostępu do czego broni mu żona, sprowadzała na niego niemalże białą gorączkę. W jego wnętrzu rozgrywała się nieustanna walka. Raz pragnął się zbuntować i pójść wziąć to, co się mu należało, wtulić się w ciepłe miękkie ciało, innym zaś razem czuł, że to przecież niezgodne z małżeńską przysięgą i nie może w ten sposób postępować. Bo jak Bóg może zapatrywać się na takie igranie z chuciami?
Zanim doszedł do miejsca, w którym zatrzymała się już Olesia, stanął jak wryty. Ubranie dziewczyny właśnie opadało po ciele na trawę i oto stała naga, jak ją Bóg stworzył, w całej krasie, ze słońcem pieszczącym jej piersi i wzgórek łonowy, kusząco mieniący się w świetle wieczornych brzoskwiniowych promieni. Od razu krew w nim zawrzała, tętno przyspieszyło i zaczął szybciej oddychać. Natychmiast zmienił się w zwierzę polujące na ofiarę.
Przyczajał się powoli, coraz bliżej. Pozwolił jej wejść do wody i zanurzyć się na chwilę. Kiedy wypłynęła na powierzchnię, zaczęła unosić się leniwie na wodzie, jakby była gęsim piórkiem i nic nie ważyła. W wodzie czuła się jak ryba, dało się to poznać po spokoju malującym się na twarzy i powolnych, zmysłowych ruchach. W pewnym momencie okręciła się i wolno przesuwała rękami, płynąc wzdłuż stawu. Jej piersi raz za razem wyłaniały się mokre, ze sterczącymi sutkami i Antoni nie mógł oderwać wzroku. Niewiele brakowało, a rzuciłby się w ubraniu do wody. Tymczasem mijały długie minuty. Olesia pływała, nie podejrzewając nawet, że ktoś ją podgląda.
Wreszcie zdecydowała się wyjść z wody. Dopłynęła do brzegu i z wody zaczęła wyłaniać się coraz większa część jej ciała. Po paru następnych krokach stała już na zielonej trawie. Owady bzyczały wśród drzew. W zaroślach rechotała żaba, jakaś ryba wyskoczyła ze stawu i zniknęła w ciemnawej toni. Antoni przyglądał się, jak odwraca się twarzą do słońca i wyciąga rozłożone ręce, jakby chciała czerpać nową energię potrzebną do życia. Powoli skóra wysychała, a przyjemny uśmiech nie znikał z twarzy, choć tego nie mógł teraz widzieć, ponieważ stała odwrócona tyłem.
Teraz już nie potrafił jej darować, że wyprowadziła go w pole. Nagle wróciło do niego życie, zrobił krok do przodu, zaczął przeciskać się przez krzewy i zbliżać. Olesia drgnęła, słysząc odgłos pękającej gałęzi i przestraszona odwróciła się w jego stronę. Już miała sięgać po ubranie, kiedy zrozumiała, że to pan idzie w jej stronę, a jego oczy gorzeją pożądaniem. Opuściła ręce, którymi przed chwilą jeszcze zakrywała piersi, i stanęła przed nim w całej krasie. Im bliżej niej był, tym bardziej drżały jej kolana. Dla pewności uklęknęła, a potem położyła się na ciepłej trawie i ułożyła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
Antoni już do niej doszedł, ale widok, jaki się nagle przed nim rozpostarł, jej nogi tak daleko od siebie i kobiecy kwiat ukazujący mu wnętrze, domagający się pieszczot i zapraszający do ciemnego, wilgotnego miejsca, po prostu zwalił go z nóg. I on upad. Pospiesznie ściągnął koszulę, rozpiął spodnie i ściągnął w dół, ukazując, jak bardzo jest gotowy. Potem rękami upadł na trawę i jego usta zbliżyły się do otwartego pąku, tak bardzo soczystego i pachnącego, wabiącego z daleka jak róże przyciągające pszczoły w lecie.
Ten dzień stał się przełomowy dla obojga. Siła przyciągania okazała się zbyt wielka, by mogli sobie pozwolić na zapomnienie. Miejsce jej wieczornych kąpieli stało się obszarem ich miłosnych spotkań i wielkich uniesień, którym mogły się przyglądać jedynie zarośla, owady i ptactwo. Był pozbawiony fizycznego uczucia, brakowało mu ciepła ciała, jego poddania i oddania. Potrzebował ulgi, chwili zapomnienia, odrobiny szaleństwa i dzikiego nieokiełznania. Ona pochodziła z biednej rodziny i zakochała się nieprzytomnie, dając mu wszystko, co mogła: duszę i ciało.
Małżonkowie spali osobno już od wielu miesięcy. Choć Janina śledziła wzrokiem Olesię, nigdy nie doszło do tego, żeby dziewczyna zdradziła się w jej obecności. Podejrzliwość powoli ustępowała. To, że mąż zaprzestał odwiedzin w łóżku, było darem z niebios. Często starała się do niego przytulać, bo przecież czułości potrzebowała jak każda żywa istota, ale on z czułością zaczął miewać wielkie problemy. Nie należał do typu wylewnych mężczyzn, jeżeli o to chodzi, ale teraz zupełnie odwykł. Nagle stała się kimś obcym. Z dnia na dzień oddalał się i stawał niedostępny. Zamykał się na jej świat.
– Ty już mnie nie kochasz? – pytała go czasami, kiedy odsuwał ją zdecydowanie.
– Kocham – odpowiadał, nie patrząc jej przy tym w oczy.
– Ale nie żyjemy ze sobą jak dawniej – zauważyła cicho.
– Ale to raczej nie moja wina.
Wtedy odchodził. Nie potrafił ścierpieć tonu jej głosu. Kiedyś, kiedy odzywała się do niego w ten sposób, upadłby przed nią na kolana. Teraz… teraz nie było takiej potrzeby. Wszystko, czego potrzebował, dawała mu Olesia.
Jak się można spodziewać, nadszedł dzień, w którym Janina zauważyła uciekającą nad staw służącą i chwilę później gdzieś w oddali zupełnym przypadkiem mignął jej cień męża. Od razu nabrała podejrzeń i nie bacząc na nic, zostawiając dziecko w łóżeczku i pobiegała do sadu. Szła pospiesznie, starając się podnosić wysoko spódnice, aby narobiły jak najmniej niepotrzebnego szelestu. Już СКАЧАТЬ