Название: Dwór pod Czerwonymi Makami
Автор: Andrzej F. Paczkowski
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-7859-571-7
isbn:
– Mówisz tak, ponieważ mi zazdrościsz! – krzyknęła, wymierzając w niego palec wskazujący.
– Niby czego?
– Tego, że kocha mnie bardziej niż ciebie!
– Ty czarownico! Gdybyś nie była matką mojego dziecka, to…
Podniosła dumnie i wyzywająco głowę w jego kierunku.
– To co?
Zacisnął pięści.
– Jestem ojcem. Rozkazuję ci, żeby Olesia przejęła również opiekę nad dzieckiem. Aby z nim więcej czasu spędzała. Do ludzi od czasu do czasu zaprowadziła. Bo zupełnie zdziwaczeje!
– Nie pozwolę!
– Będę nalegał!
– Nie chcę, żeby taka kobieta jak ona, zajmowała się moim dzieckiem.
Drgnął.
– Taka? Niby jaką to kobietą jest Olesia według ciebie?
– Z pewnością nie taką, która powinna mieć wpływ na moje dziecko!
– Uważam, że to twój wpływ na małą jest zły!
– Nie! Ja… ja nie pozwolę!
Walnął pięścią w stół.
– To cię przymuszę!
Pierwsze rozdzielenie małej z matką odbyło się krzykliwie i boleśnie. Janina nie chciała jej wydać na opiekę Olesi nawet na pół godziny. Zaś mała krzyczała strasznie, kiedy odbierano ją z rąk matki. Antoni jednak był nieugięty.
– Przejdziesz się z nią po sadzie. Pokażesz jej, jak ludzie zbierają owoce, zerwiesz śliwkę, jabłko, cokolwiek. Nich mi to dziecko tylko z nią w domu nieustannie nie siedzi, bo jak nic zdziwaczeje.
– Nie zabierajcie mi dziecka! – krzyknęła Janina rozdzierająco i popadła w płacz, osuwając się na krzesło i zasłaniając oczy rękami.
– Nie histeryzuj, kobieto! Olesia przechadza się z małą tylko po ogrodzie.
– Tylko po ogrodzie! – zawołała i po chwili zaczęła się śmiać, by wkrótce przejść w nowy płacz. – Wy mi chcecie odebrać dziecko!
Wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju, pozostawiając ją samą.
– Miałam wtedy trzy lata – odezwała się kobieta, znowu patrząc niewidzącym wzrokiem gdzieś w przeszłość. – Na zawsze zapamiętałam tamto zdarzenie. Płakałam przez cały czas pobytu z Olesią, bo jakkolwiek opiekowała się mną na początku, to później broniono jej dostępu do mnie. Bałam się jej. Chciałam wrócić do matki, nie rozumiejąc, dlaczego cała ta tragedia się działa, z jakiego powodu odbierano mi rodzicielkę, do której byłam tak mocno przyzwyczajona, jak później nie byłam już do nikogo…
– To musiało być naprawdę ciężkie przeżycie, jeżeli zapamiętała je pani aż do teraz.
Pokiwała głową.
– I takie było. Nie zatarło się w pamięci jak inne zdarzenia. Nadal jest żywe.
– Co było dalej?
– Przechadzki z Olesią zdarzały się teraz częściej, aż wreszcie pogodziłam się z tym. Zaczęłam się przyzwyczajać. Olesia należała do spokojnych i dobrych ludzi, dobrze patrzyło jej z oczu. Kiedy przypominam to sobie z odstępem czasu, doskonale rozumiałam, z jakiego powodu ojciec się z nią zadawał. Nie należała do lepiej urodzonych, nie posiadała tej godności, jaką można było dostrzec we wzroku i całej postawie matki, a jednak… była po prostu dobra.
Olesia często dawała małej dobroci schowane wcześniej do kieszeni. Bawiła się z nią w gry i chodziła nad staw, aczkolwiek z zupełnie innej strony. W tamto miejsce wracała wyłącznie sama lub z nim. Nie mogła go sprofanować, a to z jednego prostego powodu: od dłuższego czasu kochała Antoniego i miejsce to stało się świątynią. Tam najczęściej bywali razem i spędzali dużo czasu, oddając się miłości. Dziecko z tej strony stawu nie byłoby więc dobrym rozwiązaniem.
Co dziwne, po jakimś czasie, kiedy to wszystko ułożyło się tak, jak się ułożyło, Antoni przestał zaglądać do kieliszka i nigdy więcej nie podniósł na żonę ręki. To zdarzyło się jakby dawno temu, w innym życiu. Wtedy był przecież zupełnie pogrążony w rozpaczy, z braku szczęścia i miłości nie wiedział, co robi, nie panował nad sobą. Związek z Olesią uspokoił go i nadał sens jego egzystencji.
Mała Wanda należała do dzieci bardzo szybko się rozwijających. Interesowało ją wszystko wokół, nieustannie zadawała pytania, a kiedy coś już jej wpadło do głowy, zostawało w niej na zawsze. W wieku trzech lat płynnie mówiła po polsku, co wszystkich bardzo cieszyło. Kiedy nadchodziła zima i więcej czasu spędzało się w domu, zabawa polegała na nauce czytania i liczeniu.
Mała często też przechadzała się z matką do pobliskiego kościółka. Siadywały w ławie i w ciszy modliły się do Boga.
– Pamiętaj – szeptała jej matka do ucha. – Tutaj zawsze możesz przyjść i porozmawiać z Bogiem.
– Gdzie On jest? – pytała naiwnie.
– Wszędzie – odpowiadała matka.
Dla Wandy nie było problemu zrozumieć słowa matki. Była mała, wyobraźnia rozwijała się w niej jak u każdego dziecka, więc od razu też zaakceptowała fakt, że Bóg mieszka w kościele, jest obecny wszędzie i widzi wszystko.
– Możesz mu zawierzyć wszystkie kłopoty. Kiedy będzie ci ciężko, przyjdź i porozmawiaj z Nim. Poproś, a będzie ci dane. Ale też nie zapominaj dziękować.
Mała wsłuchiwała się uważnie w matkę. Pojmowała powagę sytuacji i wyczuwała ważność chwili.
– Za co dziś podziękujesz Panu Bogu? – zadała pytanie na koniec.
Wanda zastanawiała się cicho.
– Za dobry obiad – odpowiedziała.
– Dziękujemy ci, Boże, za dobry obiad – powiedziała matka z powagą, a mała powtórzyła.
– A o co go poprosisz?
– Żeby nie zabierał mi Maryni.
Marynia była jej szmacianą lalką z kukurydzianymi włosami na głowie. Dostała ją od kucharki na trzecie urodziny i nigdy się z nią nie rozstawała. Nawet teraz, siedząc w kościele, trzymała ją na rękach.
– A więc prosimy cię, Boże, o to, aby Marynia została z nami na zawsze.
Twarz małej pojaśniała. Tak bardzo kochała laleczkę, że życie bez niej wydawało się po prostu niemożliwe.
Potem wychodziły z kościoła, СКАЧАТЬ