Wiry. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wiry - Генрик Сенкевич страница 18

Название: Wiry

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-270-1556-3

isbn:

СКАЧАТЬ pani Krzycka spytała znowu:

      — Kto rządzi teraz Zalesinem?

      A młoda wdowa, otrząsnąwszy się z chwilowych smutnych wspomnień, odpowiedziała z uśmiechem:

      — W okolicy mówią tak: że Zalesinem rządzi Dworski (jest to dawny rachmistrz mojego męża, bardzo do nas przywiązany), Dworskim rządzę ja, a mną Marynia.

      — I to prawda — wtrąciła panna Anney — z tym dodatkiem, że i mną.

      Na to panna Marynia poczęła kiwać głową i rzekła:

      — Żeby ciocia wiedziała, jak one czasem na mnie zrzędzą!

      — Jakoś tego nie widzę, ale myślę, że przyjdzie czas, że i tobą będzie ktoś rządził.

      — Już przyszedł! — wyrwało się pannie Maryni.

      — No? A to ciekawam! Któż to jest ten despota?

      A mała skrzypaczka, wskazując prędkim ruchem paluszka na Grońskiego, rzekła:

      — Ten pan.

      — To teraz rozumiem — rzekł Dołhański — dlaczego wówczas, gdy wróciliśmy od rejenta, miałem nad głową imbryczek pełen ukropu.

      Groński zaś ruszył ramionami jak człowiek, w którego wmawiają rzeczy wprost niesłychane, i zawołał:

      — Ja?... despota? Ależ ja jestem ofiara najbardziej zahipnotyzowana ze wszystkich.

      — To pan Laskowicz jest hipnotyzerem, nie ja — odrzekła panienka. — Sam mi to przed kolacją powiedział i tłumaczył mi, co to jest hipnotyzm.

      Groński zwrócił wzrok na drugi koniec stołu, w stronę studenta, i ujrzał jego oczy wytężone, uporne i błyszczące, utkwione w pannę Marynię.

      „Ależ — pomyślał — on istotnie próbuje na niej swojej siły".

      Więc zmarszczył brwi, a zwróciwszy się ku niej, rzekł:

      — Tego, co jest hipnotyzm, naprawdę nikt dobrze nie wie. Widzi się objawy i nic więcej. Ale jak też tłumaczył go pan Laskowicz?

      — Mówił to, co już dawniej słyszałam, że osoba uśpiona musi wykonać wszystko, co każe ten, który ją uśpił — i że nawet rozbudzona, zawsze mu podlega.

      — To nieprawda! — odpowiedział Groński.

      — I ja tak myślę. Utrzymywał przy tym, że i mnie potrafiłby bardzo łatwo uśpić, ja zaś czułam, że wcale nie.

      — Doskonale! A czy takie rzeczy panią zajmują?

      — Hipnotyzm mniej. Jak ma być coś tajemniczego, to wolę słuchać o duchach, a zwłaszcza podobają mi się historie, które opowiada jeden nasz sąsiad w Zalesinie, o małych duszkach. Mówi, że się nazywają skrzaty, że broją w starych domach i że można je widzieć, gdy się w nocy patrzy przez okno do pokoju, w którym się pali na kominie. Biorą się wtedy za łapki i tańcują przed ogniem.

      — To jakieś wesołe duszki.

      — I nie złośliwe, choć psotne. Sąsiad nasz, staruszek, wierzy w nie święcie i kłóci się o nie z proboszczem. Powiada, że u niego ich pełno i że mu płatają ciągle figle: czasem pociągają za sznurek od zegara, żeby dzwonił, czasem chowają pantofle lub inne rzeczy, hałasują w nocy, zaprzęgają świerszcze do łupin od orzechów i jeżdżą nimi po pokojach; w kuchni zjadają kożuszki z mleka i rzucają groch do ognia, który strzela. Ale gdy im się nie dokucza, to bywają nawet życzliwe, wypędzają pająki, myszy i pilnują, żeby grzyb nie stoczył podłóg. Ten nasz sąsiad był to niegdyś człowiek bardzo wykształcony, ale na starość zdziwaczał i opowiada to wszystko zupełnie serio. My, naturalnie, śmiejemy się z tego, przyznam się jednak, że chciałabym bardzo, żeby istniał taki jakiś inny świat — dziwny i tajemniczy. Byłoby z tym tak dobrze i ładnie, i mniej smutno...

      Tu poczęła spoglądać przed siebie nieco rozmarzonymi oczyma, po czym tak mówiła dalej:

      — Pamiętam też, że gdy rozmawialiśmy nieraz z panem o obrazach Boecklina, o tych faunach, nimfach i driadach, które on malował, to żałowałam zawsze, że tego wszystkiego nie ma w rzeczywistości. A czasem tak jakoś mi się zdawało, że to może jest, tylko my tego nie widzimy. Bo prawda, panie, że któż wie, co się dzieje w lesie w południe albo w nocy, kiedy tam nikogo nie ma, albo przy księżycu we mgle, albo na stawach? Wiara w taki świat nie jest przecie całkiem dzieciństwem, skoro wierzymy w aniołów.

      — Toteż ja wierzę w duszki, w nimfy, w driady i w aniołów — odrzekł Groński.

      — Naprawdę? — spytała. — Bo pan mówi zawsze ze mną jak z dzieckiem.

      A on odpowiedział jej tylko w myśli:

      „Mówię jak z dzieckiem, ale uwielbionym".

      Lecz dalszą rozmowę przerwał służący, który oznajmił Krzyckiemu, że przyjechał ekonom z Rzęślewa i że w pilnej sprawie chce się widzieć z „jaśnie paniczem". Krzycki przeprosił towarzystwo i ze zwykłymi u wiejskich gospodarzy słowami: „Cóż tam znowu?" wyszedł z pokoju. Ale ponieważ wieczerza była prawie skończona, więc niebawem ruszyli się wszyscy za przykładem pani domu, która jednak przez chwilę na próżno usiłowała się podnieść, albowiem od dwóch dni reumatyzm dokuczał jej coraz mocniej. Podobne ataki zdarzały się często i w takich razach syn przeprowadzał ją zwykle z pokoju do pokoju. Tym razem przyszła jej w pomoc siedząca najbliżej panna Anney — i otoczywszy ją ramieniem, podniosła ją lekko, zręcznie i bez żadnego wysilenia.

      — Dziękuję pani, dziękuję — odrzekła pani Krzycka — bo inaczej musiałabym chyba czekać na Władzia. A, mój Boże, jak to dobrze być taką mocną.

      — O, ze mnie prawdziwy Samson — odpowiedziała swym miłym, przyciszonym głosem panna Anney.

      Lecz w tej chwili Władysław, który widocznie przypomniał sobie, że trzeba odprowadzić matkę, wpadł do pokoju, i ujrzawszy co się dzieje, zawołał:

      — Niech pani pozwoli. To mój obowiązek. Pani się zmęczy.

      — Ani trochę.

      — Ach, Władku — odrzekła pani Krzycka — doprawdy nie wiem, które z was silniejsze.

      — Czy naprawdę tak? — zapytał patrząc zachwyconymi oczyma na wysmukłą postać dziewczyny.

      A ona poczęła mrugać oczyma na znak, że tak naprawdę, przy czym jednak zaczerwieniła się, jakby wstydząc się swej niekobiecej siły.

      Krzycki jednak pomógł jej usadzać matkę przed stołem, na którym zwykła była kłaść wieczorami w saloniku pasjanse. Przy tej sposobności przycisnął mimo woli ramieniem ramię panny Anney — i gdy poczuł to młode, jakby stalowe ciało, oblał go nagle war żądzy, a zarazem ogarnęło go poczucie jakiejś elementarnej, niesłychanie błogiej siły. Gdyby był Grońskim i czytał kiedy w życiu Lukrecjusza hymn do Wenus, byłby СКАЧАТЬ