Название: Noc nad oceanem
Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
isbn: 978-83-7985-063-1
isbn:
Nabrała tchu i pchnęła drzwi.
Jak większość budynków użyteczności publicznej otwartych w nocy, w hotelu zamontowano podwójne drzwi, tworzące coś w rodzaju śluzy, tak by światło holu nie było widoczne na zewnątrz, kiedy ludzie wchodzą i wychodzą. Margaret zamknęła za sobą zewnętrzne drzwi, a potem przeszła przez drugie w jasne światło hotelowego foyer. Poczuła przemożną ulgę. Oto normalność: koszmar się skończył.
Młody nocny recepcjonista drzemał za kontuarem. Margaret odchrząknęła, a wtedy błyskawicznie obudził się, zdziwiony i zmieszany.
– Potrzebny mi pokój – powiedziała Margaret.
– O tej porze? – zdumiał się mężczyzna.
– Zaskoczyło mnie zaciemnienie – wyjaśniła Margaret. – Teraz nie mogę wrócić do domu.
Recepcjonista zaczął odzyskiwać kontenans.
– Bez bagażu?
– Bez – przyznała z poczuciem winy, ale zaraz dodała: – Oczywiście, że bez, nie wiedziałam, że tu utknę.
Popatrzył na nią dziwnie. No przecież mi nie odmówi, pomyślała Margaret. Recepcjonista przełknął ślinę, potarł twarz i udał, że sprawdza rejestr gości. Co jest z tym człowiekiem? – zapytała się w duchu. Mężczyzna podjął decyzję i zamknął książkę.
– Mamy komplet – oświadczył.
– Och, niech pan da spokój, na pewno coś się znajdzie…
– Pokłóciłaś się ze swoim starym, prawda? – zapytał i mrugnął do niej.
Margaret nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Nie mogę wrócić do domu – powtórzyła, gdyż najwyraźniej nie zrozumiał za pierwszym razem.
– Nic na to nie poradzę – rzekł. I odzyskawszy rezon, dodał: – Miej pretensje do Hitlera.
Był dość młody.
– Gdzie jest pański przełożony? – spytała.
Zrobił urażoną minę.
– Kieruję zmianą aż do szóstej.
Margaret rozejrzała się po holu.
– Dobrze, w takim razie usiądę sobie tutaj – rzekła ze znużeniem.
– Nie możesz! – zawołał przestraszony recepcjonista. – Samotna młoda dziewczyna, bez bagażu, spędzająca noc w holu? To by mnie kosztowało posadę.
– Nie jestem pierwszą lepszą młodą dziewczyną – rzuciła gniewnie. – Jestem lady Margaret Oxenford.
Nie lubiła wykorzystywać swojego tytułu, ale była zdesperowana.
Jednak to też nic nie dało. Recepcjonista obrzucił ją nieprzyjaznym, bezczelnym spojrzeniem.
– Ach tak?
Margaret już miała na niego nawrzeszczeć, gdy zauważyła swoje odbicie w szklanych drzwiach i zdała sobie sprawę z tego, że ma podbite oko, brudne ręce i rozdartą suknię. Przypomniała sobie, że wpadła na skrzynkę pocztową i siedziała w pociągu na podłodze. Nic dziwnego, że recepcjonista nie chce jej dać pokoju.
– Przecież nie może mnie pan wyrzucić w te ciemności! – powiedziała z rozpaczą.
– Nic innego nie mogę zrobić! – odparł.
Margaret zastanawiała się, jak by zareagował, gdyby po prostu usiadła i oświadczyła, że nie zamierza ruszać się z miejsca. Niewiele brakowało, by tak właśnie się zachowała: ogarnęło ją potworne zmęczenie i czuła się osłabiona nieustannym napięciem. Jednak tyle przeszła, że nie miała już sił na sprzeczkę. Późna pora również nie sprzyjała utarczkom, a w dodatku byli tu sami: nie wiadomo, co ten człowiek mógłby zrobić, gdyby dała mu powód, żeby jej dotknął.
Ze znużeniem odwróciła się do niego plecami i wyszła, gorzko rozczarowana, w noc.
Oddalając się od hotelu, żałowała, że nie potrafiła być bardziej stanowcza. Dlaczego jej zamiary zawsze były bardziej zdecydowane od działań? Teraz, kiedy ustąpiła, poczuła taką złość, że mogłaby stawić czoło recepcjoniście. Niemal była gotowa zawrócić. Szła jednak dalej: to wydawało się łatwiejsze.
Nie miała dokąd pójść. Nie zdołałaby wrócić do kamienicy Catherine, nie udało jej się znaleźć domu ciotki Marthy, nie mogła zaufać innym krewnym, a była zbyt brudna, żeby wynająć pokój w hotelu.
Będzie musiała po prostu pokręcić się po okolicy, aż zrobi się jasno. Na szczęście nie padał deszcz, a noc była tylko trochę chłodna. Jeśli będzie się ruszać, to nawet nie poczuje zimna. Widoczność też się poprawiła: na West Endzie panował ożywiony ruch i co parę minut ulicą przejeżdżał jakiś samochód. Słyszała muzykę i gwar dochodzący z nocnych klubów i raz po raz dostrzegała ludzi ze swojej sfery, gdy odwożeni przez szoferów wracali do domów z późnych przyjęć: kobiety w pięknych sukniach, mężczyźni we frakach. Na jednej z ulic ze zdziwieniem zobaczyła trzy samotne kobiety: jedna stała w bramie, druga opierała się o latarnię, a trzecia siedziała w samochodzie. Wszystkie paliły papierosy i najwyraźniej na kogoś czekały. Zastanawiała się, czy to te, które matka nazywała „upadłymi kobietami”.
Poczuła zmęczenie. Na nogach miała lekkie buciki, w których chodziła po domu. Pod wpływem nagłego impulsu usiadła na progu jakiegoś domu, zdjęła je i rozmasowała obolałe stopy.
Podniósłszy głowę, uświadomiła sobie, że dostrzega niewyraźne zarysy budynków po drugiej stronie ulicy. Czyżby w końcu zaczęło świtać? Może znajdzie jakiś wcześnie otwierany bar dla robotników. Mogłaby zamówić śniadanie i zaczekać, aż otworzą biuro werbunkowe. Przez ostatnie dwa dni prawie nic nie jadła i na myśl o jajkach na bekonie leciała jej ślinka.
Nagle tuż przed nią pojawiła się blada twarz. Margaret wydała cichy okrzyk przestrachu. Twarz przybliżyła się i Margaret zobaczyła młodego mężczyznę w wieczorowym stroju.
– Cześć, piękna – powiedział.
Pośpiesznie wstała. Nienawidziła pijaków – zachowywali się tak niegodnie.
– Proszę odejść – nakazała nieznajomemu. Siliła się na stanowczy ton, ale głos jej drżał.
Chwiejnie przysunął się bliżej.
– No to daj buziaka.
– Na pewno nie! – odparła, wstrząśnięta. Cofnęła się o krok, potknęła i upuściła СКАЧАТЬ