Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 6

Название: Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Joanna Chyłka

isbn: 978-83-7976-511-9

isbn:

СКАЧАТЬ frutti di mare.

      – Wiem, brzmi jak nazwa burdelu, szczególnie jeśli jesteś facetem na głodzie. Jak ty, Zordon.

      – Mhm.

      – Ale chodzi mi o najzwyklejszy w świecie kwiat.

      Sendal zmarszczył czoło i odłożył sztućce.

      – O czym ty mówisz?

      – Dostałam niewinną wiadomość, jeszcze w szpitalu. Tuż po tym, jak wyszedłeś, ktoś podrzucił mi wazon z czarną różą i wiadomością, że najlepiej będzie, jeśli zostawię tę sprawę w spokoju.

      Obaj popatrzyli na nią skonsternowani. Widziała, że Zordon chciał zapytać, dlaczego nie zdradziła mu tego wcześniej, ale w porę ugryzł się w język. Dawny znajomy Chyłki ze studiów czy nie, przed klientem nie wypadało stwarzać wrażenia, jakby we współpracy obrońców występowały jakiekolwiek zgrzyty.

      – Nie muszę chyba dodawać, że my, kobiety, jesteśmy znacznie bardziej wyczulone na symbolikę. Każda róża coś oznacza. Czarna to pożegnanie i oczywiście śmierć. Ale w pozytywnym sensie.

      – W pozytywnym? – jęknął Kordian.

      – Jako początek czegoś nowego. Odrodzenie w nowym świecie.

      – Świetnie. Ktokolwiek ci ją zostawił, na pewno właśnie to miał na myśli.

      – Na tym etapie niczego nie wykluczam.

      Sendal uniósł dłoń, czym przywiódł im na myśl policjanta kierującego ruchem na wyjątkowo tłocznym skrzyżowaniu. Spojrzał na Chyłkę ponaglająco, a prawniczka odebrała niewypowiedzianą sugestię. Sięgnęła do torebki i podała mu list. Przejrzał go szybko.

      – Sprawdziłam, gdzie w okolicy sprzedają czarne róże – dodała. – Jest tylko jedna taka kwiaciarnia w pobliżu szpitala. Ale nie mają tam monitoringu.

      – Florystka niczego nie pamiętała? – podsunął Oryński.

      – Pamiętała bardzo dobrze. Różę kupiło jakieś dziecko, mniej więcej pięcioletnie – odparła Joanna, odrywając kawałek placka z grillowanym mięsem. – Ktoś najął bachora, żeby kupił mi ten chabaź, a potem dostarczył go do szpitala. Pytałam salową.

      Przeżuwała spokojnie, patrząc na rozmówców. Spodziewała się, że nie będą tak zszokowani. Najwyraźniej jednak obaj szybko pomiarkowali, że ktoś trzyma w tej sprawie rękę na pulsie. Wyjątkowo skrupulatnie.

      – Tak – odezwała się. – Timing jest niepokojący.

      – Niepokojący? – spytał Kordian. – Fakt, że tak szybko wysłano ci ostrzeżenie dowodzi, że ktoś śledzi sędziego Sendala.

      – Mów mi Sebastian.

      Oryński skinął niepewnie głową.

      – I masz rację – dodał sędzia, składając sztućce. – A skoro tak, to przypuszczam, że na tym się nie skończy.

      – Z pewnością nie – przyznała Chyłka. – Każdy, kto kiedykolwiek słyszał moje nazwisko, wie, że takim posunięciem nic nie ugra. Albo że osiągnie efekt odwrotny do zamierzonego.

      – Może o to chodzi? – zapytał Kordian.

      – Może. Ale bardziej prawdopodobne, że to tylko nieśmiałe przedstawienie się. Ciche preludium do właściwego koncertu.

      Sebastian pokiwał głową, ściągając brwi.

      – Prokuratura? – zapytał.

      – Jeśli tak, to będziesz miała problem – zauważył Oryński. – W ostatnim czasie dostarczyłaś im niemało materiałów, które mogliby…

      – Te ogary będą zbierać tylko okruchy, które im rzucę.

      – Z pewnością.

      Przez moment wszyscy troje milczeli. Kordian i Sendal tylko patrzyli na swoje dania, Joanna jednak zajadała w najlepsze, zupełnie jakby mogła zrekompensować sobie w ten sposób brak alkoholu. W końcu podniosła wzrok.

      – Nie będziemy gdybać – oznajmiła. – Sprawdziłam wszystko, co było do sprawdzenia, i nie doszłam do tego, kto przysłał chwasta. Musimy poczekać na ich kolejny ruch. W międzyczasie zresztą mamy sporo do zrobienia. – Wlepiła wzrok w sędziego. – A zaczniemy od tego, dlaczego wyglądasz gorzej niż Zordon po spotkaniu z Gorzymem.

      – Słucham?

      – Nieważne. – Machnęła ręką. – To takie wewnątrzkancelaryjne porównania. Mów, co się stało? – Nałożyła kolejny, przesadnie duży kawałek fajitas do ust.

      Sendal potarł nerwowo czoło.

      – Cały dzień nie mogę się dodzwonić do prokuratora generalnego.

      – To dobrze – odparła niewyraźnie. – Monteskiuszowski trójpodział władzy najwyraźniej działa… przynajmniej na liniach telefonicznych.

      – Udało mi się jednak skontaktować z wiceministrem sprawiedliwości.

      – I?

      – Nie sądzę, by zamierzali się za mną wstawić.

      – Nie muszą się wstawiać. Wystarczy, że nie skierują wniosku do TK.

      – Zrobią to.

      Joanna zmrużyła oczy. Oczywiście spodziewała się, że do tego dojdzie, ale jeszcze nie na tym etapie. Sprawa na razie była zbyt mętna, a doniesienia na temat rzekomego przestępstwa pojawiały się tylko w mediach nieprzychylnych obozowi rządzącemu. Chyłka przypuszczała, że jeszcze przez pewien czas będzie spokojnie.

      – Przecież to ci sami ludzie, którzy cię powołali – zauważyła. – Prokurator generalny alias minister sprawiedliwości sam głosował w sejmie za twoją kandydaturą.

      – Tak, ale…

      – Swoją drogą to tyle, jeśli chodzi o monteskiuszowskie podziały – mruknęła.

      – Najwyraźniej sprawa stała się zbyt głośna.

      – Gówno prawda.

      – Słucham?

      – Dla rządu liczą się tylko ich media, a w nich cisza. Nie chodzi o nacisk opinii publicznej, zresztą opozycja też jeszcze nie zaczęła wylewać na ciebie pomyj.

      – Co sugerujesz? – włączył się Oryński.

      – Że prokuratura zebrała całkiem niezły materiał dowodowy, który przekazano ministrowi – odparła, odrywając kolejny kawałek placka. – Ten musiał uznać, że lepiej zawczasu odciąć się od Sendala, bo chłop idzie na dno jak Titanic.

      Na moment wszyscy zamilkli. W tle СКАЧАТЬ