Gorąca antologia. Strefa Autora
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gorąca antologia - Strefa Autora страница 40

Название: Gorąca antologia

Автор: Strefa Autora

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эссе

Серия:

isbn: 978-83-7859-092-7

isbn:

СКАЧАТЬ się kimś bardziej mrocznym, zmysłowym.

      W jego twarzy widać teraz jedynie pięknie wykrojone usta i mocno zarysowaną żuchwę. Na jego widok czuję ukłucie w sercu. Zakładam swoją maskę i ignoruję pączkujące w mym ciele pożądanie.

      Taylor zatrzymuje się na końcu podjazdu i chłopak w uniformie otwiera drzwi od strony Christiana. Sawyer wyskakuje z auta, aby otworzyć moje.

      – Gotowa? – pyta Christian.

      – Tak jest.

      – Wyglądasz pięknie, Anastasio. – Całuje moją dłoń i wychodzi z samochodu.

      Wzdłuż trawnika biegnie ciemnozielony dywan, prowadzący do rozległego ogrodu na tyłach domu. Christian obejmuje mnie w talii, gdy idziemy po dywanie w towarzystwie elity Seattle w strojach wieczorowych i najprzeróżniejszych maskach. Drogę oświetlają nam lampiony. Dwóch fotografów ustawia gości na tle porośniętej bluszczem altany.

      – Panie Grey! – woła jeden z nich. Christian kiwa głową i przyciąga mnie bliżej siebie, gdy przez chwilę pozujemy do zdjęć. Skąd wiedzą, że to on? Pewnie przez tę charakterystyczną zmierzwioną czuprynę.

      – Dwóch fotografów? – pytam Christiana.

      – Jeden jest z „Seattle Times”, drugi robi zdjęcia pamiątkowe, które potem będzie można kupić.

      Och, moje zdjęcie znowu w prasie. Przez głowę przemyka mi myśl o Leili. W taki przecież sposób dowiedziała się o mnie. Ta myśl jest niepokojąca, ale pociesza mnie fakt, że w masce niełatwo mnie rozpoznać.

      Na końcu dywanu odziani na biało kelnerzy trzymają tace pełne kieliszków z szampanem i cieszę się, kiedy Christian wręcza mi jeden – to powinno odpędzić ode mnie czarne myśli.

      Podchodzimy do dużej białej pergoli obwieszonej mniejszymi wersjami papierowych lampionów. Pod nią błyszczy czarno-biały parkiet do tańca otoczony niskim płotkiem z wejściami z trzech stron. Przy każdym z nich ustawiono dwa rzeźbione w lodzie łabędzie. Czwarty bok zajmuje scena, na której kwartet smyczkowy gra jakiś nieznany mi, piękny, eteryczny utwór. Scena jest duża i podejrzewam, że później zajmie ją cały zespół. Christian bierze mnie za rękę i prowadzi między łabędziami na parkiet, gdzie zbierają się gawędzący z kieliszkami w dłoniach goście.

      Kawałek dalej rozstawiono olbrzymi namiot, a w nim elegancko nakryte stoły oraz krzesła. Strasznie ich dużo!

      – Ile tu będzie osób? – pytam Christiana, zaskoczona rozmiarem namiotu.

      – Coś koło trzystu. Musiałabyś zapytać o to moją matkę. – Uśmiecha się do mnie.

      – Christian!

      Młoda kobieta zarzuca mu ręce na szyję i od razu wiem, że to Mia. Ma na sobie elegancką długą suknię z jasnoróżowego szyfonu, a jej twarz skrywa prześliczna, delikatnie zdobiona wenecka maska. Wygląda niesamowicie. I w tej chwili zalewa mnie fala wdzięczności za to, że Christian podarował mi tę srebrną suknię.

      – Ana! Och, kochana, wyglądasz bosko! – Obdarza mnie mocnym uściskiem. – Musisz poznać moje przyjaciółki. Nie chcą uwierzyć, że mój brat ma w końcu dziewczynę.

      Posyłam Christianowi spojrzenie pełne paniki, ale on wzrusza ramionami z rezygnacją, w geście mówiącym „wiem, że jest niemożliwa, znoszę to już od wielu lat”, i pozwala Mii odciągnąć mnie do grupy czterech młodych kobiet. Wszystkie mają na sobie drogie suknie, a także nienaganne fryzury i makijaże.

      Mia dokonuje wzajemnej prezentacji. Trzy z nich są sympatyczne, ale Lily, tak chyba ma na imię, patrzy na mnie niechętnie spod czerwonej maski.

      – Wszyscy oczywiście sądziliśmy, że Christian jest gejem – oświadcza drwiąco, kamuflując niechęć szerokim, fałszywym uśmiechem.

      – Lily, zachowuj się – beszta ją Mia. – To oczywiste, że mój brat ma doskonały gust, jeśli chodzi o kobiety. Czekał, aż pojawi się ta właściwa, i nie okazałaś się nią ty!

      Rumieni się nie tylko Lily, ale i ja.

      – Drogie panie, czy mogę odzyskać moją towarzyszkę?

      Christian obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Cała czwórka płoni się, uśmiecha i przestępuje z nogi na nogę – jego olśniewający uśmiech zawsze tak działa. Mia zerka na mnie i wywraca oczami, a ja wybucham głośnym śmiechem.

      – Miło było was poznać – mówię przez ramię, gdy zaczynamy się oddalać. – Dziękuję ci – szepczę do Christiana, kiedy dzieli nas już od nich stosowna odległość.

      – Zobaczyłem, że jest tam Lily. A to prawdziwa zołza.

      – Podobasz jej się – burczę.

      Wzdryga się.

      – Cóż, bez wzajemności. Chodź, przedstawię cię paru osobom.

      Następne pół godziny to wir prezentacji i powitań. Poznaję dwóch hollywoodzkich aktorów, dwóch prezesów i kilku wybitnych lekarzy. I nie ma takiej możliwości, żebym zapamiętała, jak się wszyscy nazywają.

      Christian nie odstępuje mnie ani na krok, co bardzo mnie cieszy. Szczerze mówiąc, to całe bogactwo, glamour i skala imprezy onieśmielają mnie. Nigdy dotąd nie brałam w czymś takim udziału.

      Odziani na biało kelnerzy krążą między gośćmi z butelkami szampana, z niepokojącą regularnością napełniając mi kieliszek. Nie mogę zbyt dużo pić. Nie mogę zbyt dużo pić – powtarzam w myślach, ale zaczyna mi się lekko kręcić w głowie i nie wiem, czy to wina szampana, spowodowanej maskami atmosfery tajemnicy, czy srebrnych kulek. Coraz trudniej mi ignorować tępy ból w podbrzuszu.

      – Więc pracuje pani w SIP? – pyta łysiejący dżentelmen w masce niedźwiedzia. A może psa? – Słyszałem plotki o nagłym przejęciu.

      Rumienię się. Bo rzeczywiście do niego doszło, a dokonał go człowiek, który ma więcej pieniędzy niż rozumu i specjalizuje się w prześladowaniu.

      – Jestem jedynie asystentką, panie Eccles. Nic mi o takich sprawach nie wiadomo.

      Christian milczy, uśmiechając się blado do Ecclesa.

      – Panie i panowie! – Przerywa nam mistrz ceremonii w czarno-białej masce arlekina. – Proszę o zajęcie miejsc. Podano kolację.

      Christian bierze mnie za rękę i razem z tłumem ludzi udajemy się do dużego namiotu.

      Jego wnętrze jest oszałamiające. Trzy olbrzymie żyrandole rzucają iskierki we wszystkich kolorach tęczy na obite kremowym jedwabiem ściany i sufit. Stolików musi być co najmniej trzydzieści. Przypomina mi się prywatna sala w hotelu Heathman – kryształowe kieliszki, obrusy i pokrowce na krzesła ze śnieżnobiałego lnu, a pośrodku srebrny kandelabr otoczony wymyślną kompozycją z jasnoróżowych peonii. Obok niego stoi owinięty siateczkowym jedwabiem kosz z prezentami.

      Christian zerka na plan rozsadzenia gości, po czym prowadzi mnie do stołu na środku namiotu. Siedzą już СКАЧАТЬ