Światło Nocy. Amy Blankenship
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Światło Nocy - Amy Blankenship страница 9

Название: Światło Nocy

Автор: Amy Blankenship

Издательство: Tektime S.r.l.s.

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия:

isbn: 9788873048640

isbn:

СКАЧАТЬ ojciec próbuje cię chronić.” Ksiądz starał się uspokoić dziewczynę, ale w duchu przyznawał jej rację. Jej ojciec przychodził do niego co tydzień, spowiadał się… w nadziei, że oczyści swoje ręce i sumienie z przelanej krwi.

      „Nieprawda! Próbuje mnie wydać za mąż za swojego wspólnika, któremu jest winien kasę. A ja nie mam nic wspólnego z tym długiem. Czy w tym kraju jest jakiekolwiek prawo, które by zakazywało handlu żywym towarem?”

      „Chyba nic już nie rozumiem. Kiedy razem z Anthony’m przyszliście tutaj na spotkanie, mówiłaś go że kochasz całym swoim sercem.” Zaznaczył ksiądz, po czym dodał, „Nie powinno się kłamać w takich sprawach. W oczach Pana to straszna hańba.”

      „A czy pamięta ksiądz tych dwóch ochroniarzy, którzy stali za naszymi plecami… czy w ogóle ich ksiądz zauważył? Jeden z nich wciskał mi lufę pod łopatkę, gdy to mówiłam. Nigdy w życiu nie mogłabym pokochać takiego samolubnego gruboskórnego brutala jak Anthony. Zagroził mojemu ojcu, że go zabije, gdybym nie zgodziła się na to małżeństwo. Jeszcze dzisiaj, kiedy próbowałam przemówić mojemu ojcu do rozsądku, tłumacząc że nie chcę mieć nic wspólnego z Anthony’m, tak mnie uderzył, że mogłam policzyć wszystkie gwiazdy.”

      Zdziwienie odmalowało się na twarzach obojga, kiedy nagle drzwi do zakrystii otworzyły się z hukiem i odbiły od ściany z taką siłą, że spadło z niej kilka obrazków i pozłacany krucyfiks.

      W drzwiach stał Steven i przyglądał się im obojgu. Widząc na policzku Jewel duży ciemny siniak, Steven poczuł, że traci panowanie nad sobą. „Chodźcie ze mną,” zarządził.

      Widząc, że tajemniczy nieznajomy żyje, Jewel poczuła jak uginają się pod nią kolana. Od momentu ucieczki wielokrotnie o nim myślała, a w zasadzie o tym że zapewne zginął z rąk wampirów. Były chwile, kiedy myśl o tym, że uciekła doprowadzała ją do łez. Teraz, gdy już mogła swobodniej oddychać, zbierało jej się na krzyk.

      Jak to się działo, że za każdym razem, kiedy chciała porozmawiać z księdzem w cztery oczy, coś się musiało wydarzyć? Była pewna, że mniej się bała nieznajomego zmiennokształtnego, niż swojego wymachującego bronią narzeczonego. Dlatego w tej sytuacji postanowiła się nie ruszać, chyba że zawyje syrena przeciwpożarowa, czy niespodziewanie pojawi się jakiś wampir.

      „Nie tym razem,” zwróciła się do tajemniczego mężczyzny i splotła ręce na piersi.

      „A ja nie zostawię kościoła bez opieki,” ksiądz zamierzał dodać coś jeszcze, ale Steven wszedł mu w słowo.

      „Czy ksiądz zawarł układ z diabłem i postanowił oddać parafię wampirom?” powiedział, zdecydowanym krokiem zbliżając się do biurka. „Czy to ksiądz spala ludzkie szczątki w kotłowni?” Kapłan tylko otworzył usta w niemym zdumieniu, podczas gdy Steven ciągnął dalej, „Czy to może grzesznicy, którzy przychodzą do księdza po sakrament pokuty, dokonali masowych zabójstw w kościelnej piwnicy i wykopali tunel, żeby zapewnić sobie drogę ucieczki?”

      „O Boże!” Kapłan z przerażeniem w oczach spojrzał na Stevena. „Jeżeli teraz opuszczę kościół, kiedy będę mógł tutaj wrócić?”

      „Wezmę od księdza numer telefonu. Odezwę się za kilka godzin. Proszę tu nie wracać, zanim się z księdzem nie skontaktujemy.” Odetchnął z ulgą, widząc że jego argumenty podziałały, a leciwy ksiądz krząta się po biurze, szukając rzeczy, które chciałby zabrać ze sobą.

      Jewel usiłowała zachować spokój, skradając się w kierunku otwartych drzwi. Wolność… dlaczego zawsze musiała uciekać od szaleńców?

      „Nie chcesz chyba, żebym cię gonił?” wycedził Steven, nagle odwracając wzrok w jej stronę. „Powiedziałem wyraźnie. On może odejść do domu… ty nie.”

      Zaskoczona Jewel lekko otworzyła usta, zatrzymując się w pół kroku. Za kogo on się uważa, żeby jej rozkazywać? Mocno zacisnęła zęby, gdy zorientowała się, że posłuchała go wbrew własnej woli. W geście sprzeciwu uniosła brodę do góry. Nagle coś do niej dotarło. W momencie, kiedy się stąd wyrwie, będzie uciekać… od tego wszystkiego i od nich wszystkich, w tym od ojca.

      „Co zamierzasz z nią zrobić?” Zapytał wzburzony ksiądz.

      „Dokładnie to, czego ksiądz nie potrafi… chronić ją,” powiedział Steven ostro, nie życząc sobie dalszych dyskusji na ten temat. Widok siniaka na policzku Jewel sprawił, że ledwo nad sobą panował. Na pewno nie zamierzał odesłać Jewel do człowieka, który jej to zrobił.

      „Nie potrzebuję kolejnego opiekuna,” zaczęła mówić Jewel, zamierzając wyjść, ale stanęła jak wryta widząc w drzwiach dwóch niebezpiecznie wyglądających osobników.

      Będąc na dole Dean wyczuwał niepokój Stevena. Teraz, kiedy ujrzał dziewczynę, która spowodowała ten niepokój, zrozumiał dlaczego. Czytając w jej duszy, dostrzegł tam nieuchwytny cień anioła śmierci.

      „Mylisz się,” Dean poruszał się z taka prędkością, że nawet dwaj zmiennokształtni nie mogli za nim nadążyć wzrokiem, „Ktoś musi cię chronić.”

      Jewel ledwo powstrzymała krzyk, czując jak jego dłoń dotknęła jej bolącego policzka. Jego oczy przybrały srebrzysty odcień. Jewel nagle poczuła, jak rozpuszcza się lodowaty uścisk, który od dłuższego czasu zaciskał się wokół jej serca. Nagle zalała ją fala uczuć, o których istnieniu od jakiegoś czasu kompletnie zapomniała… ciepło, bezpieczeństwo, miłość.

      Ksiądz musiał oprzeć się o biurko, gdy dostrzegł ledwo uchwytny cień skrzydeł za plecami nieznajomego. Cień ten ukazał się na moment, błysnął i zniknął.

      „Będę na dole,” powiadomił ich Dean i zniknął za drzwiami.

      Steven nie miał pojęcia, dlaczego Dean wybrał właśnie ten moment na pokazanie swojej mocy, ale cieszył się, że upadły to zrobił. Policzek Jewel nabrał normalnych odcieni, a ksiądz wyglądał tak, jakby przed chwilą zobaczył Boskie światło.

      „Musimy wyjść… natychmiast.” Poinformował ich stojący przy drzwiach Nick.

      Steven złapał Jewel za rękę i pociągnął w kierunku drzwi, ciesząc się, że wciąż będąc w szoku dziewczyna nie stawia oporu.

      „Zaczekajcie,” zawołał za nimi ksiądz. Steven i Nick odwrócili się do niego. „Czy ja dobrze widziałem, czy to był…?” Ksiądz nie dokończył pytania, wskazując ręką miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Dean.

      Steven uśmiechnął się, widząc euforię w oczach starego księdza. „Tak… jak na swoje lata ma ksiądz całkiem niezły wzrok.”

      Kapłan pożegnał wychodzących. Na jego ustach zagościł ciepły uśmiech. Jak już został sam, pokiwał głową i wrócił do zbierania niezbędnych rzeczy. W jego pojęciu Bóg przygotowywał świat na swój powrót.

      Nick, Steven i Jewel wyszli z kościoła. Steven zatrzymał się i odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Jewel, którą wciąż prowadził za sobą za rękę. Następnie podniósł wzrok na okno zakrystii. Odetchnął z ulgą gdy zobaczył jak gaśnie w nim światło.

      „Wygląda na to, że stary posłuchał twojej СКАЧАТЬ