Pan Tadeusz. Adam Mickiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Tadeusz - Adam Mickiewicz страница 2

Название: Pan Tadeusz

Автор: Adam Mickiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ ubrania, na krzesła poręczu rospięta.

      A na oknach donices pachnącemi ziołki,

      Gieranium, lewkonia, astry i fijołki.

      Podróżny stanął w jedném z okien – nowe dziwo:

      W sadzie, na brzegu niegdyś zarosłym pokrzywą

      Był maleńki ogródek ścieszkami porznięty.

      Pełen bukietów trany angielskiéj i mięty.

      Drewniany drobny w cyfrę powiązany płotek

      Połyskał się wstążkami jaskrawych stokrotek.

      Grządki widać że były świeżo polewane;

      Tuż stało wody pełne naczynie blaszane,

      Ale nigdzie niewidać było ogrodniczki;

      Tylko co wyszła; jeszcze kołyszą się drzwiczki

      Świeżo trącone, blisko drzwi ślad widać nóżki

      Na piasku, bez trzewika była i pończoszki,

      Na piasku drobnym, suchym, białym nakształt śniegu;

      Ślad wyraźny lecz lekki, odgadniesz że w biegu

      Chybkim był zostawiony nóżkami drobnemi

      Od kogoś, co zaledwie dotykał się ziemi.

      Podróżny długo w oknie stał patrząc, dumając,

      Wonnemi powiewami kwiatów oddychając,

      Oblicze aż na krzaki fijołkowe skłonił,

      Oczyma ciekawemi po drożynach gonił,

      I znowu je na drobnych śladach zatrzymywał,

      Myślał o nich i czyje były odgadywał.

      Przypadkiem oczy podniósł, i toż na parkanie

      Stała młoda dziewczyna – białe jéj ubranie

      Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,

      Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.

      W takiém Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,

      W takiém nigdy niebywa od męsczyzn widziana;

      Więc choć świadka niemiała, założyła ręce

      Na piersiach, przydawając zasłony sukience.

      Włos w pukle nierozwity, lecz w węzełki małe

      Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,

      Dziwnie ozdabiał głowę, bo od słońca blasku

      Świecił się, jak korona na świętych obrasku.

      Twarzy niebyło widać, zwrócona na pole

      Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;

      Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,

      Juk biały ptak zleciała s parkanu na błonie,

      I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty,

      I po desce opartéj o ścianę komnaty,

      Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca,

      Nagła, cicha i lekka, jak światłość miesiąca.

      Nócąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła;

      W tém ujrzała młodzieńca i z rąk jéj wypadła

      Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.

      Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą,

      Jak obłok gdy z jutrzenką napotka się ranną;

      Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,

      Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił

      I cofnął się; dziewica krzyknęła boleśnie,

      Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;

      Podróżny zląkł się, spojrzał, lecz już jéj niebyło,

      Wyszedł zmieszany i czuł że serce mu biło

      Głośno, i sam niewiedział czy go miało śmieszyć

      To dziwaczne spotkanie, czy wstydzie, czy cieszyć.

      Tymczasem na folwarku nieuszło baczności,

      Ze przed ganek zajechał któryś z nowych gości.

      Już konie w stajnię wzięto, już im hojnie dano

      Jako w porządnym domu i obrok i siano:

      Bo Sędzia nigdy niechciał, według nowéj mody,

      Odsyłać konie gości żydom do gospody,

      Słudzy niewyszli witac, ale niemyśl wcale

      Aby w domu Sędziego służono niedbale;

      Słudzy czekają nim się Pan Wojski ubierze,

      Który teraz za domem urządzał wieczerzę.

      On Pana zastępuje i on w niebytności

      Pana, zwykł sam przyjmować i zabawiać gości;

      (Daleki krewny pański i przyjaciel domu).

      Widząc gościa na folwark dążył pokryjomu;

      (Bo niemógł wyjść spotykać w tkackim pudermanie,)

      Wdział więc jak mógł najprędzéj niedzielne ubranie

      Nagotowane z rano, bo od rana wiedział,

      Że u wieczerzy będzie z mnóstwem gości siedział.

      Pan Wojski poznał zdala, ręce roskrzyżował

      I s krzykiem podróżnego ściskał i całował;

      Zaczęła się ta prętka, zmieszana rozmowa,

      W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w słowa

      Krótkie i poplątane, w ciąg powieści, pytań,

      Wykrzykników i westchnień i nowych powitań.

      Gdy się Pan Wojski dosyć napytał, nabadał,

      Na samym końcu dzieje tego dnia powiadał.

      «Dobrze mój Tadeuszu,» СКАЧАТЬ