Название: Nasze niebo
Автор: Sylwia Kubik
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8201-052-7
isbn:
– No, tak jak ciocia... – Dziewczyna, zadowolona, wzruszyła ramionami, zdmuchując grzywkę z oczu. – Myślę, że tak ze... szklankę? Nie wiem dokładnie, bo przechyliłam butelkę i czekałam, aż zrobi się ładny kolor. Bo ta zupa zrobiła się taka jasna i nie wiedziałam, dlaczego. Później sobie przypomniałam, że trzeba dać ocet, ale nie wiedziałam, ile... No to lałam, żeby był taki ładny kolor jak zupy cioci...
Helena popatrzyła na minę Karoliny i obie parsknęły śmiechem.
– O co chodzi? Z czego się śmiejecie? – zapytała zdezorientowana Margarethe.
– A skosztowałaś tej zupy? – zapytała Karolina, próbując opanować śmiech.
– No właśnie nie zdążyłam... Akurat miałam dać przyprawy, ale weszłyście i nie zdążyłam – odpowiedziała Margarethe, nabierając zupę na łyżeczkę.
Powąchała, kiwając z aprobatą głową. Karolina z panią Heleną czekały w napięciu, aż spróbuje. Przez myśl im nie przeszło, żeby ją ostrzec. Margarethe z uśmiechem wzięła łyżkę do ust i dopiero zrozumiała, dlaczego towarzyszące jej kobiety tak się śmieją. Wytrzeszczyła oczy i odkaszlnęła, zasłaniając dłonią usta.
– Mein Gott! To jest paskudne! Ale kwaśne! Ohhh!
Helena z Karoliną śmiały się do rozpuku, widząc jej minę.
– Trochę przesadziłaś z tym octem. Wystarczy jedna łyżka, żeby buraki nie straciły koloru – wyjaśniła Helena, próbując opanować śmiech.
– Verdammt! Chciałam zrobić pyszny obiad, a prawie was otrułam – jęknęła Margarethe, rumieniąc się.
– Nie przesadzaj... Octem byśmy się nie zatruły. Korzyść z tego taka, że przynajmniej wiesz, jak się robi barszcz... – skwitowała Karolina, wciąż szczerze się śmiejąc.
– Na szczęście wzięłam dla nas trochę placków, które usmażyłam Stefanowi. Odgrzejemy na blasze, polejemy śmietaną i będzie obiad – zaproponowała Helena.
– Znakomicie! Mam dziś straszną ochotę na placki, a dla samej siebie nie chciałoby mi się ich trzeć, bo dzieciaki pojechały z Wojtkiem na obiad do jego rodziców – odpowiedziała Karolina. – My w tym czasie poszukamy rodziny pana Stefana. Mam ze sobą laptop, na nim będzie nam wygodniej przeszukiwać niż na telefonie. Zaraz zobaczymy, czy ktoś z jego rodziny jest dostępny w sieci – stwierdziła Karolina, wyciągając z torby komputer.
Pani Helena dołożyła do pieca, żeby rozgrzać blachę, po czym z dyskretnym uśmiechem wyniosła garnek z zupą na dwór. Karolina szybko wpisała nazwisko w wyszukiwarce i wybrała kilka pasujących osób. Nazwisko było dość popularne, ale synów Stefana nie udało im się odnaleźć. Albo nie pasował wiek, albo miejsce zamieszkania. Znaleźli jednak w Malborku Annę Maliszewską i Oliwię Maliszewską, a w Miłoradzu – Rafała Maliszewskiego.
– Ciociu, mamy kilka osób o tym nazwisku, ale chyba nikt nie pasuje – stwierdziła Margarethe, przeglądając profile. – Zobacz może zdjęcia...
Helena wytarła ręce w fartuch i z ciekawością podeszła do laptopa.
– To Oliwia Maliszewska z Malborka. Nie ma podanego wieku, ale jest dość młoda – zrelacjonowała Karolina. – Może to wnuczka?
Helena spojrzała z ciekawością na dziewczynę. Karolina przewinęła stronę w dół, prezentując starszej kobiecie wrzucane przez Oliwię posty.
– A jak wy to wyszukałyście? – zdziwiła się Helena. – Skąd macie tu te zdjęcia?
Karolina z Małgosią zaczęły na przemian tłumaczyć jej zasady działania mediów społecznościowych, ale Helena kiwała wciąż głową z niedowierzaniem.
– A po co te zdjęcia jedzenia? – dziwiła się, przeglądając profil Oliwii Maliszewskiej.
– To taka moda. Trzeba pokazać innym swoje życie...
– Ale po co? Kogo może to obchodzić, co kto je? – pytała zdumiona Helena.
– Właściwie to nikogo... – Margarethe zaśmiała się, w pełni zgadzając się z racjonalną oceną cioci. Bardzo ceniła w niej to, że zawsze wszystko mówi wprost, nie owijając w bawełnę.
– A tu? – Helena wskazała palcem na drobne literki. – Co tu jest napisane?
– To status. W ten sposób pokazuje, że jest „smutna” – wyjaśniła Margarethe.
– A to trzeba teraz to obcym mówić? – Helena pokręciła głową. – To nie ma rodziny czy przyjaciół, żeby sami to zauważyli?
– No widać nie zauważają – dodała Karolina. – Skoro najbliżsi nie widzą, to może przynajmniej ktoś się odezwie, zapyta o samopoczucie...
– Nic z tego nie rozumiem... Dziwny ten świat, dziwny.
– Ano dziwny... Ale niech się pani nie martwi. Ja sama za tym wszystkim nie nadążam, a moi uczniowie co chwilę pokazują mi coś nowego. Wróćmy jednak do tematu... Czy ta Oliwia podobna jest do kogoś z rodziny Stefana? Może powiększę zdjęcie? – zapytała Karolina.
– O Boże! Co za cuda! To się da tak zwiększać i zmniejszać?? Niewiarygodne. Niewiarygodne... – Pani Helena wciąż się dziwiła.
– A jest podobna? – dopytywała Karolina, śmiejąc się z sympatią ze zdumienia pani Heleny.
– Nie, do nikogo nie jest podobna... – Helena się zafrasowała. – Na córkę Kazika za młoda, a poza tym, z tego, co pamiętam, to wnuczka Stefana ma na imię Ania. Mieszka w Malborku.
– O! To znalazłyśmy taką! – ucieszyła się Karolina i szybko pokazała zdjęcia drugiej dziewczyny.
– No ta to by bardziej pasowała. – Helena pokiwała głową. – Chociaż też nie jest podobna... Ale w sumie Kazik to bardziej w matkę się wdał niż w Stefana... I jakby się tak dobrze przyjrzeć... No nie wiem, może to i ona...
– To napiszemy do niej i zapytamy – stwierdziła Karolina. – A! I jeszcze znalazłyśmy Rafała Maliszewskiego.
Helena poczekała, aż dziewczyny przełączą profil, i powiększą fotografię. Z wypiekami na twarzy wpatrywała się w zdjęcie młodego, przystojnego szatyna o chmurnym spojrzeniu.
– O Boże! To Stefan! Ale skąd? Jak tu on się znalazł? Przecież to niemożliwe! – wykrzyknęła, poruszona. – Skąd to macie?
– To jest Rafał Maliszewski. Mieszka w Miłoradzu – wyjaśniła Karolina. – Pewnie to będzie syn tego Kazimierza. Może przeprowadził się do Miłoradza?
– Ależ nie! W Miłoradzu to mieszka Wiesiek! – oznajmiła Helena.
– СКАЧАТЬ