Asystentka. S.K. Tremayne
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Asystentka - S.K. Tremayne страница 17

Название: Asystentka

Автор: S.K. Tremayne

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381432962

isbn:

СКАЧАТЬ tych niejasnych, niepokojących zdań.

      Nikogo tu nie ma, Jo, nikogo tu nie ma.

      – Uwalniają swe księżyce co miesiąc daremnie.

      – Śnieg zrzuca płaty ciemności.

      – Zimna jak mroźny oddech szarpie łono.

      Teraz sypialnia krzyczy z przejęciem, brzmiąc jak głos mojej owdowiałej matki:

      – Naga jak szyja kurczęcia, nikt mnie nie kocha. Nikt mnie nie kocha. Nikt mnie nie kocha. Naga jak szyja kurczęcia. CZYŻ NIKT MNIE NIE KOCHA?

      Mam dość. Pieprzyć aplikację, odłączam prąd. Nie obchodzi mnie, co stanie się z asystentami, z całą tą technologią, inteligentnym domem i resztą. Zawsze jest przecież główny włącznik – skrzynka z korkami.

      Łapię za krzesło, przechodzę z nim przez korytarz i otwieram skrzynkę. W lodówce nie mam nic poza kostkami lodu, więc to bez znaczenia.

      – Doskonałość jest straszna. NIE MA POTOM…

      Już. Zrobiłam to. Całe mieszkanie zostało odłączone. Wszystko cichnie, światła gasną, ogrzewanie jest wyłączone i pewnie zamarznę na śmierć w tym zimnie, ale nic mnie to nie obchodzi. Przekradłszy się przez ogarnięty ciemnością korytarz, otwieram drzwi do sypialni, wygrzebuję ubrania z szuflady, wkładam koszulki, legginsy, sweter, po czym wpełzam pod kołdrę, jakbym chciała, żeby nikt mnie nie widział. Z plastikowego pudełeczka, które stoi po prawej stronie, wyciągam dwie, nie, trzy tabletki na sen i połykam je wszystkie. Potem kulę się w najbardziej ciasną pozycję embrionalną i mocno zaciskam oczy.

      Drżę z zimna, chowając się przed ciemnościami i uciekając przed swoim szaleństwem. Albo przed duchem Jamiego Trewina, który czeka w mroku tuż obok mojej sypialni, z oczami pustymi i białymi jak marmur.

      „Hej, postawić wam piwo?”

      Rozdział 10

      Jo

      Budzą mnie zmarszczone czoło i piękne jasnoniebieskie oczy.

      Tabitha.

      Wpatruje się w kobietę leżącą w łóżku pod stertą normalnych ciuchów.

      We mnie.

      Dociera do mnie, jak bardzo się pocę – wilgotna pościel cała się lepi. Najwidoczniej ogrzewanie jest już włączone. Przez okno sypialni wpada zimowe słońce, zapomniałam zaciągnąć zasłony – w panice był to jednak drobny szczegół.

      – Na miłość boską, co się dzieje? – pyta Tabitha. – Przepraszam, że wpadłam tak tutaj i od razu cię budzę, ale serio, co zrobiłaś z mieszkaniem? To znaczy z ogrzewaniem i światłami?

      Ma na sobie gładki, brązowy płaszcz zimowy, kaszmirowy sweter i obcisłe dżinsy, na które nigdy nie byłoby mnie stać. Szyk niemal wojskowy, ale jak zwykle elegancki. Przez moment nie wiem, co powiedzieć. Patrzę na nią, dochodząc do siebie. Zastanawiam się też, jak bardzo zazdroszczę mojej najlepszej przyjaciółce. Zawsze była ode mnie nieco lepsza we wszystkim: bogatsza, z o wiele lepszego domu. Ale nie tylko, bo również odrobinę wyższa i trochę ładniejsza. Ona jest blondynką, ja jestem ruda, więc kiedy w wieku dwudziestu paru lat zdarzało nam się rywalizować o facetów, ona zazwyczaj wygrywała. Konkurowałyśmy na przykład o Jamiego Trewina – czy to dlatego ją podpuszczałam, żeby wolał mnie, żebym to j a mu się spodobała?

      Może to wszystko moja wina.

      – Tak na poważnie, Jo – mówi Tabitha, siadając na końcu łóżka z zaniepokojonym wyrazem twarzy. – Co się, do cholery, dzieje? Wróciłam od Arla godzinę temu i wszystko było wyłączone, dosłownie wszystko. I było lodowato. Dopiero potem zobaczyłam, że ktoś wyłączył korki w całym mieszkaniu! – Potrząsa głową. – Jeśli masz jakiś problem, musisz mi o tym powiedzieć.

      Zmuszam się, żeby usiąść. Wciąż mam na sobie dwie koszulki i sweter. Jestem boleśnie świadoma tego, że prezentuję się fatalnie. Moje włosy są wszędzie, a ja świecę się od potu. Co mam jej powiedzieć? Wciąż nie mogę nawet zbliżyć się do wydarzeń z udziałem Jamiego – to zdarzyło się dawno i jest zakazane. No więc co mi zostało? Grając na czas, ściągam sweter przez głowę, potem jedną koszulkę. Naprędce wymyślam jakąś pokrętną odpowiedź.

      – Pomylili mi się asystenci. To znaczy apki. Myślę, że coś źle ustawiłam, i asystenci zaczęli włączać i wyłączać światła.

      Na skraju łóżka Tabitha zdziwiona potrząsa głową.

      – Słucham? Asystenci?

      – Mówili coś. Hm… Zapomniałam, jak, no wiesz, z nimi rozmawiać, to znaczy, sprawić, żeby coś zrobiły, no bo… wiesz. Łatwo się pomylić.

      W żenujący sposób przeciągam odpowiedź. Nie mam jak dać jej choćby najmniejszej wskazówki na temat tego, co naprawdę się dzieje, nie mówiąc o sednie całej sprawy – asystenci mnie dręczą, całe mieszkanie zachowuje się, jakby ożyło, i wykorzystuje śmierć Jamiego Trewina, by zmusić mnie do myślenia, że oszalałam.

      Mogłabym równie dobrze powiedzieć jej, że faktycznie zaczynam tracić rozum, ponieważ pojawiły się u mnie te same objawy zaawansowanej schizofrenii, które miał mój tata. On też myślał, że telewizor mu rozkazywał – kilka lat przed tym, zanim się wykończył.

      Zastanawiam się, jak moja przyjaciółka i współlokatorka zareagowałaby na to. Już teraz wygląda jak zatroskana pielęgniarka. Wyobrażam sobie, jak przykłada mi wierzch dłoni do czoła, sprawdzając, czy nie mam gorączki. Jakby była moją matką, a ja dzieckiem, które nie chce iść do szkoły.

      Tabitha waha się i wreszcie mówi:

      – Jak to zapomniałaś, jak się nimi steruje? Pokazywałam ci, jak używać aplikacji. Kilka razy.

      Mimo że jej głos jest dość spokojny, wyczuwam w nim nutę zniecierpliwienia. Tabitha wydaje się sroga, ale opanowana. Myślę, że to przez ten płaszcz. Wygląda tak mądrze. Gdzie ona kupuje te rzeczy?

      Cała jej postawa zdaje się pytać: w i ę c?

      – Chodzi mi o to, że… – Dopiero teraz łapię się na tym, że nie powinnam mówić jej ani o głosach, ani o muzyce. Wyjdę na wariatkę. Za bardzo jak tata. Po chwili kontynuuję: – Kiedy wróciłam z naszego spotkania, tego w Highgate, światła migotały, a potem musiałam zrobić coś z ogrzewaniem, bo było cholernie zimno. Ale byłam pijana i zmęczona, więc coś mi nie wyszło. Chyba nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tych wszystkich urządzeń.

      – Okej – mówi moja przyjaciółka przez zaciśnięte usta. – A potem?

      – A potem…

      Prostuję się na siedząco, przygotowując kolejne kłamstwo. Kiedy muszę, potrafię całkiem nieźle kłamać. Nauczyłam się tego w dzieciństwie, kiedy inne dzieciaki pytały o mojego tatę. Dlaczego był taki dziwny albo dlaczego zachowywał się tak strasznie. Nie chciałam przyznać, że oszalał. Był moim tatusiem i kochałam go; był najzabawniejszym, najmilszym człowiekiem na świecie, moim idolem, który rozśmieszał mnie i opowiadał СКАЧАТЬ