Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zabójczy kusiciel (t.4) - Kristen Ashley страница 21

Название: Zabójczy kusiciel (t.4)

Автор: Kristen Ashley

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: Rock Chick

isbn: 978-83-287-1504-2

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Pakuj się, Jules.

      – Możemy porozmawiać w salonie.

      – Właź.

      – Nie gada się w łóżku.

      – Jules. Na górę.

      Odwróciłam się, żeby pójść do salonu. I nie zdołałam zrobić nawet kroku.

      Crowe Błyskawica znów chwycił mnie za rękę, odwrócił, a potem pochylił się, podniósł mnie i zarzucił sobie na ramiona, jedną dłonią trzymając mnie za rękę, drugą kładąc na moich udach.

      – Ja pierdzielę, Crowe, zdejmij mnie! – wrzasnęłam.

      Przecież nie da rady wejść tak ze mną po schodach; jest za nisko, wyrżnę głową w sufit! Sufit na korytarzu był niżej, podest z łóżkiem stanowił podniesioną alkowę, z wyższym sufitem. Była tylko niewielka przerwa, żeby wejść, a większość przestrzeni i tak zajmowało łóżko. Mieszkałam tutaj pięć lat, a i tak waliłam czołem w sufit na korytarzu przynajmniej raz w miesiącu. Niepotrzebnie się martwiłam. W końcu to był Vance Crowe.

      Wchodził po schodach, prawie zgięty wpół, i przecisnął się ze mną na ramieniu tak, że nawet nie musnęłam sufitu. Zdjął mnie i przerzucił, a gdy znalazł się za mną, złapał mnie pod pachy i wciągnął na łóżko. Potem położył się na plecach i przyciągnął mnie do swojego ciała.

      Byłam zbyt wstrząśnięta, żeby się ruszyć, i tylko gapiłam się na niego z niedowierzaniem.

      Rany, był w tym naprawdę dobry.

      – Teraz możemy gadać – oznajmił, obejmując mnie w talii.

      – Czemu chciałeś rozmawiać tutaj?

      – Lubię to miejsce.

      Przewróciłam oczami. Dobra, nieważne. Pora to kończyć, żebym mogła wyjść i powkurzać dilerów.

      – Skąd znasz mój kod? – zapytałam.

      Uśmiech.

      – Crowe! Muszę to wiedzieć!

      – Jak będziesz chciała, to ci pokażę, ale nie dziś, później.

      – Serio?

      Zaskoczył mnie. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, jak to zrobił, że z wrażenia prawie zapomniałam: to nasz jedyny wieczór, nie będzie żadnego „później”. Jutro miałam w planach rozkminić, jak pozbyć się go z mojego życia.

      – Będziesz chciała, to ci pokażę – powtórzył.

      – O rany. Dzięki.

      – Lubię Nicka – zauważył mimochodem.

      Musiałam się uśmiechnąć.

      – Ja też.

      – Jak na niego mówisz? – spytał.

      Dziwne pytanie.

      – Nick – odparłam.

      – Nie. Nie jest twoim tatą, ale jednak jest, więc jak na niego mówisz?

      Wytrzeszczyłam oczy.

      – Skąd to wiesz?

      – Rozmawialiśmy.

      Zastygłam.

      – O czym?

      – O tym, jak cię wychowywał, i o tym, że zmarli twoi rodzice, twój dziadek i twoja ciotka.

      Zatkało mnie. Trochę dlatego, że Nick faktycznie sporo o mnie nagadał, ale głównie, że o cioci nigdy nie rozmawiał z nikim prócz mnie.

      – Opowiedział ci o cioci Rebie?

      – Tak.

      Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. To, że Nick zaufał mu na tyle, żeby o tym rozmawiać, sporo mówiło o Vansie. Kurde, co tu się działo? Otrząsnęłam się i poszłam za ciosem.

      – O czym jeszcze ci mówił? – Nie czułam się komfortowo, że tyle o mnie wie.

      – Że jestem pierwszym facetem od pięciu lat, który wyciąga cię na randkę.

      – O rany boskie – szepnęłam.

      Zabiję go.

      – I że w czwartek masz urodziny.

      Postanowiłam się nie odzywać. To w końcu nie potrwa długo, za dwie minuty będzie po wszystkim, będę mogła znów się otrząsnąć i wyrzucić Vance’a z głowy, ostatecznie.

      Crowe przyglądał mi się. Ja nic nie mówiłam.

      – Powiedz mi o Parku – poprosił.

      – Nie – odparłam szybko i odsunęłam się.

      Rozmowę możemy uznać za zakończoną.

      Podniósł się, przekręcił mnie na plecy, znalazł się na górze i przygwoździł mnie do łóżka. Zajrzał mi w oczy.

      – Wiesz, że cię sprawdziliśmy.

      – Tak.

      – Jesteś zajętą kobietą.

      Spojrzałam szybko na niego, nie komentując.

      – Jeszcze przed tą zjebaną sytuacją z Parkiem twoje nazwisko pojawiło się w wielu miejscach. Pracowałaś w przytułku dla kobiet będących ofiarami przemocy, byłaś wciągnięta w kilka ciężkich spraw. Widniejesz w kartotece mnóstwa dzieciaków, przychodziłaś na posterunek, gdy się pakowały w kłopoty, ręczyłaś za nich i zabierałaś ich stamtąd do azylu.

      Nie odezwałam się.

      – Park był inny. – Nie zabrzmiało to jak pytanie.

      Przygryzłam wargę, nadal zachowując milczenie.

      – Tak samo jak Roam i Sniff, prawda?

      – To moi chłopcy. – Nie wytrzymałam.

      Przyjrzał mi się i gdy tak sunął wzrokiem po mojej twarzy, zobaczyłam coś w jego oczach. Nie, nie pożądanie, chodziło o coś innego. Cholera, wyglądało, jakby się martwił.

      – Jules, wiesz, że musisz zachować dystans. Inaczej to cię zniszczy.

      – Zachowuję.

      – Tak? Krążąc po ulicach, nadstawiając tyłek i mszcząc się na dilerach za to, co zrobili Parkowi?

      Spojrzałam w bok i wymruczałam СКАЧАТЬ