Название: W cieniu zła
Автор: Alex North
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
isbn: 978-83-287-1500-4
isbn:
Prolog
To matka zawiozła mnie do komisariatu.
Policjanci chcieli mnie tam zabrać radiowozem, ale ona stanowczo się temu sprzeciwiła. To był jedyny raz, kiedy straciła nad sobą panowanie. Miałem piętnaście lat, stałem na środku kuchni, a z obu stron pilnowało mnie dwóch wysokich gliniarzy. Nagle w drzwiach pojawiła się matka. Pamiętam, jak zareagowała, kiedy dowiedziała się, dlaczego do nas przyszli i o czym chcieli ze mną rozmawiać. Na początku ich słowa zbiły ją z tropu, ale spojrzała na mnie i zobaczyła, że jestem zupełnie zdezorientowany i przerażony. Na jej twarzy pojawiły się strach, a potem wściekłość.
Była drobną kobietą, ale kiedy się odezwała, jej cichy głos zabrzmiał niezwykle ostro i stanowczo. Funkcjonariusze zrobili krok do tyłu. W drodze do komisariatu siedziałem obok niej na fotelu pasażera. Jechaliśmy przez miasto za eskortującym nas radiowozem, a ja czułem się kompletnie otępiały.
Zwolniliśmy przed starym placem zabaw.
– Nie patrz tam – rozkazała matka.
Nie posłuchałem jej i nie odwróciłem wzroku. Teren był odgrodzony czerwonymi taśmami. Przy ulicy stali policjanci z ponurymi minami, a na dachach samochodów zaparkowanych wzdłuż krawężnika migały koguty. Zobaczyłem wysłużone drabinki. Ziemia wokół nich była zawsze szara i wyschnięta, ale teraz dostrzegłem na niej czerwone plamy. Było cicho, świeciło popołudniowe słońce i panowała dziwnie podniosła, niemal nabożna atmosfera.
Jadący przed nami radiowóz nagle się zatrzymał.
Policjanci chcieli mieć pewność, że dobrze się wszystkiemu przyjrzę – to w końcu ja według nich ponosiłem za to odpowiedzialność.
Musisz coś zrobić z Charliem.
Ta myśl chodziła mi po głowie przez kilka ostatnich miesięcy i zawsze wywoływała we mnie frustrację. Miałem tylko piętnaście lat i czułem, że to niesprawiedliwe. Moim życiem niepodzielnie rządzili dorośli, żaden z nich nie zauważył jednak czarnego gnijącego kwiatu rosnącego na środku ogrodu. Być może uznali, że lepiej tego nie widzieć. Niewykluczone również, że trawa wypalona przez truciznę nie miała dla nich większego znaczenia.
Nie powinienem był zostać z tym sam.
Teraz to dla mnie jasne.
Wtedy, w samochodzie, czułem się przytłoczony odpowiedzialnością, którą według dorosłych ponosiłem. Wcześniej tego samego dnia spacerowałem zakurzonymi ulicami, mrużyłem oczy przed słońcem i pociłem się w nieznośnym upale. Właśnie wtedy zobaczyłem na placu zabaw Jamesa: malutką postać przycupniętą niezdarnie na drabince. Chociaż nie rozmawialiśmy ze sobą od wielu tygodni, doskonale zdawałem sobie sprawę, co robi: czekał na Charliego i Billy’ego.
Minąłem go jednak bez słowa.
Kiedy radiowóz się zatrzymał, miałem wrażenie, że znalazłem się w bańce, w której panuje absolutna cisza. Kilku policjantów odwróciło się w naszą stronę i przez chwilę poczułem na sobie ich osądzające spojrzenia.
Nagle rozległ się niespodziewany hałas i z wrażenia aż się wzdrygnąłem.
Dopiero po sekundzie zorientowałem się, że to matka naciska klakson. Ogłuszające trąbienie działało na nerwy, ale było w nim także coś bluźnierczego. To tak, jakby ktoś zaczął krzyczeć na pogrzebie. Spojrzałem na nią. Miała zaciśnięte szczęki i z wściekłością w oczach patrzyła na stojący przed nami policyjny samochód. Ciągle trąbiła, a irytujący dźwięk odbijał się echem po całej ulicy.
Minęło pięć sekund.
– Mamo.
Dziesięć sekund.
– Mamo!
Wreszcie radiowóz powoli ruszył. Matka podniosła rękę znad klaksonu i znowu zrobiło się cicho. Odwróciła się do mnie jednocześnie bezradna i zdeterminowana, gotowa dzielić ze mną ból i w miarę swoich możliwości razem ze mną nieść ciężar tego, co się stało.
Byłem jej synem i pragnęła chronić mnie przed wszelkim złem tego świata.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała.
Milczałem, intensywnie się w nią wpatrując. Mówiła pewnym głosem, a na jej twarzy malowało się zdecydowanie. Poczułem wdzięczność, że jest ktoś, kto chce się mną zaopiekować, chociaż nigdy bym tego otwarcie nie przyznał. W głębi serca cieszyłem się, że mogę liczyć na jej wsparcie. Tak bardzo wierzyła w moją niewinność, że jakiekolwiek słowa, które by ją potwierdziły, wydawały się w tej chwili zbędne.
Zrobiłaby wszystko, żeby mnie ochronić.
Miałem wrażenie, że cisza trwa całą wieczność. Wreszcie matka skinęła głową, bardziej do siebie niż do mnie, odwróciła się i ruszyliśmy w drogę w ślad za radiowozem. Zostawiliśmy za sobą gapiących się na nas funkcjonariuszy i zalany krwią plac zabaw. Wjechaliśmy na drogę szybkiego ruchu, a w mojej głowie wciąż rozbrzmiewały jej słowa.
Wszystko będzie dobrze.
Od tamtych wydarzeń minęło już dwadzieścia pięć lat, a ja ciągle dużo o tym myślę. Rodzice zawsze pocieszają swoje dzieci, do czego się to jednak tak naprawdę sprowadza? Chodzi o nadzieję. Takie słowa to tylko pobożne życzenia. Zaklinanie rzeczywistości. Obietnica, którą trzeba złożyć i z całych sił wierzyć, że się spełni. Co innego nam pozostaje?
Wszystko będzie dobrze.
Tak, dużo o tym myślę.
Każdy rodzic mówi to samo, ale często się myli.
Rozdział 1
Teraz
W dniu, w którym wszystko się zaczęło, oficer śledczy Amanda Beck miała wolne. Wstała późno, chociaż nad ranem przyśnił jej się regularnie powracający koszmar. Na szczęście udało jej się znowu zasnąć i leżała w łóżku tak długo, jak się dało. Kiedy wreszcie się podniosła, wzięła prysznic i zabrała się do robienia kawy, było prawie południe. Właśnie wtedy został zamordowany młody chłopak, ale nikt jeszcze o tym nie wiedział.
Po południu pojechała odwiedzić ojca. Do Rosewood Gardens nie było daleko. СКАЧАТЬ