Zbawiciel. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 25

Название: Zbawiciel

Автор: Leszek Herman

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-287-1442-7

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Tak! To to samo! Stoję właśnie na tym moście! Ale podjechać musicie na dół, od strony Bytomskiej albo od Bulwaru Śląskiego. Prędzej, pospieszcie się! Tu się zaraz zrobi jeszcze większy korek!

      – Dobrze, już wysyłam karetkę!

      Marek schował telefon do kieszeni i wyjrzał przez balustradę.

      Od strony dziedzińca straży pożarnej nadbiegało właśnie kilkoro ludzi. Na zachowanej części rusztowania stały trzy osoby, kurczowo trzymając się stalowych prętów.

      Wieża miała w przekroju kształt kwadratu. Od strony Łasztowni przylegała do budynku dawnej bramy i dalej wartowni, od strony rzeki zaś, czyli od południa, wznosiła się jej ściana szczytowa, wyrastająca nad biegnącym poniżej mostu i przebijającym się pod nim tunelem Bulwarem Śląskim. I to od niej oderwało się rusztowanie i pogruchotanymi szczątkami zasłało teraz jezdnię na bulwarze.

      Marek zauważył także, że spadające żelastwo rozerwało ciepłociąg, którego poszarpane fragmenty zwisały z konstrukcji wsporczej. Ocalało rusztowanie przy dwóch ścianach sąsiadujących, i to właśnie tam, od strony mostu, stali teraz ludzie.

      Rozejrzał się. Miał wrażenie, że nerwy zaraz oderwą mu głowę od reszty ciała. Nie było szans, żeby drgnęły samochody, z których powyłazili prawie wszyscy pasażerowie. Z zapamiętaniem robili teraz zdjęcia telefonami komórkowymi.

      I nagle uprzytomnił sobie, że rusztowanie na ścianie zachodniej, tej, która stała raptem kilka metrów od wiaduktu mostu, także przecież częściowo opierało się na hakach.

      Jeśli haki zostały naruszone, to rusztowanie zwali się na jezdnię.

      Podbiegł do balustrady i zaczął krzyczeć do trojga konserwatorów, którzy sparaliżowani strachem wciąż stali z plecami przylepionymi do ścian.

      – Spierdalajcie stamtąd! Natychmiast! – Przepchnął się pomiędzy ludźmi i zaczął machać energicznie w kierunku wieży.

      Któraś z postaci drgnęła i powoli zaczęła się przesuwać w kierunku narożnika i drabiny na niższe poziomy.

      Marek złapał za rękaw stojącą najbliżej kobietę.

      – Proszę się stąd odsunąć! – wrzasnął. – To rusztowanie może się zwalić na samochody!

      Kobieta w pierwszej chwili spojrzała na niego ze złością, ale prawie od razu w jej oczach pojawił się także strach.

      – Wysiadać! – Marek biegł wzdłuż jezdni i walił w dachy samochodów stojących najbliżej balustrady. – Rusztowanie może tutaj runąć.

      Jakby pobudzone tym do działania rusztowanie nagle tąpnęło. Gwałtownie obniżyło się o kilkanaście centymetrów, wzbijając tuman kurzu. Z górnego poziomu spadł spory pojemnik i roztrzaskał się o pręty poniżej, bluzgając dookoła zieloną farbą.

      Stojący przy balustradzie tłumek drgnął, odskoczył do tyłu i zamarł. Na moment wszystko zatrzymało się w kadrze, po czym rozległ się charczący łomot i cała konstrukcja stalowych pomostów zaczęła powoli odrywać się od wieży.

      Na moście wybuchła panika. Gapie rzucili się do ucieczki. Z samochodów wyskoczyli ludzie i widząc, co się dzieje, zaczęli biec za innymi.

      Marek zadarł głowę. Niczym w zwolnionym tempie widział, jak ściana stali powoli przekrzywia się, po czym zaczyna łamać na kawałki i lecieć w dół.

      Nie oglądając się za siebie, ruszył biegiem w kierunku zjazdu z mostu. Słyszał za plecami krzyki ludzi i łomot opadających na dachy samochodów stalowych dźwigarów.

      Kątem oka zauważył, że nad stosem pogiętego żelastwa wciąż wiruje chmura jakichś kolorowych okruchów.

      Paulina rzuciła na stół egzemplarz „Dziennika Szczecińskiego” i z ciężkim westchnieniem usiadła przy swoim biurku.

      – Brzydzę się sobą, że zgodziłam się na te zmiany – stwierdziła ze złością.

      Piotr podniósł głowę i najpierw ostrożnie zerknął w kierunku aneksu naczelnej, a potem dopiero przeniósł wzrok na Paulinę.

      – I tak wytną te drzewa, niezależnie od tego, czy o tym napisałaś, czy nie. Poza tym ekologizm to grzech ciężki. Prawie taki jak weganizm.

      – Och, przestań. – Paulina westchnęła po raz kolejny i z rezygnacją podniosła klapkę laptopa. – Wiem, że wytną, ale to ja napisałam. Podpisałam się pod tym. W oczach wszystkich czytelników wychodzę na taką, która beznamiętnie opisuje szkodliwą ekologicznie i przyrodniczo inwestycję i nawet nie ma własnego zdania na ten temat.

      – Nie przesadzaj – bez przekonania mruknął Piotr, wpatrując się w ekran swojego monitora. – Coś się dzieje chyba na moście nad Parnicą.

      – To przecież niedaleko nas. Co takiego? – Paulina spojrzała na kolegę bez specjalnego zainteresowania i od niechcenia odpaliła przeglądarkę. – Pewnie korek, jak zwykle.

      – Mam tu forum konkurencji. Ludzie tam piszą z samochodów, że coś stało się na budowie.

      – A jaka tam jest budowa? Żadnej budowy tam nie ma przecież.

      – Remontują budynek portowej straży pożarnej. Ten z wieżą, co wygląda jak mały zamek.

      Paulina zmarszczyła brwi i pochyliła się nad swoim laptopem.

      – Czekaj! Naprawdę coś się dzieje. Ktoś wkleił fotki.

      – O ja! – Piotr otworzył nagle szeroko oczy, wpatrując się w monitor. – Zawaliło się rusztowanie. Boże! Ktoś chyba spadł. Właśnie oglądam czyjś filmik z komórki.

      Paulina poderwała się z fotela, okrążyła biurka i pochyliła się nad plecami Piotra.

      – Boże! Rzeczywiście! Zaraz będzie afera na wszystkich portalach. Czekaj! Piotr zamarł w bezruchu.

      – Jesteśmy najbliżej! – Paulina spojrzała nerwowo w stronę aneksu naczelnej i rozejrzała się po redakcji. – I chyba nikt tego jeszcze nie wyczaił.

      – Bo wszyscy grzecznie pracują – szepnął Piotr. – Lecimy?

      – Ale mówimy o tym Przeworskiej?

      – Po co? Przecież mogliśmy wyjść kupić sobie ciastko. – Piotr poderwał się z krzesła. – Gdzie masz samochód?

      – Daleko. Aż pod trasą. I w dodatku w przeciwnym kierunku.

      – To szybciej będzie na piechotę. To jakieś trzysta metrów. – Piotr sięgnął po komórkę i nagle znieruchomiał.

      – Raczej sześćset. Dobrze, że mam zwyczajne buty, a nie szpilki. Co jest? – Zauważyła, że Piotr pochylony nad ekranem laptopa w coś się wpatruje.

      – Jeśli to jest to, co myślę… – Wskazał palcem powiększony fragment czyjegoś zdjęcia, na którym na tle zatrzymanych w ruchu stalowych СКАЧАТЬ