Miłosny kontrakt. Кейт Хьюит
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłosny kontrakt - Кейт Хьюит страница 3

Название: Miłosny kontrakt

Автор: Кейт Хьюит

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: Światowe życie

isbn: 978-83-276-5471-7

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Zachowujesz się tak, jakbyś już kiedyś otrzymała podobną propozycję – zauważył. – Jakby z czymś ci się to kojarzyło.

      – Absolutnie z niczym mi się to nie kojarzy.

      – Na pewno?

      – Większość mężczyzn nie ma zwyczaju składać takich propozycji – powiedziała lodowato i z wyraźną urazą.

      – Doprawdy? Panno James, większość małżeństw to takie czy inne kontrakty. Bez względu na emocjonalne tęsknoty zawsze konieczne są jakieś negocjacje.

      – Ale w tym małżeństwie nie byłoby żadnych emocji – odparowała. – Przecież nawet się nie znamy. Zobaczyłam cię przed chwilą po raz pierwszy w życiu. Poza tym dlaczego sądzisz, że chciałabym wyjść za mąż?

      – Nie myślę tak. Powiedziałem przecież, że to byłby tylko kontrakt. I wydaje mi się, że dla ciebie atrakcyjna byłaby w nim możliwość osiągnięcia finansowej stabilności. – Zaśmiał się krótko. – Nic więcej.

      Nie odpowiedziała. W końcu odwrócił się nieco, bo chciał zobaczyć jej twarz. Oczy miała szeroko otwarte, usta zaciśnięte. Wydawała się rozdarta. Nerwowo splatała palce. Zdawało się, że ta propozycja ją kusi albo w każdym razie intryguje, chociaż nie chciała tego przyznać.

      – Stabilność finansowa – powtórzyła w końcu. – Co to miałoby oznaczać?

      – To małżeństwo opłaciłoby ci się. – Czekał na pytania, ale ona tylko potrząsnęła głową.

      – Musiałabym sprzedać siebie, w dodatku zupełnie obcemu człowiekowi. Moim zdaniem w każdym małżeństwie powinny istnieć jakieś podstawy emocjonalne, jeśli już nie miłość.

      – Brzmi to cynicznie – stwierdził, przechylając głowę.

      – Cynicznie?

      – Tak jakbyś sama nie wierzyła w to, co mówisz. Może chcesz w to wierzyć, ale tak nie jest.

      – To, w co wierzę czy nie wierzę, w tej chwili nie ma żadnego znaczenia – odrzekła ostro. – Odpowiedź nadal brzmi: nie.

      – Dlaczego? – zapytał Alex przeciągle. – Pytam wyłącznie z ciekawości.

      – Dlaczego? – powtórzyła z niedowierzaniem. Stała przyciśnięta plecami do drzwi, drobne piersi unosiły się w oddechu, kilka kosmyków jasnobrązowych włosów wymknęło się z końskiego ogona. Ze zdziwieniem stwierdził, że wyglądała uroczo, choć wcześniej w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Myślał tylko, że łatwo będzie ją zmusić, by zrobiła, co on zechce.

      – No właśnie, dlaczego? – powtórzył. – Dlaczego nie chcesz się nawet zastanowić nad moją propozycją i o nic nie pytasz?

      – Powiedziałeś już dosyć.

      – Masz na myśli seks?

      – No tak – parsknęła.

      – Masz coś przeciwko temu, żeby pójść do łóżka z własnym mężem?

      – Nie mam zamiaru wychodzić za kogoś, do kogo nic nie czuję i kogo nawet nie znam.

      – Ale ludzie robią tak od setek lat. Od tysięcy lat.

      – I co z tego?

      – Mówiłaś, że nie interesują cię romanse.

      – Na tym etapie życia z pewnością nie.

      – Powiedziałaś, że być może nawet nigdy, więc?

      – To jeszcze nie znaczy, że chcę za ciebie wyjść – stwierdziła z desperacją. Alex pozwolił sobie na chłodny uśmiech.

      – Czy pięć milionów euro mogłoby wpłynąć na zmianę twojej decyzji?

      Otworzyła usta, zamknęła i znów je otworzyła.

      – Pięć milionów to mnóstwo pieniędzy – powiedziała w końcu słabym głosem.

      – To prawda. Czy teraz masz ochotę porozmawiać o szczegółach?

      Przygryzła wargę.

      – Sądzisz, że mogę zmienić zdanie po prostu dla pieniędzy? To mi ubliża.

      – Finansowa stabilność – przypomniał jej.

      – Nie jestem poszukiwaczką fortun – rzuciła gwałtownie. Alex miał wrażenie, że kryje się za tym jakaś dawna rana.

      – Wiem.

      – Nie sprzedam się.

      – Wciąż to powtarzasz, ale nie musisz patrzeć na to w taki sposób. Przecież zostałabyś moją żoną, a nie kochanką.

      – Ale to by niczego nie zmieniło.

      – Niekoniecznie. Chodzi o układ, panno James. Każde z nas ma coś do zyskania.

      Powoli potrząsnęła głową.

      – Zważywszy na ten charakter tej rozmowy, chyba powinieneś zwracać się do mnie: Milly.

      Miał wrażenie, że posunął się o krok bliżej do celu. Nie wybiegła z pokoju, nawet nie dała mu w twarz. Nie widział jej zresztą. Wszystko w swoim czasie, pomyślał.

      – Dobrze, Milly, może usiądziesz?

      Ostrożnie podeszła do skórzanego fotela przed biurkiem i usiadła z nogami skrzyżowanymi w kostkach i dłońmi splecionymi na brzuchu, jak szacowna matrona.

      – Czy moglibyśmy zapalić światło? Prawie cię nie widzę i nigdy jeszcze nie widziałam cię osobiście. Wydaje się to zupełnie niedorzeczne, skoro prowadzimy taką rozmowę.

      – Nie lubię światła – odrzekł krótko.

      – Chyba nie jesteś wampirem? – Z pewnością to miał być żart, ale w jej głosie brzmiała niepewność.

      – Naturalnie, że nie. – Obrócił się do niej w taki sposób, żeby nie widziała najgorszej części jego twarzy. – Może zapalę je za chwilę, ale najpierw musimy porozmawiać o szczegółach.

      – Dlaczego ja, a nie ktoś bardziej odpowiedni? – zapytała wprost.

      – Bo jesteś tutaj – odpowiedział równie bezpośrednio. – Nie masz nic przeciwko temu, żeby pozostać na tej wyspie i przez te pół roku, od kiedy u mnie pracujesz, przekonałem się, że jesteś godna zaufania i pracowita. W każdym razie tak twierdzi Yannis, mój zarządca.

      – Yannis składa ci raporty na mój temat?

      – Mówił tylko, że podoba mu się to, co robisz.

      – СКАЧАТЬ