Długa noc w Paryżu. Dov Alfon
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Długa noc w Paryżu - Dov Alfon страница 7

Название: Długa noc w Paryżu

Автор: Dov Alfon

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия:

isbn: 9788381431842

isbn:

СКАЧАТЬ sekretarkę, wciąż chodząc po pomieszczeniu niczym bokserka, czekająca, aż przeciwnik podniesie się z desek.

      Rozdział 10

      Słynna już winda okazała się bardzo zwyczajna. Miała trzy przyciski, najniższy oznaczony symbolem parkingu podziemnego. Przy środkowym, prowadzącym na parter, skąd zniknął Meidan i porywaczka, widniał znak samolotu. Górny nie miał żadnego – zakrywał go kawałek czerwonej taśmy, a słowo „przejście” obok zostało wymazane.

      Komisarz Léger niechętnie wszedł do środka. Tak samo jak goście doskonale wiedział, że miejsce zdarzenia dawało się zabezpieczyć w najlepszym razie częściowo. Policjanci pilnujący windy nie uważali na odciski palców. Brygadierzy zasalutowali; odwzajemnił gest po chwili, jak zagubiony turysta. Nie był zaznajomiony z terenem lotniska, a co dopiero z jego szczegółowym planem. Całe to dziwne dochodzenie pachniało mu spiskiem uknutym przez niechętnych mu funkcjonariuszy paryskiej policji tylko po to, żeby narobić mu wstydu.

      Grupę prowadził inspektor policji lotniskowej w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy. On także opisywał sprawy na bieżąco. Terminal 2 nie jest tak naprawdę terminalem, wyjaśnił, wskazując na mapę w windzie. To w rzeczywistości zespół terminali, a niektóre z nich znajdują się dość daleko od siebie. Odkąd doszło do strasznej katastrofy, w wyniku której zapadł się Terminal 2E, wszystkie budynki były w remoncie.

      Teraz przyszła kolej na Terminal 2A i dlatego górne piętro zostało zamknięte.

      – Jak panowie widzą – ciągnął inspektor bez przekonania – przycisk prowadzący na górę został zlikwidowany. Pracownicy budowy nadal z niego korzystają, bo na piętro można się dostać tylko windą, ale pasażerowie nigdy go nie wciskają.

      Przycisk się nie podświetlił, ale winda ruszyła.

      „Zlikwidowany” tylko pozornie. Skoro się nie zapalał, to ludzie zakładali, że nie działa.

      Drzwi windy otworzyły się i wypuściły policjantów na słabo oświetlony teren budowy.

      – Przed renowacją ten poziom służył za połączenie dwóch budynków terminala – wyjaśnił inspektor. – Teraz przechowuje się tu chwilowo materiały budowlane.

      Przestrzeń była ogromna, zawalona piaskiem i żwirem. Po prawej stały cztery kontenery w neonowych kolorach. Z lewej strony Abadi dostrzegł wózek widłowy, toaletę chemiczną i taczki. Nigdzie nie było widać żadnych innych narzędzi.

      – Są tu kamery?

      – Oczywiście, że nie. Niby po co? – prychnął Léger. – Nie ma tu pasażerów, tylko pracownicy ekipy budowlanej. Poza tym prawo pracy nie zezwala na ich monitorowanie; nie żebyśmy mieli ku temu jakieś powody.

      – A gdzie w takim razie są budowlańcy?

      Tym razem nadeszła kolej inspektora na udzielenie odpowiedzi. Prawdopodobnie zdążył przygotować się na takie pytania przed spotkaniem.

      – Renowacje są prowadzone zgodnie z szerzej zakrojonym planem. Przez ostatni miesiąc ekipa pracowała w budynku obok, a do tego mają wrócić za dziesięć dni.

      Krótko mówiąc, świetne miejsce na morderstwo. Abadi podszedł do wózka widłowego i wskazał na najodleglejszą betonową ścianę.

      – A co z tym szybem? To winda towarowa?

      – Nie ma tu windy towarowej, na dół można się dostać tylko zwykłymi – odparł inspektor. Jego ton z każdą wypowiedzią stawał się coraz mniej uprzejmy. – Patrzy pan na zrzut do toalety chemicznej. Nie da się przewozić zbiorników windą, bo zostawiają intensywny zapach, więc firma wykonawcza po zapełnieniu pozbywa się ich przez zrzut, a windą przywozi nowe.

      Abadi zajrzał do środka. Smród rzeczywiście był nie do zniesienia, a sam zsyp okazał się zaskakująco głęboki. Francuzi mówili na to „zrzut”, ale rura wyglądała bardziej jak kanał ściekowy i prowadziła co najmniej trzy piętra w dół. Wyglądało to tak, jakby plan stworzył architekt, który słyszał kiedyś o placach budowy, ale nigdy żadnego nie odwiedził.

      – Sprawdziliśmy to już pod każdym kątem, pułkowniku – wtrącił Léger, usiłując załagodzić sytuację. W jego głosie pobrzmiewał niepokój. – Nie mogli stąd zejść na parking.

      Abadi wziął latarkę od jednego z policjantów i poświecił do zsypu, ale rura była zbyt głęboka, by promień dotarł na dno. Ściany okazały się zupełnie czyste.

      – Zrzut prowadzi do systemu ściekowego lotniska. Ścieki są odprowadzane stamtąd automatycznie co godzinę – oznajmił inspektor z wyraźną dumą. – Nie mamy tam zabezpieczeń, bo powietrze na dole jest toksyczne, ale nie ma szans, żeby ktoś zdołał przedostać się na dół. Chyba że jest jaszczurką.

      – A gdyby był zwłokami? – odparł Abadi.

      Léger znów postanowił interweniować.

      – Pułkowniku Abadi, po co tyle dramatyzmu? Jakie ciało? Mamy do czynienia z wygłupem pasażera. Facet prawdopodobnie świetnie się teraz bawi z dziewczyną z hotelu. Nie wydaje mi się, żeby kobieta, którą widzieliśmy na nagraniu, była w stanie unieść postawnego, sprawnego mężczyznę i go tu wepchnąć. A nawet gdyby jej się to udało, nie miałaby jak stąd wrócić bez użycia windy.

      – Niby co by ją powstrzymywało od wezwania windy i pojechania na dół?

      – Mielibyśmy ją na monitoringu – westchnął zdesperowany Léger. – Może pan myśleć o moich ludziach, co się panu podoba, ale proszę mi wierzyć, że zauważyliby blondynkę w czerwonym uniformie. Chyba że też rzuciła się za nim do ścieków i mamy własnych lotniskowych Romea i Julię.

      Wózek widłowy był niewielki, a jego silnik zimny. Toaleta chemiczna wyglądała na zupełnie nową, a na drzwiach wisiała informacja w trzech językach: NIE ZBLIŻAĆ SIĘ. Zastępca Légera przykucnął i zajrzał teatralnie przez kratkę, jakby chciał się upewnić, czy nie jest zajęte.

      – Moi ludzie już sprawdzili, nikogo tu nie ma – powiedział, ostentacyjne wycierając ręce o spodnie gestem sugerującym, że przez tego męczącego pułkownika będzie musiał teraz płacić za pralnię chemiczną.

      Abadi stanął przed toaletą i kopnął mocno w klamkę. Drzwi otworzyły się z łupnięciem. Zanim Francuzi zdążyli zareagować, już omiatał wnętrze światłem latarki. Pusto, ale niedawno ktoś tu zaglądał. Kobieta. Muszla była zapchana. Wystawały z niej kosmyki blond peruki.

      – Komisarzu Léger, na parkingu szczekają psy policyjne. Może powinniśmy je tu przyprowadzić – oznajmił Abadi. – A tymczasem obejrzyjmy sami te kontenery.

      Rozdział 11

      – Ta prezentacja ma za zadanie odświeżyć nam informacje o Najważniejszych – zaczął Zorro – więc skorzystam z wczorajszej listy, żeby zademonstrować to na przykładzie.

      Na następnym slajdzie ukazał się dokument dobrze znany zgromadzonym: „Najważniejsze wytyczne działań sił СКАЧАТЬ