Sfora. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sfora - Przemysław Piotrowski страница 15

Название: Sfora

Автор: Przemysław Piotrowski

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381436052

isbn:

СКАЧАТЬ odprowadził ją wzrokiem.

      ROZDZIAŁ 9

      Gdy zadzwonił budzik, za oknem było jeszcze całkiem ciemno. Czarnecki podniósł się z łóżka i wsunął stopy w białe kapcie. Poszedł do niewielkiej kuchni i nastawił wodę na kawę, po czym skierował się do łazienki. Myjąc zęby, zastanawiał się, czy media już podchwyciły temat. Jeszcze wczoraj wieczorem dominował przekaz o nieszczęśliwym wypadku, a wilcza sfora stała się wrogiem publicznym numer jeden. Sprawa pojawiła się późnym popołudniem niemal równocześnie na wszystkich kanałach ogólnopolskich, po których te stricte informacyjne zaczęły rozkładać ją na czynniki pierwsze. W programach pojawili się myśliwi, zoolodzy, a nawet ekolodzy wykorzystujący sytuację, aby przypomnieć o tym, że postępująca urbanizacja i bezceremonialne wkraczanie na tereny dzikiej zwierzyny w końcu musiało tak się skończyć. Słowo „wilkołak” na szczęście nie padło ani razu, choć nauczony doświadczeniem nie łudził się, że prędzej czy później jakiś wścibski dziennikarz dokopie się do tych zgłoszeń. Albo jeszcze lepiej – jakiś nawiedzony mieszkaniec, pragnąc mieć swoje pięć minut w głównym czasie antenowym, wpadnie na pomysł, by zgłosić się do gazety bądź telewizji.

      Gdy usiadł w fotelu z parującą szklanką kawy w dłoni, na ściennym zegarze dochodziła szósta trzydzieści. Za oszronioną szybą drzwi balkonowych słychać było odgłosy budzącego się ze snu miasta. Charakterystyczny dźwięk opróżniającej kubły śmieciarki, klakson poirytowanego kierowcy, stukot szpilek jakiejś bezimiennej kobiety.

      Szpilki? Kto, do diabła, wkłada szpilki w taką pogodę, pomyślał inspektor, ale uznał, że roztrząsanie tego problemu nic nie wniesie do prowadzonego śledztwa, upił łyk kawy i włączył telewizor, w nadziei że trafi na interesujące go wiadomości. Na wizji akurat kłóciło się dwóch wyjątkowo nielubianych polityków, więc przełączył na inny kanał. Tam też nie znalazł tego, czego szukał. Po kilku kolejnych nieudanych próbach w końcu odłożył pilota i uruchomił laptopa. Przejrzał główne portale i choć informacji o zagryzionej przez wilki zakonnicy nie brakowało, nie wyłowił niczego, czego by nie przeczytał bądź nie obejrzał poprzedniego wieczoru.

      Wrócił myślami do wizyty w prosektorium. Spędził tam zaledwie godzinę, bo przy tak głęboko zamrożonych zwłokach doktor Krzywicki nie mógł należycie wykonać swojej pracy, choćby z tak prozaicznego powodu, że nie mógł ofiary rozebrać do naga, gdyż materiał, zwłaszcza bielizna, po prostu przymarzł do ciała. Mimo to zwłoki udało się przynajmniej częściowo oczyścić i przeprowadzono wstępne badanie.

      – O dziwo na dolnej części ciała nie ma aż tak obszernych obrażeń – stwierdził patomorfolog. – Nie jestem specjalistą, ale z tego, co wiem, wilki zwykle najpierw atakują nogi potencjalnej ofiary, aby ją spowolnić i powalić. Tymczasem w tym wypadku… No sam zobacz. Nawet habit nie jest specjalnie porwany.

      Czarnecki niechętnie przyjrzał się dolnym kończynom denatki. W porównaniu ze zmasakrowanym tułowiem rzeczywiście wyglądały na stosunkowo dobrze zachowane.

      – Można założyć, że w czasie ataku jechała na rowerze – powiedział inspektor.

      – Naprawdę?

      – Podobno dom parafialny opuściła właśnie na rowerze.

      – To wyjaśniałoby taki rodzaj obrażeń.

      – Ale ktoś mógł ją też zaatakować z zaskoczenia…

      – Owszem. Jeśli nie mówimy tu o wilkach. A nie mówimy, prawda?

      Inspektor odpowiedział milczeniem. Rzucił jedynie patomorfologowi porozumiewawcze spojrzenie i odwrócił się w kierunku niedbale rozłożonych papierów na biurku obok. Raport zawierał jedynie kilka marnych i niewiele wnoszących do śledztwa spostrzeżeń.

      – Kiedy będziesz mógł zrobić dokładną sekcję? – zapytał Krzywickiego, przesuwając palcami kartki.

      – Jutro w południe…?

      – Dobrze. Do tej pory wszyscy członkowie grupy powinni dotrzeć do miasta.

      – A więc zrobimy sobie małe rodzinne oglądanie…

      – Nie chcę tego słuchać. Jadę na komendę sprawdzić, jak idą przesłuchania tych świadków.

      – Ja dziś więcej nie wymyślę. Zostawię ją… – doktor zerknął na zwłoki – …pod opieką Izy. Uczy się do egzaminów i zaproponowała, że w nocy może potowarzyszyć Teresie, aż ta odtaje.

      – Ech… – Czarnecki chciał coś powiedzieć, ale tylko się zapowietrzył. Krzywicki był niereformowalny. – Odpocznij, Robert – rzekł po chwili. – Chcę, abyś był jutro w najlepszej formie.

      Doktor z charakterystycznym plaśnięciem ściągnął medyczne rękawice, po czym obaj mężczyźni opuścili salę sekcyjną, a krótko później budynek prosektorium. Pożegnali się. Inspektor zajrzał jeszcze na komendę i upewnił się, że przesłuchania świadków idą zgodnie z planem. Zamierzał właśnie jechać do domu, żeby odpocząć, gdy zamykając biuro, natknął się na prokurator Arletę Winnicką. Zaklął w myślach, bo była ostatnią osobą, z którą miał ochotę w tej chwili rozmawiać.

      – Dzień dobry, panie inspektorze – przywitała go elegancko ubrana szatynka, spoglądając na niego przez okulary w czerwonych oprawkach; wokół unosił się zapach wyrafinowanych perfum.

      – Dzień dobry, pani prokurator. – Winnicka była jedną z niewielu osób z branży, wobec której należało być dżentelmenem w każdym calu. Jemu akurat to odpowiadało.

      – Będziemy razem pracować przy tej sprawie i chcę omówić zasady naszej współpracy.

      Jeśli czysty układ inspektor – prokurator mu odpowiadał, to pewność siebie tej kobiety i przemawiająca przez nią buta irytowały go nie mniej niż kurs franka. Nic do niej nie miał, ale pewne rzeczy wolał wyjaśnić od razu.

      – Zapraszam. – Czarnecki uchylił drzwi i przepuścił wysoką szatynkę.

      Rozległ się stukot jej wysokich obcasów. Winnicka położyła na stole torebkę i usiadła, po czym zamaszyście założyła nogę na nogę i wyciągnęła z paczki cienkiego mentolowego papierosa. Czarnecki tylko na to czekał.

      – Tu nie wolno palić – oznajmił.

      – W takim razie przepraszam. – Winnicka schowała papierosa z powrotem i wsunęła paczkę do torebki.

      – Nie chciałbym pani urazić, ale jestem po nieprzespanej nocy i nie ukrywam, że potrzebuję odpoczynku. Jutro o dziewiątej planuję pierwsze spotkanie grupy, a trzy godziny później doktor Krzywicki przeprowadzi sekcję zwłok ofiary.

      – Nie czuję się urażona. Doszły mnie słuchy, że ściągnięto pana z urlopu.

      – Sam podjąłem decyzję o przyjeździe.

      – Hmm… – Winnicka uniosła brwi. – Gest warty docenienia.

      – Pani Arleto. Ma pani pytania?

      – Pytań СКАЧАТЬ