Rzecz wyobraźni. Kazimierz Wyka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rzecz wyobraźni - Kazimierz Wyka страница 47

Название: Rzecz wyobraźni

Автор: Kazimierz Wyka

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ nie bulgoce

      jak czerwonym winem

      zegar słoneczny

      oparty

      w cieniu nieczynny

      jak wkrótce może

      cały system słoneczny

      [……]

      i cisza

      a w górze odrzutowce

      jak by bóg podkreśla!

      wyrok

      swym grzmiącym

      piórem

      i tylko te mury

      niewzruszone

      tak jak niewzruszone

      umrą

      Przyczynek do nowego odkrywania dedykowany jest Jerzemu Kwiatkowskiemu. Więc jemu odstępuję analizę poematu. Powiem tylko, że to, co korzystnie charakteryzuje Kraków, charakteryzuje także i ten poemat. Rzecz o Krakowie zechciał debiutant ofiarować autorowi tej książki. Prawdopodobnie przeczuwał, że autentyczni krakowianie zawsze się porozumieją bez względu na to, do jakiego pokolenia należą. W tej nadziei dziękuję.

      V

      Już jasne chyba, dlaczego ostatni zbiór Harasymowicza traktowałem jakby poprzednie, zwłaszcza dwa pierwsze, Cuda i Powrót do kraju łagodności, nie były jego pióra. Baśniowy, antropomorfizacyjny, dziecinnie naiwny ton owych tomików wielu złudził i po dzień dzisiejszy łudzi. Czy też doprowadza do zupełnie tępych nieporozumień. Kiedy np. Julian Przyboś przewiduje, że byłby może z Harasymowicza poeta, gdyby się nauczył rymować i przerzucił na twórczość dla dzieci, mamy tego przykład, godny owego przykazania nadrealistów: „Dorośli, opowiadajcie swoje sny dzieciom!”

      Błoński317 i bodaj tylko ja przeczuwaliśmy, że ten baśniowy naskórek szybko się złuszczy, że wyskoczą spod niego kompleksy dojrzewania, trwogi rzeczywiste i one dopiero powiedzą, jak naprawdę wygląda „ja” psychiczne rządzące w tym autorze. Dlatego, panowie recenzenci, przestańcie przy nim opowiadać o swobodnej baśni, o kropelkach rosy, o krasnalach pod liśćmi łopianu etc. etc. W Przejęciu kopii naskórek odpadł już definitywnie. W tym sensie jest to ponowny debiut Harasymowicza. Możliwości wyobraźniowe tego poety są wciąż otwarte i dalekie od wyczerpania. Muszą za nimi nadążyć możliwości i wymagania intelektualne. W recenzowanym cyklu są już tego wyraźne świadectwa.

      Do frontu młodej poezji, który wciąż przebiega na linii o wiele bardziej wyprzedzającej młodą prozę i dramat, przybyły nowe posiłki i nowy oddział, w broń rzeczywistego poezjotwórstwa zaopatrzony. Jak w całym tym froncie, plan taktyczny wynikający z jego przybycia wiedzie ku wyobraźni i jej prawom. Cóż, ten plan jest w każdej generacji od nowa i ciągle aktualny w kraju i —

      wśród tłumu o wyobraźni

      martwej jak ich nazwiska

      w kraju gdzie

      chłop jak dąb

      kto rano wstaje

(Przyczynek do nowego odkrywania)

      Składniki świetlnej struny

      I

      Powszechnie wiadomo, że czysty promień światła mieści w sobie całą tęczę. Promienie poezji, szczególnie młodej i debiutującej, do pewnego stopnia są do owego promienia podobne. Zawierają w sobie tęczę, ale w wyborze, tylko w niektórych jej składnikach. Chyba najwdzięczniejszym zadaniem krytyka, kiedy pojawia się nie znana dotąd „struna światła”, jest odczytać, które to składniki są w niej obecne. I dokąd promień zmierza po własnym swoim torze.

      Struna światła to tytuł debiutu poetyckiego Zbigniewa Herberta318. Jej składniki pierwsze, wywodzące się z tradycji międzywojennej i pierwszego dziesięciolecia poezji w Polsce Ludowej, nietrudno odczytać. Zdają się te składniki świadczyć o synkretyzmie jeszcze bardziej nieoczekiwanym aniżeli w wypadku Białoszewskiego. O ile bowiem Białoszewski działa w obrębie dziedzictwa awangardy, to Herbert próbuje połączyć w jedność programy i poetyki całkowicie ze sobą sprzeczne, do pogodzenia stałego niemożliwe.

      Otwieram tomik na stronicy 65. Wiersz nosi tytuł Ołtarz:

      Naprzód szły elementy: woda muły niosąca

      ziemia o oczach mokrych ogień żarłoczny i skory

      potem trzęsąc grzywami łagodne szły smoki powietrza

      tak otwierały procesję dla kwiatów i roślin małych

      przeto trawę wychwala dłuto artysty Zielony

      płomień nieludzki jak płomień rzucany z okrętów

      trawę która przychodzi kiedy historia się spełnia

      i jest rozdział milczenia.

      Przecież to Miłosz319. Najczystszy Miłosz z Trzech zim. Identyczny jest inkantacyjny, oparty na kanwie tonicznego sześcioprzyciskowca, polskiej aluzji wersyfikacyjnej do heksametru, w ciemnym i powolnym zaśpiewie płynący tok składni. Identyczne obrazowanie, patetyczne i z samych pojęć ostatecznych złożone: elementy, woda, ziemia, smoki, powietrze, płomień, historia, milczenie, rozdział milczenia. Ażeby nie być gołosłownym, otwieram na chybił trafił Trzy zimy, bardzo dzisiaj rzadką edycję z roku 1936. Wiersz nosi tytuł Ptaki:

      Niech się wypełni wreszcie południe pogardy,

      Pianą białą wre morze, twoje nogi liże,

      słyszysz, słyszysz, jak woła: Snu zdobywco, tobie

      laurem ni winem głowy martwej nie ozdobię,

      niech się wypełni wreszcie południe pogardy.

      Jakby minęły lata i zakwitły krzyże,

      kłębi się przemieniony ogień czworga nieb,

      i tli się złotą trawą ziemia, kędy szedł

      cień, ślady nóg w popękanym wyciskając żwirze.

      Wszelkich spazmów miłości zakryta pieczara,

      a jeśli słońce wschodząc jej bramy uchyli,

      syczą spalone zamki króla Baltazara,

      oddane we władanie zimnym krzykom pawi.

      Mży śnieg. I drzewo każde, przełamane, krwawi.

      Zgadza się. Oczywiście, że wyobraźnia Miłosza jest bogatsza i bardziej pierworodna. Gotuje niespodzianki, w ramach tej poetyki Struna światła ich nie mieści. Otwieram znów zbiorek Herberta, na stronicy 29. Do Marka Aurelego:

      Dobranoc Marku lampę zgaś

      i zamknij książkę Już nad głową

      wznosi się srebrne larum gwiazd

      to niebo mówi obcą mową

      to barbarzyński okrzyk trwogi

      którego nie zna twa łacina

      to lęk odwieczny ciemny lęk

      o kruchy ludzki ląd zaczyna

      bić I zwycięży Słyszysz szum

      to przypływ Zburzy twe litery

      żywiołów niewstrzymany nurt

      aż runą świata ściany СКАЧАТЬ



<p>317</p>

Błoński, Jan (1931–2009) – historyk literatury i wpływowy krytyk, badacz poezji Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, twórczości St. I. Witkiewicza i literatury współczesnej, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. [przypis edytorski]

<p>318</p>

Herbert, Zbigniew (1924–1998) – poeta, eseista i dramaturg, często odwołujący się do elementów kultury antycznej i tradycji malarskiej, autor m. in. rozciągniętego między kilka książek poetyckich cyklu Pan Cogito. [przypis edytorski]

<p>319</p>

Miłosz, Czesław (1911–2004) – poeta, prozaik, eseista i tłumacz, przed wojną związany z wileńską grupą poetycką „Żagary” i reprezentant katastrofizmu, emigrant w latach 1951–1993, laureat Nagrody Nobla w roku 1980. [przypis edytorski]