Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty - Jack Campbell страница 25

Название: Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty

Автор: Jack Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия: Przestrzeń zewnętrzna

isbn: 9788379645183

isbn:

СКАЧАТЬ z myślą o walce. Na prawdziwym okręcie wojennym. Teraz wiem, jak powinien wyglądać.

      Geary już otwierał usta, by mu odpowiedzieć, gdy na jego wyświetlaczu pojawiła się ikona alarmu.

      – Zaczyna się.

      Komandosi wstawali, formując długie kolumny przed rampami zrzutowymi. Odziani w ciężkie pancerze poruszali się przy tym bardzo wolno, z gracją słoni omijających gniazda wypełnione jajami.

      – Jakich uszkodzeń mogliby dokonać, gdyby wpadli na ściany tego przedziału albo w nie przypadkiem uderzyli? – zainteresował się komandor.

      – To zależy, gdzie i jak mocno by przywalili – odparła Desjani, wzruszając przy tym ramionami. – Zazwyczaj to nie problem. Wie pan, nasi komandosi przechodzą szkolenie baletowe, aby mogli się sprawnie poruszać przy braku grawitacji i nie rozwalać wszystkiego wokół.

      – Tego nie wiedziałem.

      Na oknach wyświetlacza Geary widział wszystkie dane, które pojawiały się na osłonach hełmów poszczególnych komandosów. Wskaźniki ciśnienia spadły gwałtownie, gdy załogi wahadłowców rozpoczęły proces dekompresji przedziałów osobowych. Gdy liczby sięgnęły zera, włazy stanęły otworem, odsłaniając krótkie pomosty, za którymi była już tylko czarna pustka przestrzeni kosmicznej. Europa znajdowała się pod maszynami, z tego kąta nachylenia nie było jej widać. Równie spektakularna tarcza Jowisza wisiała nad wahadłowcami, także całkowicie niewidoczna.

      – Naprzód! – rozkazał sierżant Orvis.

      Komandosi ruszyli wolnym krokiem na rampy i dopiero na ich końcu wybijali się mocniej, aby oddalić się od maszyn. Kolejni członkowie oddziału uderzeniowego skakali w odstępach dwóch sekund, dopóki wszyscy nie znaleźli się na krawędzi rzadkiej atmosfery Europy, opadając ku najbardziej przerażającemu miejscu w zamieszkanej przez ludzkość przestrzeni.

      Część komandosów pokonywała kolejne kilometry, zerkając co rusz w dół i przerzucając się sprośnymi żartami, dopóki Orvis albo któryś z pozostałych oficerów nie kazał im zamknąć jadaczki. Na ich wyświetlaczach widać było fragment powierzchni i raptownie malejące liczby wskazujące pozostałą do niej odległość.

      Obrazy w oknach wyświetlacza nagle zadrgały, gdy komandosi zaczęli włączać plecaki odrzutowe, na razie tylko na ułamek posiadanej mocy, aby kontrolować prędkość spadania. Teraz wszyscy ustawili się w pionie, stopami do powierzchni, a co za tym idzie, spoglądali na odległy horyzont księżyca.

      – Jak coś tak pięknego może być zarazem tak paskudne? – wymamrotał jeden z komandosów na otwartym kanale.

      – Właśnie – zawtórował mu inny. – Zupełnie jak ta kapral, z którą się umawiałeś. Jak jej tam było?

      Chór radosnych rechotów umilkł jak nożem ucięty, ledwie odezwał się sierżant Orvis:

      – Mordy w kubeł! Skupić się na misji!

      – Są zdenerwowani – stwierdził komandor. – Poznaję to po stylu, w jakim rozmawiają. To w sumie pocieszające, że wy, ludzie z gwiazd, tak niewiele się od nas różnicie.

      – Pocieszające? – zdziwił się Geary.

      – Może źle się wyraziłem – przyznał Nkosi.

      Admirał skupił się ponownie na obserwacji przebiegu misji. Spoglądając na skraj pola widzenia komandosów, zobaczył powierzchnię Europy, spoczywający na niej wahadłowiec porywaczy i łukowate linie, którymi oznaczono wektory opadania poszczególnych żołnierzy.

      – Mamy odpalić zaślepki? – zapytała Orvisa kapral Maya, używając terminu oznaczającego sprzęt służący do zakłócania i oślepiania systemów namiarowych wroga.

      – Nie. Nie ułatwiajmy im roboty. Jeśli do tej pory nas nie dostrzegli, niech nadal tkwią w błogiej nieświadomości.

      – Jakim cudem mogli nas nie zauważyć? – zapytał któryś z szeregowców.

      – Takim, że nie wyglądają przez okna, bo ich nie mają – ochrzanił go sierżant. – Czy wy, małpoludy, nie wysłuchaliście tego, co wam mówiono podczas odprawy? Pojawienie się nas na powierzchni to ostatnie, czego spodziewają się porywacze, możemy ich więc zaskoczyć nawet bez aktywnych kamuflaży.

      – A jeśli ich nie zaskoczymy?

      – W takim wypadku osobiście zamelduję admirałowi, jak cię wkurzyło, że zostałeś postrzelony, a po powrocie na Nieulękłego ukołyszę cię do snu rzewnym śpiewem! Zamknijcie wreszcie mordy i przygotujcie się do lądowania! Odbezpieczyć broń!

      Geary zerkał bez przerwy w kierunku uziemionego wahadłowca, wypatrując znaków świadczących, że jego załoga zauważyła desant i przygotowuje się do odparcia ataku. Nie zauważył jednak żadnej reakcji, nawet gdy komandosi, oczywiście w ostatniej chwili, zwiększyli moc dysz do maksimum, by wyhamować na przestrzeni ostatniego kilometra dzielącego ich od powierzchni.

      Wskaźniki widoczne w każdym oknie wyświetlacza nabrały koloru czerwonego. Na ich widok Geary zaczął współczuć komandosom, którzy lądowali przy tak wysokim przeciążeniu.

      – Czy w razie awarii pędników mogą się przebić przez pokrywę lodową? – zapytał nagle senator Sakai.

      – Nie – odparł pospiesznie Geary. – Pokrywa lodowa jest w tym miejscu zbyt gruba i za twarda. Gdyby pędnik któregoś z naszych chłopaków zawiódł, pozostałby po nim głęboki krater. Lód by popękał, ale na pewno nie na tyle, by zrobiła się dziura. – Zabrzmiało to bardzo sterylnie, jakby rzeczony krater nie miał być grobem pechowego żołnierza, a tak by właśnie było, ponieważ żaden żywy organizm nie mógł przetrwać tak mocnego zderzenia. W tym momencie jednak admirał wiedział już, że wszyscy jego ludzie zwolnili do takiej prędkości, iż nie powinni mieć problemów ze szczęśliwym lądowaniem nawet w wypadku awarii sprzętu.

      Orvis uderzył w powierzchnię z taką siłą, że lód pod jego stopami pokrył się rysami. Sierżant nie zważał jednak na to, już stał twarzą do wahadłowca, mierząc do niego z broni. Przesunął właśnie prawą stopę, aby odzyskać równowagę, zamiast – jak przewidywał regulamin pola walki – skulić się i położyć płasko, by stanowić jak najmniejszy cel.

      – Uwaga, niech nikt nie kładzie się na lodzie. Minimalizujcie kontakt z powierzchnią!

      Reszta plutonu lądowała wokół niego, przyjmując podobne chwiejne pozycje. Nikt nie upadł, choć paru komandosów musiało zrobić kilka kroków, zanim odzyskało równowagę. Rzadka atmosfera Europy nie była w stanie wygenerować wiatru na tyle silnego, by zepchnąć opadających żołnierzy z wektora ataku, wylądowali więc w niemal idealnej formacji, tworząc dwie półkoliste linie przy burtach wahadłowca.

      Geary przyglądał się tej scenie z kilkudziesięciu perspektyw. Komandosi znajdujący się od strony przełęczy stali wyżej od reszty oddziału, widzieli więc maszynę porywaczy pod nieco innym kątem, poza tym podgląd z poszczególnych kamer niczym się nie różnił. Minerały w zamarzniętej powierzchni Europy nadawały poznaczonemu wieloma szerokimi rozpadlinami lodowi jasnego odcienia khaki. Wahadłowiec przycupnął СКАЧАТЬ