Название: Świst umarłych
Автор: Graham Masterton
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Полицейские детективы
Серия: Katie Maguire
isbn: 978-83-8125-926-2
isbn:
Katie zabrała kawę do gabinetu szefa. MacCostagáin siedział pod oknem. Rozmawiał z zastępcą komendant głównej, Frankiem Magorianem. Obaj mieli grobowe miny, jakby omawiali sprawy pogrzebu.
Frank Magorian był wysoki. Miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, pociągłą, przystojną jak George Clooney twarz i czarne, siwiejące lekko na skroniach, sczesane do tyłu włosy. W wieku pięćdziesięciu trzech lat był jednym z najlepiej wykształconych funkcjonariuszy Garda Síochána, z długą listą dyplomów zarówno w dziedzinie kryminologii, jak i zarządzania. Przeszedł między innymi szkolenie w FBI dla szefów policji.
Katie lubiła zadbanych mężczyzn, jak Conor, ale Frank Magorian wydawał się jej aż nazbyt gładki, a w dodatku robił wrażenie zadzierającego nosa. Zawsze zwracał się do niej z nutką pobłażania w głosie, jakby chciał przypomnieć jej, że została szefem dochodzeniówki w ramach starań, by na wyższych stanowiskach w Garda Síochána znalazło się więcej kobiet i by w ten sposób zademonstrować, że respektuje się tu zasady równouprawnienia.
– O, pani nadkomisarz – powitał ją Frank Magorian. Denis MacCostagáin wstał, ale on nie. Spojrzał na zegarek. – Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się pani wcześniej.
– Straszne korki – rzuciła Katie. – Na rondzie w Dunkettle wywróciła się betoniarka.
Nie wspomniała nic o tym, że zaspała.
– No tak… Skoro już pani jest, to chce pani usłyszeć najpierw złą wiadomość czy tę gorszą?
Usiadła naprzeciw niego i postawiła filiżankę z kawą na parapecie. Po drugiej stronie okna wylądowała wrona siwa i ze złością postukała dziobem w szybę, po czym odfrunęła. Katie zawsze uważała caróg liath za zły znak; według niej te ptaki przynosiły pecha. Kiedy była mała, babcia mówiła, żeby rzuciła w ich kierunku kamieniem, kością albo kawałkiem darniny. Z tego, jak odlatywały, można było wywróżyć, kto będzie jej mężem i czy w ogóle wyjdzie za mąż.
– Zła wiadomość jest taka, że Moira O’Regan, żona funkcjonariusza Kierana O’Regana, jest ciężko ranna. Późnym wieczorem miała wypadek samochodowy. Była z nią dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Ta mała zginęła.
– Matko Boska… – jęknęła Katie. – Gdzie to się stało?
– Na trasie N trzydzieści, przy Ballyrue Cross w hrabstwie Wexford. Droga w tym miejscu jest dość prosta, ale samochód chyba zniosło na drugą stronę jezdni i zderzył się czołowo z nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówką. Można się domyślać, że Moira O’Regan przysnęła za kierownicą.
– W jakim kierunku jechała?
– Na wschód.
– Czy w aucie znaleziono jakieś bilety na prom? Może chciała się dostać do Rosslare.
– O ile wiem, nie. Ale teraz można zarezerwować sobie bilety przez internet.
– Gdzie ją zabrali?
– Do szpitala ogólnego w Wexford. Podobno jest w śpiączce. Ma poważne obrażenia głowy i klatki piersiowej.
– A co z jej synem?
– Połamane żebra i wstrząs mózgu, ale poza tym w porządku. Dziewczynka uderzyła o tył siedzenia matki. Choć była w foteliku, pękły kręgi szyjne. Miała zaledwie trzy lata.
– Okropne. Co będzie przechodzić ta kobieta, kiedy odzyska przytomność i odkryje, że jej córeczka nie żyje? Jeśli, daj Boże, wyjdzie z tej śpiączki. – Katie urwała i spojrzała na Denisa MacCostagáina, a potem znów na Franka Magoriana. – No dobrze, to ta zła wiadomość. A jaka jest ta gorsza?
– Facet, któremu ścięto głowę na cmentarzu w Kilcully, to rzeczywiście O’Regan. Technicy zdjęli DNA ze szczoteczki do zębów i grzebienia, które trzymał w swojej szafce, poza tym porównali odciski palców.
– Wydawało się niemal pewne, że to on – rzuciła Katie. – Bo ten flet zatknięty w szyję…
– Dość oczywiste, że komuś zależało, by nie zeznawał przed komisją – stwierdził Frank Magorian. – Pytanie za milion euro: komu? Nie mieliśmy dotąd okazji zapoznać się dokładnie z wynikami jego śledztwa, ale bez względu na to, kto go zabił, to będzie jak bomba atomowa dla całej naszej instytucji, nie mówiąc już o służbach związanych z więziennictwem. To może oznaczać nawet koniec Garda Síochána w tej formie, jaką znamy.
– Postaram się jak najszybciej o nakaz przeszukania domu O’Regana – powiedziała Katie. – Musiał mieć dokumentację w komputerze albo trzymać ją gdzieś w formie papierowej. Kto miał go reprezentować przed komisją?
– Zdaje się, że jego adwokat, ale nie znam nazwiska.
– Każę detektyw sierżant Ni Nuallán skontaktować się z biurem sędziego McGuigana. Ktoś tam musi wiedzieć. I nie mówcie mi, że ten prawnik mógł jeszcze nie przejrzeć całego materiału dowodowego.
Frank Magorian wstał i zapiął marynarkę.
– Podkreślam, że jeśli zyska pani dostęp do tego, co odkrył funkcjonariusz O’Regan, bez względu na to, co to będzie, należy trzymać wszystko w ścisłej tajemnicy. Żadnych przecieków do mediów, szeptania po kątach na Anglesea, nic. Nie chcę, żeby ktokolwiek mógł rzucić okiem na jego ustalenia… poza technikami, którzy będą je ściągać z jego komputera albo kopiować z jakichś dokumentów O’Regana.
– To może nie być takie proste – zaznaczyła Katie. – Te materiały mogą oznaczać konieczność natychmiastowych aresztowań albo przynajmniej doprowadzenia jakichś osób na komendę w celu oficjalnego przesłuchania. W końcu teraz to coś o wiele poważniejszego niż groźba wielkiego skandalu. To śledztwo w sprawie zabójstwa. Może mieć poważne konsekwencje polityczne, których mogę się tylko domyślać. Jak pan powiedział, to może oznaczać koniec naszej instytucji w obecnej postaci.
Frank Magorian podszedł i stanął tak blisko Katie, że nie mogła wstać.
– Jakiekolwiek dowody chciał przedstawić O’Regan, najpierw pokażecie je mnie. Nie ma innej opcji. I nie będziecie nikogo aresztować ani przesłuchiwać, dopóki nie dam wam zielonego światła. Czy to absolutnie jasne?
– Wydaje mi się, że mam zarówno prawo, jak i obowiązek aresztować każdego, kogo podejrzewałabym o popełnienie ciężkiej zbrodni, bez proszenia pana o zgodę.
– Nie w tym przypadku, Kathleen, i niech mi pani wierzy, mogę bardzo skomplikować pani życie, jeśli się pani nie podporządkuje. Jedna głowa już poleciała na cmentarzu w Kilcully. Być może będzie ich więcej. Niech pani uważa, żeby nie poleciała i pani główka.
Po tych słowach wymaszerował z pokoju. Katie i MacCostagáin popatrzyli na siebie zdumieni. W ich oczach malowała się mieszanina skomplikowanych uczuć – uraza, potępienie, ale może i odrobina ksanti też.
– Miejmy nadzieję, СКАЧАТЬ