Название: Opowiadania kołymskie
Автор: Варлам Шаламов
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Historia
isbn: 9788381887113
isbn:
Chodzi właściwie o niewiele: aby regularnie zwalniać błatniaków od pracy, by mogli „potrzymać króla za brodę”.
Aby posyłać ich ze skierowaniami do innych szpitali, jeśli tego im trzeba dla „wyższych” błatniackich celów.
Aby kryć symulujących – a wszyscy oni to symulanci i kreatorzy chorób, z ich wiecznymi „mostyrkami” wrzodów wyhodowanych na goleniach i biodrach, z lekkimi, ale robiącymi wrażenie, częstymi ranami brzucha i temu podobnymi.
Aby częstować błatniaków „proszeczkami”, „kodeinką”, „kofeinką”, wydzielając cały apteczny zapas narkotyków i roztworów spirytusowych na użytek „dobroczyńców”.
Przez szereg lat przyjmowałem etapy w wielkim łagrowym szpitalu. Sto procent symulantów, którzy przybywali na podstawie skierowań lekarskich, to byli złodzieje. Albo przekupywali, albo zastraszali swojego lekarza i ten produkował fałszywy dokument medyczny.
Bywało często i tak, że miejscowy lekarz lub naczelnik łagru, chcąc pozbyć się dokuczliwego, a przy tym niebezpiecznego elementu ze swojego „gospodarstwa”, wysyłał błatniaków do szpitala w nadziei, że jeśli nawet nie znikną, to „gospodarstwo” trochę odpocznie.
Jeżeli lekarz był przekupny – to źle, to bardzo źle. Natomiast jeżeli był zastraszony, można mu było wybaczyć, bo pogróżki błatniaków to wcale nie puste słowa. Do ambulatorium kopalni „Spokojna”, gdzie było wielu błatniaków, oddelegowano młodego lekarza, a co najważniejsze – młodego stażem aresztanta Surowego, który niedawno ukończył Moskiewski Instytut Medyczny. Koledzy odradzali mu. Można było odmówić i pójść na „roboty ogólne”, nie podejmując się jawnie niebezpiecznej pracy. Lecz Surowy trafił do szpitala właśnie z robót ogólnych i obawiając się powrotu, zgodził się pojechać do kopalni, aby pracować w swoim zawodzie. Kierownictwo dało mu instrukcje, ale nie poradziło, jaką ma przyjąć postawę. Tyle że kategorycznie zabroniło mu skierowywać do szpitala zdrowych złodziei. Po upływie miesiąca został zabity w trakcie przyjmowania chorych – na jego ciele naliczono pięćdziesiąt dwie rany zadane nożem.
W kobiecej zonie innej kopalni starsza już lekarka o nazwisku Szicel została zarąbana toporem przez własną sanitariuszkę, błatniaczkę „Kruszynkę”, która wykonała wyrok błatniaków.
Tak w praktyce wyglądał ,,Czerwony krzyż” w tych przypadkach, gdy lekarze nie byli ugodowi i nie brali łapówek.
Naiwni medycy szukali wyjaśnienia sprzeczności u ideologów błatniackiego świata. Jeden z takich filozofów-przywódców leżał w tym czasie w szpitalu na oddziale chirurgicznym. Dwa miesiące wcześniej, znajdując się w „izolatorze” i pragnąc stamtąd wyjść, zastosował zwykły i pewny, ale niezupełnie bezpieczny sposób: nasypał sobie do oczu proszku z ołówka chemicznego. Tak się złożyło, że pomoc lekarska przyszła z opóźnieniem i błatniak oślepł; leżał w szpitalu jako inwalida, przygotowując się do wyjazdu na „kontynent”. Ale podobnie jak ów słynny sir Williams z Rocambole, mimo ślepoty uczestniczył w opracowywaniu planów przestępstw, a już w „sądach honorowych” był wprost niepodważalnym autorytetem. Na pytanie lekarza o „Czerwony krzyż” i zabójstwa lekarzy dokonywane przez złodziei w kopalniach „sir Williams” odpowiedział, zmiękczając samogłoski po dźwiękach syczących, jak czynią to błatniacy:
– W życiu mogą się zdarzyć różne sytuacje, w których prawo nie znajduje zastosowania.
Ten „sir Williams” był dialektykiem.
Dostojewski we Wspomnieniach z domu umarłych z rozrzewnieniem zwraca uwagę na postępowanie „nieszczęśliwych”, którzy zachowują się jak „duże dzieci” – zabawiają się teatrem, po dziecięcemu, bez gniewu sprzeczając się. Dostojewski nie spotykał i nie znał ludzi z prawdziwego świata kryminalistów. W stosunku do tego świata nie pozwoliłby sobie na wyrażanie żadnego współczucia.
Trudno wyliczyć wszystkie złodziejskie zbrodnie w łagrze. Robociarze to nieszczęśni ludzie, którym złodzieje wydzierają resztki odzienia, ostatnie pozostałe pieniądze. Boją się oni poskarżyć, bo widzą, że złodziej jest silniejszy od władzy. Złodziej bije robociarza i zmusza go do pracy; dziesiątki tysięcy ludzi zostało na śmierć pobitych przez złodziei. Setki tysięcy ludzi, którzy byli więźniami, zostało zdeprawowanych przez złodziejską ideologię i przestało być ludźmi. Coś błatniackiego na zawsze osiadło w ich duszach – złodzieje ze swoją moralnością zostawili na zawsze w świadomości każdego z nich ślad nie do zatarcia.
Grubiański i okrutny naczelnik, zakłamany łagrowy wychowawca, pozbawiony sumienia lekarz – to drobiazgi w porównaniu z deprawującą siłą błatniackiego świata. Tamci to jednak ludzie i od czasu do czasu wyjrzy z nich coś ludzkiego. Błatniacy zaś to nie ludzie. Ich wpływ na życie w łagrze jest wszechstronny i nie ma granic. Łagier to w całej pełni negatywna szkoła życia. Nikt nie wyniesie stamtąd niczego, co potrzebne i może przynieść korzyść – ani sam więzień, ani jego naczelnik, ani straż, ani mimowolni świadkowie owego życia, inżynierowie, geolodzy, lekarze, ani kierowcy, ani podwładni.
Każda minuta życia w łagrze jest trucizną.
Jest w nim zbyt wiele tego, o czym człowiek nie powinien wiedzieć ani czego widzieć; a jeśli widział, to lepiej mu umrzeć.
Więzień uczy się tam nienawiści do pracy i niczego innego nauczyć się nie może.
Uczy się tam schlebiania, kłamstwa, drobnych i większych podłości, staje się egoistą.
Powracając na „swobodę”, spostrzega, że nie tylko się w łagrze nie rozwinął, lecz jego zainteresowania się skurczyły, stały się nędzne i prostackie.
Gdzieś odsunęły się bariery moralne.
Okazuje się, że można czynić podłości i żyć.
Można СКАЧАТЬ