Winny jest zawsze mąż. Michele Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Winny jest zawsze mąż - Michele Campbell страница 15

Название: Winny jest zawsze mąż

Автор: Michele Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788308067833

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Kate zwróciła się do Jenny.

      – Ty też. Powiedz to.

      – Obiecuję, że nie pozwolę, by kiedykolwiek coś nas poróżniło – oświadczyła Jenny.

      Mówiła szczerze, a jednak niecierpliwy ton Kate wzbudził w niej niepokój. Człowiek domagał się takich obietnic tylko wtedy, gdy przeczuwał kłopoty.

      7

      OBECNIE

      W czerwcu Kate po dwudziestu dwóch latach przeprowadziła się z powrotem do Belle River. Jak na wczesne lato było wyjątkowo gorąco, a popołudnie zdawało się równie przytłaczające jak jej nastrój wśród dusznych ulic pod ciemnym niebem i zwiędłych kwiatów pod zakurzonymi klonami. Lunęło akurat wtedy, gdy podjechała pod paskudny brązowy budynek przy alei Wydziałowej. Siedziała w swoim bmw z głową opartą o kierownicę, słuchając dudnienia muzyki i deszczu bębniącego o przednią szybę. Wszystko do niej wróciło. Carlisle, przeszłość i tak zwane przyjaciółki. Wszystko, przed czym od lat uciekała. O rzut kamieniem od tej rudery znajdowała się Brama Briggsa. Po chwili Kate zdjęła sandały, cisnęła je na podłogę z tyłu i rozłożyła siedzenie. Postanowiła się zdrzemnąć. Kogo obchodziło, co pomyślą sąsiedzi? Nie znała ich i nie zamierzała poznawać. Za nic nie zamierzała wysiadać z klimatyzowanego auta i brnąć przez tę powódź, żeby dostać się do budynku, od którego wręcz ją odrzucało. Wolała przeleżeć na tym wygodnym skórzanym fotelu całe popołudnie albo przynajmniej nie wychodzić z auta, aż nie przestanie padać. Nie miała się czym zająć, nie miała perspektyw i nie była w stanie znieść swojego męża. Gdyby miała więcej sprytu – albo pieniędzy – odjechałaby i nigdy nie wróciła.

      Jenny zatrzymała swojego minivana obok bmw, schyliła się i otworzyła szybę od strony pasażera. Kate zauważyła, że przyjaciółka coś mówi. Westchnęła z rozdrażnieniem, ściszyła muzykę i otworzyła okno.

      – Co?

      – Pytałam, co tu robisz? – zawołała Jenny, przekrzykując ulewę.

      – A jak ci się wydaje? Zastanawiam się, czy nie strzelić sobie w łeb.

      – Daj spokój. Przywiozłam ci babeczki z tej nowej cukierni w Riverside.

      Dawniej Riverside stanowiło przemysłowe przedmieścia Belle River, pełne magazynów i fabryk, które obecnie przerabiano na lofty i restauracje. Były to jednak żałosne próby nadania miastu jakiegoś stylu.

      – Nie jem cukru – oznajmiła Kate.

      – Przywiozłam też wino. Nie powiesz mi chyba, że nie pijesz.

      Jenny uniosła butelkę, przykuwając uwagę Kate. Cholera, najchętniej napiłaby się zmrożonej wódki, ale ostatecznie chardonnay też może być.

      – Aubrey też przyjdzie? – spytała. Nie zniosłaby Jenny bez Aubrey.

      – Oczywiście. Za chwilę tu będzie.

      – W porządku, ale zrób coś dla mnie. Nie udawaj, że to jakaś impreza i że cieszysz się na mój widok, dobrze? – poprosiła Kate.

      – Staram się, jak mogę, Kate. Mogłabyś przynajmniej trochę pomóc.

      „Nic się nie zmieniło”, pomyślała Kate. Przyjaciółka wciąż była tą samą pedantyczną panią przemądrzalską co w młodości, tyle że teraz miała większe możliwości i odnosiła sukcesy, co tylko pogarszało sytuację. Była burmistrzem swojej zabitej dechami mieściny i maczała palce we wszystkim, co się tu działo. Firma budowlana jej męża wygrywała wszystkie przetargi w Carlisle. „Jak to możliwe?”, można by zapytać. Gdyby Kate chciała, mogłaby wyjawić kilka sekretów, od których włosy jeżyły się na głowie. Większość z nich miała związek z wpływami ojca Kate, a jednak przyjaciółka zachowywała się, jakby to właśnie Kate była niemoralna. Jenny i Aubrey na pewno wiedziały, co sądzi o nich i o tym miejscu. Czy nie zauważyły, że nigdy ich nie odwiedza? Że widują się bardzo rzadko i tylko wtedy, gdy to one dwie przyjeżdżają do Nowego Jorku i nalegają na spotkanie? Zresztą Kate w ciągu ostatnich dziesięciu lat i tak prawie nie bywała w Nowym Jorku. Cóż, niestety czasy, kiedy jeździła, dokąd chciała, skończyły się pewnie już na dobre, a teraz znów utknęła z nimi dwiema w tym gównianym mieście.

      Wyłączyła silnik i sięgnęła do tyłu po sandały. Jenny zaparkowała tuż przed nią. Na tylnej szybie miała te wkurzające naklejki – całą komiksową rodzinkę: mamusię, tatusia, dwóch chłopców ze sprzętem sportowym i psa do kompletu. „Dobijcie mnie”, pomyślała Kate, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu, patrząc, jak Jenny zmaga się z bagażami, wyjmuje pudła i butelki, a w końcu w strugach deszczu sięga jeszcze na tylne siedzenie po pęk balonów wypełnionych helem. Trzeba przyznać, że Jenny zawsze miała plan. Potrafiła zmusić świat, by spełniał jej oczekiwania, podczas gdy Kate wciąż napotykała kolejne rozczarowania, a Aubrey – bądźmy szczerzy – nigdy nie ośmieliła się nawet mieć oczekiwań.

      Kate wysiadła i ruszyła pomóc koleżance przy pakunkach. Razem pobiegły na zadaszony ganek. Kiedy tam dotarły, były już zupełnie przemoczone, choć Jenny niespecjalnie to zaszkodziło. Miała gładko zaczesaną fryzurę w biznesowym stylu, która okalała jej twarz i nadawała wygląd kogoś, kto zawsze ma wszystko pod kontrolą. I oczywiście tak było. Kate nazywała ją w myślach Wielką Manipulantką. Kiedy nie miała ochoty brać odpowiedzialności za swoje życie – czyli ostatnio w zasadzie przez większość czasu – najbardziej lubiła obwiniać o wszystko Jenny i swojego ojca. I jeszcze wiecznie narzekającego męża, przy którym wręcz się dusiła; jego również nie mogła znieść. Miała ochotę zrobić coś szalonego, żeby tylko dać im nauczkę i raz na zawsze się ich pozbyć.

      – Wspaniała lokalizacja – powiedziała Jenny radośnie, gdy Kate szukała kluczy.

      – Jesteś agentką nieruchomości czy jak? Mieszkamy tu tylko dlatego, że Keniston jest właścicielem budynku. Będę teraz żyła w jego slumsach. Ostrzegam, śmierdzi tu kocimi sikami.

      Otworzyła drzwi i weszły do holu. W środku było ciemno, ale Kate zauważyła, że Jenny marszczy nos.

      – A myślałaś, że przesadzam – powiedziała Kate.

      Pstryknęła włącznikiem i rozbłysły światła. Hol zastawiony był pudłami. Nad nimi majaczyły ciemne ściany. Przysadzisty, ciemny i pozbawiony wdzięku dom był żałosną mieszanką stylów – dało się zauważyć wpływy wiktoriańskie, zamiłowanie do sztuki oraz rękodzieła.

      – Tędy – rzekła Kate.

      Na kuchennym stole piętrzyły się kolejne pudła. Kate zaczęła przenosić je na podłogę, grzebiąc w nich w poszukiwaniu korkociągu.

      – Możesz to położyć na blacie. Zaraz znajdę kieliszki – powiedziała.

      Z holu rozległo się wołanie Aubrey.

      – Tutaj – krzyknęła Kate.

      Aubrey wsunęła się do środka, niosąc naczynie z zapiekanką СКАЧАТЬ