Słodkie kłamstwa. Caz Frear
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słodkie kłamstwa - Caz Frear страница 24

Название: Słodkie kłamstwa

Автор: Caz Frear

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия: Thriller psychologiczny

isbn: 9788380158726

isbn:

СКАЧАТЬ na chłopców. A przynajmniej tych nudnych, niemających nic wspólnego z muzyką pop. Dla mnie każdy nastoletni chłopiec był po prostu kolejną zbyteczną wersją Noela – złośliwy, małomówny i niedomyty – podczas gdy nastoletnie dziewczęta były uosobieniem wszystkiego, co moim zdaniem było w życiu dobre – chichotania, błyskotek i stukających obcasów.

      Tego dnia, gdy ją podwoziliśmy, Maryanne miała na sobie szpilki bez palców w kolorze cukierkowego różu.

      Podaję rękę i przedstawiam się:

      – Posterunkowa Cat Kinsella.

      – Kinsella. Czyli płynie w tobie irlandzka krew?

      Jego akcent, wskazujący na pochodzenie z zachodniego wybrzeża, sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Babcia, kuzyni, ciotki, starsi panowie ze starymi psami pasterskimi. Mili ludzie, których od tamtych wakacji już nigdy nie widziałam.

      – Moja matka była Irlandką – mówię, siadając naprzeciw niego. – Dziękuję, że pan ponownie przyszedł, panie Doyle. I dzięki za to, że tak szybko dostarczył nam pan zdjęcie. To musiał być dla pana potężny cios, więc postaram się odpowiedzieć na pańskie pytania najlepiej jak potrafię, jednakże muszę pana uprzedzić, że na razie pytań jest więcej niż odpowiedzi.

      – Nie ma problemu. – Wstaje, onieśmielając mnie swoim wzrostem. – I proszę mówić mi po imieniu, Aiden. Gdy słyszę „pan Doyle”, przypomina mi się mój staruszek i proszę mi wierzyć, nie są to dobre wspomnienia. Mogę nalać sobie herbaty?

      – Jeśli nie przeszkadza ci, że smakuje okropnie.

      Uśmiecha się i idzie się obsłużyć. Żadnych widocznych oznak niepokoju. Choć trzeba przyznać, że osiemnaście lat to kupa czasu. Maryanne była dłużej nieobecna w jego życiu, niż stanowiła jego część.

      Rozsiada się wygodnie.

      – Cóż, to prawda, był to dla mnie szok. Nie sama śmierć, bo w pewnym sensie założyłem, że nie żyje. Zszokowało mnie to, że przez cały ten czas żyła, rozumie pani?

      Nie tylko ciebie, gościu. Mnie też.

      – Latami jej szukałem – mówi dalej. – Raz pojechałem do Galway na jakąś pijacką imprezę, zaraz po jej zniknięciu, i wydawało mi się, że widziałem ją w kolejce do Alley. – Uśmiecha się. – Jakby ze wszystkich miejsc na świecie miała zginąć właśnie w tym nocnym klubie. Zawsze sądziłem, że była jednak klasę wyżej. – Nie ocenia jej. To tylko stwierdzenie faktu. – Potem myślałem, że widziałem ją na meczu piłki nożnej. Zespół Mayo grał z drużyną z Roscommon. Godzinami przewijałem i zatrzymywałem taśmę z nagraniem, przekonując siebie samego, że jak się spojrzy pod pewnym kątem i doda parę kilo, to może być ona. Chyba chciałem myśleć, że ona gdzieś tam jest, dobrze się bawi, bywa w nocnych klubach. Miała hopla na punkcie piłki nożnej. To znaczy, bardziej na punkcie piłkarzy.

      Pozwalam mu mówić z powodów taktycznych i dlatego, że przyjemnie się go słucha.

      – Po jakimś czasie jednak przestałem szukać. Potem, po siedmiu latach, dzwoni do mnie kobieta z jakiejś nowej organizacji wspierającej rodziny osób zaginionych w Irlandii i mówi, że jeśli chcemy, to możemy ubiegać się o uznanie jej śmierci – mówi, unosząc brew. – „Jeśli chcemy”, powiedziała, jakby to była, kurwa, jakaś superopcja. Przepraszam, nie powinienem przeklinać – dodaje.

      – A przeklinaj sobie. Nie jesteś na spowiedzi.

      – Ha, dawno nie byłem, pani detektyw. Pani chyba też, co? – Uśmiecham się. – Tak czy owak, nie uznaliśmy jej za zmarłą. No bo co by to dało? Nie miała żadnego majątku ani niczego, chyba że majątkiem nazwiemy skrzynkę gównianych płyt CD i kolekcję butów większą, niż ma Imelda Marcos. – Drapie się po głowie, jakby chciał podrapać się po mózgu, a nie, jakby go coś swędziało. – Jezu Chryste, nie mogę uwierzyć, że była tu, w Londynie, kurwa, tuż pod samym nosem.

      Tym razem nie przeprasza.

      – Sądzimy, że w Londynie przebywała tylko kilka tygodni. Mieszkała w Thames Ditton, w Surrey.

      Szybkie wzruszenie ramionami.

      – Nie znam tego miejsca. Jeśli mam być szczery, to Londynu też dobrze nie znam. Nie mieszkam tu długo, dwa miesiące temu przenieśli mnie tu z biura z Dublina i od tej pory tylko praca, praca i praca. Powinienem częściej wychodzić z domu.

      Chcę zapytać, co to za praca, skoro można do niej chodzić w sztucznie postarzonych dżinsach i postrzępionym szarym T-shircie, ale to nie ma związku ze sprawą. Nie jesteśmy na randce.

      – Aiden, próbujemy się dowiedzieć, co Maryanne robiła w Londynie na kilka tygodni przed śmiercią. Rozmawialiśmy z jej mężem…

      – Tak, pani przełożona powiedziała, że siostra była mężatką. To miło. Chciałbym go poznać.

      Spotkanie jednego podejrzanego z drugim? Nie sądzę.

      – To nie jest najlepszy moment…

      – Jezu, no jasne, że nie teraz! – Rzuca mi spojrzenie, które mówi „za kogo ty mnie masz?” – Chciałem powiedzieć, że kiedy wszystko się uspokoi, może…

      Kiwam głową, kierując przesłuchanie na właściwy tor.

      – Jej mąż twierdzi, że nie przepadała za Londynem..

      – No jasne, a kto lubi Londyn? Trudno tu kupić piwo taniej niż za pięć funtów.

      Nie mogę się oprzeć, żeby mu nie dogryźć.

      – Chryste, nie wiem, gdzie bywasz, ale pewnie w knajpach dla turystów? Masz rację, musisz zdecydowanie częściej wychodzić.

      Jeśli to zabrzmiało jak flirtowanie, to nie takie miałam intencje. Flirt zakłada pewną dozę zaangażowania i filuterii, a mnie nie stać dzisiaj na żadną z tych emocji.

      Mimo to nadrabiam miną, przechodząc do ataku.

      – Aiden, mąż Maryanne nie ma pojęcia, czego szukała w centralnej części Londynu. Może ty wiesz?

      Jeśli wkurzyło go moje pytanie, to nie widać tego na jego twarzy.

      – Nie widziałem siostry od prawie dwudziestu lat, więc według mnie mogła mieć, kurwa, nawet audiencję u królowej.

      Nachylam się w jego stronę:

      – A może odwiedzała ciebie? To ty mogłeś być powodem jej wizyty w stolicy.

      Unosi lekko głowę.

      – Nie bardzo rozumiem.

      – Po prostu jest to dziwne. Mamy kobietę, która według zeznań nie znosi Londynu, nigdy tu nie przyjeżdża, wydaje się zadowolona ze swojego spokojnego życia w cichej sennej wiosce w zielonym Surrey, i nagle zjawia się tu, dwa miesiące po tym, jak do stolicy przyjeżdża jej brat. Nagle Londyn nie jest już takim niefajnym miejscem? – Chwilę СКАЧАТЬ