Niebezpieczna gra. Emilia Wituszyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska страница 6

Название: Niebezpieczna gra

Автор: Emilia Wituszyńska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-66338-25-8

isbn:

СКАЧАТЬ przy tylnym wejściu. Wzięła torbę aktora i weszła do środka, niezatrzymywana przez nikogo. W tym samym pokoju przesłuchań Przemysław Rej krążył wokół stolika. Zdążył już wypić napój, który zostawiła, chociaż nie zapytał jej o zgodę. Próbował coś zrobić ze swoim garniturem, ale ten nadawał się tylko do wyrzucenia. Od czasu jego rozmowy z komendantem nikt do niego nie przyszedł. Wiedział, że dziewczyna pojechała do jego mieszkania, i był zdenerwowany, bo nie pamiętał, w jakim stanie zostawił apartament, a z panującym tam porządkiem bywało różnie. Nagle usłyszał zgrzyt klucza w drzwiach i za chwilę jego oczom ukazała się drobna postać w czapce z daszkiem.

      – Masz, przebieraj się! – Rzuciła pod jego stopy torbę, którą rozpoznał.

      – O, poradziłaś sobie? – Próbował nawiązać z nią nową relację. Początek nie był najlepszy i mimo że mu się nie podobała, nie chciał zaczynać znajomości w ten sposób. Kiedy jednak uniosła głowę, odchylając daszek do tyłu, widział, że jest już za późno na uprzejmości.

      – Może i jestem chuda, ale nie upośledzona. Przebieraj się, idziemy do komendanta, by poznać szczegóły, i spadamy stąd. – Na jej twarzy malowała się złość, a dokładnie: totalne wkurwienie. Najwyraźniej nie była zadowolona z powierzonego jej zadania. Mężczyzna dostrzegł, że zrobiła coś z twarzą, dzięki czemu nie wyglądała już tak upiornie, jak o poranku. Przysiadł na krześle i rozsunął torbę.

      – Dzięki – powiedział, podnosząc oczy. Lubił ubrania, które mu wybrała, a w szczególności tę błękitną bluzę.

      – Nie miałam wyjścia, więc nie ma za co – odpowiedziała, opierając się plecami o drzwi. Bez skrępowania patrzyła, jak mężczyzna wyciąga podkoszulek i zaczyna rozpinać koszulę.

      – Możesz się odwrócić? – powiedział wstydliwie, na co przewróciła oczami.

      – Pracuję w policji, nie w przedszkolu. Przebieram się z facetami w jednej szatni. Masz coś innego niż oni? – zapytała i prychnęła, ale zrobiła, o co prosił.

      – A co to, kurwa, jest? – usłyszała za sobą i odwróciła się szybko.

      – Co?

      – Wzięłaś mi dwa różne buty? – Miał już na sobie ciuchy, które mu przyniosła, a w dłoniach trzymał buty nie do pary. Jeden był z zestawu, który wybrała Weronika, a drugi od jego stroju treningowego. Parsknęła śmiechem na ten widok.

      – Czy ja ci wyglądam na cholernego klauna? – zapytał, sznurując ze wściekłością buty. Dziewczyna śmiała się do rozpuku.

      – Serio mam odpowiadać na to pytanie? – spytała ze łzami w oczach.

      – Wydawało mi się, czy powiedziałaś, że nie jesteś upośledzona? – zapytał sarkastycznie, a jej oczy zwęziły się, gdy mierzyli się spojrzeniami.

      – Powiedziałam, a w tym momencie to ty wyglądasz jak wariat – odpowiedziała z przekąsem, otwierając drzwi. – Zapraszam, panie Remku.

      – Przemku.

      – Słucham? – Obróciła się w jego stronę, gdy szli korytarzem.

      – Przemku, mam na imię Przemek.

      – Dobra. – Zbyła go machnięciem ręki i z przebiegłym uśmiechem szła przed siebie, usłyszała też za plecami ciche westchnienie.

      Podśmiechiwała się w duchu, gdy szła korytarzem. Musiała pomylić buty, kiedy zapatrzyła się w jego telewizor. To sprawiło, że wyglądał teraz komicznie. Weszli do gabinetu nadkomisarza, a on od razu spojrzał na buty Przemka. Przeniósł rozbawiony wzrok na Weronikę. Starał się zamaskować uśmiech przesadnie poważną miną. Kobieta miała wrażenie, że jej szef wstrzymuje powietrze, by nie parsknąć śmiechem.

      – Proszę, usiądźcie – powiedział wreszcie, łapiąc głęboki oddech. Dziewczyna podeszła do biurka i usiadła na krześle. Obróciła głowę i zobaczyła aktora, który marszczył czoło i wpatrywał się w nią gniewnie. Stał na jednej nodze, drugą chowając za nogawką jeansów, jednak była ona za wąska, więc nie ukrył drugiego buta tak dobrze, jak planował. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i wróciła wzrokiem do nadkomisarza.

      – Możesz przestać? To wszystko twoja wina – usłyszała za sobą głęboki, zachrypnięty głos. Zaczęła się zastanawiać, czy on zawsze tak mówi, jakby głośniejszym szeptem, czy to wina kaca.

      – Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty. – Tym razem nawet się nie obróciła. Spojrzenie miała utkwione w swoim przełożonym. – Swoją drogą, usiądź sobie, to nie będzie ich widać.

      – Celowo pomyliłaś buty – wymamrotał. Odsunął krzesło i zajął miejsce obok niej.

      – No cóż, jestem upośledzona i zrobiłam to przypadkiem. Śpieszyłam się – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

      Komendant przypatrywał się im ze zdegustowaniem, przewracając oczami. Tak naprawdę jeszcze nie widział swojej policjantki do tego stopnia wyprowadzonej z równowagi jak dzisiaj.

      – Dobra, skupcie się – zaczął mówić, ale kłócąca się dwójka zignorowała go.

      – Jak można nie odróżnić niebieskiego buta od pomarańczowego, powiedz mi? Cierpisz na daltonizm? – Przemysław nachylił się lekko w jej stronę, a jego spojrzenie ciskało piorunami.

      – Możesz się odsunąć? Wali ci z gęby charą – odpowiedziała, wyciągając dłoń w jego kierunku. Pokrywając się purpurą, mężczyzna natychmiast odchylił głowę. – Właściwie w czym jest problem? Przecież idziemy tylko do auta, nikt nie każe ci leźć do domu na piechotę. Wy, gwiazdy, macie najebane w głowie.

      – A jak ktoś mi zrobi zdjęcie? Znowu gazety opiszą, że się schlałem i nie wiedziałem, co robię.

      – A nie spiłeś się przypadkiem? Chyba już do tego przywykli. – Pokiwała głową, próbując go przekonać do tego, co mówi.

      – Jesteś nieznośna. Co ty sobie myślisz? Może wy w policji macie wyjebane po całości i możecie wyglądać jak pomioty szatana, ale ja zarabiam tym, jak wyglądam.

      – Widziałam.

      – Co powiedziałaś?

      – Nieźle ci płacą za tę błazenadę, którą odstawiasz. – Potężne uderzenie w biurko wyrwało ich z utarczki słownej. Obydwoje podskoczyli, a Reja znów rozbolała głowa.

      – Zachowujecie się jak dzieci! – Nadkomisarz miał dość wybryków obojga i przerwał tę śmieszną wymianę zdań. – Posłuchajcie mnie, a później możecie się pożreć. Bylebyś go nie zabiła. – Spojrzał surowo na Weronikę, która uśmiechnęła się pod nosem. – Obydwoje wiecie, na czym polega zadanie. Wyjaśniłem panu warunki, na których Weronika będzie z panem przebywać. Ona również o tym wie, dlatego, na litość boską, przynajmniej publicznie postarajcie się nie kłócić. Pan jest aktorem, więc jestem spokojny. To po prostu nowa rola, ale ciebie, Wera, proszę, СКАЧАТЬ