Название: Narzeczona z Brazylii
Автор: Линн Грэхем
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
Серия: Światowe życie extra
isbn: 978-83-276-4318-6
isbn:
Poślubi Tię. To prawda, że w ogóle nie myślał o małżeństwie, zanim Andrew nie zapędził go w kozi róg, ale Tia była piękna, miła i niewymagająca. Nie mógł lepiej trafić. Znaleźć te wszystkie cechy w jednej kobiecie było praktycznie niemożliwe. W ostatnim roku miał mnóstwo kochanek i poznał całe mnóstwo kobiet, ale tylko Tia spełniała wszystkie wymagania. Miała też ogromny majątek, podpowiedział mu inny głos, ale to akurat nie miało najmniejszego znaczenia. Jeszcze zanim przyjął ofertę, by w zastępstwie Andrew poprowadzić jego firmę, podczas gdy on sam chciał się zająć ratowaniem zdrowia, Max był wystarczająco bogaty i w pełni zadowolony ze swojego poziomu życia. A codzienna praca polegająca na nadzorze nad ogromnym koncernem Grayson Industries upajała go. Władza, jak musiał przyznać kpiąco, była naprawdę świetnym afrodyzjakiem.
Tia krzyknęła cicho w zachwycie, gdy zobaczyła ogromną statuę Chrystusa górującą nad Rio. Max szybko zrozumiał, że nie uniknie tej typowej atrakcji turystycznej, i westchnął ciężko. Choć teraz przynajmniej ktoś doceni prywatną kaplicę w wiejskiej posiadłości Andrew. Starszy pan odnowił ją z pietyzmem, mając nadzieję, że tym zachęci do powrotu do Anglii swojego pobożnego syna.
Limuzyna zabrała ich z lotniska i zawiozła wprost do luksusowego hotelu. Tia była całkowicie oszołomiona. Nigdy w życiu nie widziała takiego przepychu.
– Zatrzymamy się w tym właśnie hotelu? Ależ to bardzo słynne miejsce!
– Owszem – uśmiechnął się Max. – Miałem nadzieję, że ci się spodoba.
Tia zadrżała z wrażenia, jakie wywierał na niej ten uśmiech. Oszałamiał ją i upajał. Nieśmiało próbowała wygładzić swoją najlepszą spódnicę, zrobioną ze starej, lnianej zasłony. – Ale ja nie jestem wystarczająco dobrze ubrana, by wejść do takiego miejsca – wyznała skrępowana.
– Już wkrótce będziesz. Otrzymasz nową garderobę. Zamówiłem cały szereg ubrań, z których będziesz mogła wybrać, co ci się podoba. Potem pozostanie tylko dobranie odpowiedniego rozmiaru.
– Chyba żartujesz – wyszeptała zdumiona.
– Ależ skąd. Twój dziadek chciałby, żebyś miała wszystko, co najlepsze.
– Ale nie prosiłam o ubrania – zaoponowała. – Wiem, że nie są mi potrzebne.
– Naprawdę nie ma z czego robić problemu. Andrew jest bardzo szczodry. To drobiazg – zapewnił ją, pomagając jej wysiąść.
Tia z napięciem spojrzała na okazałe wejście i pełne przepychu wnętrze. Elegancko ubrani ludzie i obsługa w wytwornych uniformach onieśmielali ją. Zdawała sobie sprawę, jak biednie musiała wyglądać. Max uspokajająco położył jej dłoń na plecach i poprowadził do windy.
– Nie musisz się tak denerwować – wyszeptał jej prosto do ucha. – Nazywasz się Grayson, a twój dziadek rozsławił to nazwisko na kilka kontynentów. Masz z czego być dumna. Ubiór nie ma żadnego znaczenia.
Łatwo mu było mówić, pomyślała Tia z lekkim wyrzutem, widząc jego odbicie w wyłożonej lustrami windzie. Był przystojnym, eleganckim i luksusowo ubranym mężczyzną, niczym chodząca reklama najdroższych i najbardziej wyrafinowanych projektantów. Każdy szczegół był odpowiednio dobrany, a jego postawa emanowała pewnością siebie i sukcesem. To akurat nie były cechy, którymi mogła się poszczycić.
Gdy weszli do wspaniałego apartamentu, Tia miała wrażenie, że znalazła się w środku popularnej brazylijskiej mydlanej opery, której akcja rozgrywała się we wnętrzach okazałej posiadłości. Choć tutaj było jeszcze lepiej. Z przestronnych okien rozciągał się widok na błękit oceanu. Na szerokim tarasie wygodne fotele wprost zapraszały, by się w nich rozsiąść i odpocząć. Tia weszła za boyem hotelowym do największej sypialni, jaką w życiu widziała, połączonej z marmurową łazienką, z lustrami w złoconych ramach. Dotykała w zachwycie puszystych ręczników oraz jedwabnej pościeli na wielkim łożu.
– Tio! – zawołał Max z salonu. – Mam coś dla ciebie.
Gdy widziała cały ten luksus wokół siebie, wydawało jej się, że śni. To przecież nie mogła być prawda. Podeszła do Maxa, który spoglądał na nią z tajemniczym uśmiechem.
– To dla ciebie – powiedział, podając jej małe pudełko. – Możesz od razu z niego korzystać.
W środku znalazła elegancki nowiutki telefon komórkowy. Z okrzykiem radości chwyciła zdobycz. Od tak dawna pragnęła mieć telefon! Magdalena wielokrotnie przesyłała jej swój numer, żeby mogły porozmawiać, ale w klasztorze nie było takiej możliwości. Na szczęście zachowała te listy i będzie mogła teraz skontaktować się z przyjaciółką.
– Dziękuję ci – wyszeptała.
Max był trochę rozczarowany, że tym razem nie rzuciła mu się na szyję, bo już się przygotował na miłe uczucie trzymania jej w objęciach. Z drugiej jednak strony rozumiał, że stała się bardziej powściągliwa, od kiedy uświadomiła sobie, jak bardzo ją pociąga. Na pewno nie chciała sprawiać wrażenia, że zachowuje się jak niedojrzała nastolatka.
Po chwili wniesiono także okazały bukiet kwiatów. Były ich niezliczone rodzaje, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy i pachnące bajecznie. Pokojówka wstawiła je do kryształowego wazonu.
– Są dla mnie? – wyszeptała z niedowierzaniem, dotykając delikatnie miękkich atłasowych płatków róż.
– Oczywiście, że są dla ciebie.
Tia nie mogła zrozumieć, dlaczego Max ofiarował jej kwiaty, skoro byli razem, obok siebie, a poza tym nie miał przecież za co być jej wdzięczny. Oczywiście nie brała pod uwagę najbardziej naturalnego, romantycznego powodu, dochodząc do wniosku, że wszelkie mrzonki tego rodzaju sprowadzą na nią wyłącznie rozczarowanie.
Max zdał sobie sprawę, że niewystarczająco okazał jej swoje zainteresowanie i żałował, że nie poświęcił jej więcej uwagi, gdy lecieli samolotem.
– Lubisz kwiaty?
– Oczywiście. Uwielbiam. Zawsze marzyłam o tym, by mieć własny ogród.
– Myślałem, że chciałaś zostać nauczycielką – zauważył, przypominając sobie, co usłyszał od przełożonej klasztoru.
– Tak, chciałam zdobyć wykształcenie i kwalifikacje. Jeśli chodzi o mnie, to musiałam wziąć pod uwagę nie to, co chciałabym robić, ale co było dla mnie możliwe – wyjaśniła. – W Belém mogłabym skończyć szkołę pedagogiczną i sądziłam, że to mi pozwoli zdobyć zawód, ale mój ojciec nie chciał łożyć na moje studia, więc skończyło się na marzeniach.
– W wiejskiej posiadłości Andrew jest mnóstwo wspaniałych ogrodów – zapewnił, podchodząc bliżej.
Tia bezwiednie zwilżyła wargi językiem. Ten drobny gest o mało nie doprowadził go do szaleństwa. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, chwycił ją w ramiona.
To СКАЧАТЬ