Название: Narzeczona z Brazylii
Автор: Линн Грэхем
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
Серия: Światowe życie extra
isbn: 978-83-276-4318-6
isbn:
Ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, aby poczuła w całym ciele nieznośne gorąco. Jej policzki płonęły, a usta nabrzmiewały zapraszająco. Tajemnice jej kobiecości, ukryte głęboko, nagle ujawniły się z całą mocą.
Jako doświadczony mężczyzna, Max był dziwnie upojony, widząc, jak Tia się rumieni i zmienia w jego obecności. Z iskierką triumfu zdał sobie sprawę, że nie jest jej obojętny. A jej zachowanie było archetypowym zachowaniem kobiety, zanim równouprawnienie zmieniło reguły sztuki uwodzenia. Tia czekała na jego ruch. Kwiaty, pomyślał bezwiednie, po raz pierwszy, gdy w jego bliskim promieniu znajdowała się kobieta. Powinna lubić kwiaty, jest taka w starym stylu i w ogóle…
– Wyjeżdżamy za godzinę – oznajmił.
– Matka przełożona zaprosiła nas przed wyjazdem na kawę, ale wcześniej musisz zjeść śniadanie – stwierdziła Tia, wstając i kierując się w stronę refektarza. Teddy spoglądał na niego z nieufnością, gotów do ataku w każdej chwili. Nienawiść od pierwszego wejrzenia, pomyślał rozbawiony.
– Gdybyś chciała dostać coś wyjątkowego, coś, o czym zawsze marzyłaś, co by to było? – spytał, zastanawiając się, jak mógłby sprawić jej przyjemność.
– Telefon komórkowy – odpowiedziała bez wahania, ale po chwili pożałowała swojej szczerości, obawiając się, że wyszła z niej chciwość.
– Nie masz? – spytał z niedowierzaniem.
– Są tutaj zabronione – przyznała. – Myślisz, że spodobam się dziadkowi? – spytała z nieśmiałą obawą. – Że będę pasować do waszego świata?
– Tym się w ogóle nie musisz martwić. Dziadek cię uwielbia. Jesteś jego jedyną żyjącą krewną.
– Mam okropny charakter. Czasami brakuje mi cierpliwości i tracę nad sobą panowanie – westchnęła.
– Jak praktycznie każdy normalny człowiek – uspokajał, kładąc dłoń na jej ramieniu w geście otuchy. – Nie było ci łatwo.
– Jesteś bardzo… wyrozumiały – wyszeptała, spoglądając na niego niepewnie. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że nachyli się nad nią i ją pocałuje, a ona pragnęła tego w tej chwili bardziej niż czegokolwiek na świecie. Potrzebowała szalenie poczuć jego usta na swoich. Jego pocałunek byłby silny i pociągający, jak on sam, pomyślała, zatopiona w erotycznych marzeniach po raz pierwszy w życiu.
– Śniadanie dla pana Leonellego jest już gotowe! – usłyszeli zapraszający głos siostry z refektarza.
Max odsunął się gwałtownie, zaskoczony. Całkiem zapomniałem, że jesteśmy w klasztorze, uśmiechnął się w duchu. Tia miała na niego niesamowity wpływ, szczególnie gdy wpatrywała się tym niewinnym spojrzeniem, pełnym zachwytu i wiary, jak gdyby mógł stąpać po wodzie. Lubił to, musiał przyznać z zakłopotaniem.
Tia jadła powoli niczym odurzona. Przepełniały ją zupełnie nowe emocje. Wiedziała w teorii, na czym polega seks, co robi mężczyzna i na co ma pozwolić kobieta. Wydawało jej się to dość mało wysublimowane i raczej zwierzęce. Ale teraz, gdy w jej życiu pojawił się Max, była niezwykle ciekawa i szokująco podekscytowana, myśląc o akcie miłosnym. Najbardziej dziwny wydał jej się ten silny prąd pożądania, który ją przeszywał na wskroś za każdym razem, gdy na niego spojrzała, albo choćby na samą myśl o nim. W obecności Maxa jej ciało jakby przestawało należeć do niej, a stawało się jemu poddane.
– Skąd będziemy wylatywać? – spytała, usadowiwszy się w wygodnym samochodzie terenowym. Teddy nie był zbyt zachwycony, że musi być w klatce, a nie na kolanach swojej pani, i z nieufnością warczał na Maxa od czasu do czasu. Tia wciąż miała wilgotne oczy po krótkim i szorstkim pożegnaniu z matką przełożoną, ale zaczynała czuć entuzjazm nowej przygody i nowego życia, jakie się przed nią otwierało. Było to tak podniecające, że trudno jej było usiedzieć spokojnie.
– Z Rio – odpowiedział Max, wystukując coś na swoim tablecie. – Przepraszam cię na chwilę, muszę odpowiedzieć na pilną wiadomość.
– Jedziemy do Rio? Myślałam, że zmierzamy do Belém.
– Tak, najpierw do Belém, a stamtąd do Rio, gdzie wsiądziemy w samolot do Anglii.
– Bardzo lubię Belém. To piękne miasto, które tętni życiem – szczebiotała, opowiadając mu z zaangażowaniem o licznych pielgrzymkach, w których brała udział, słynnych na całą Brazylię.
Wcale nie jest nieśmiała, zdał sobie sprawę Max. Zastanawiał się, jak wielkim szokiem kulturowym będzie dla niej zobaczyć Rio de Janeiro, o tyleż większe i bogatsze od prowincjonalnego Belém. Zastanawiał się też, czym ją zająć w Rio, bo miał sporo pracy do nadrobienia. To było miłe ze strony Andrew, że powierzył mu tę misję i polecił sprowadzić wnuczkę z drugiego końca globu, ale Grayson Industries także potrzebowało codziennego nadzoru, żeby interesy toczyły się płynnie. W dodatku Max pracował bez wytchnienia, aby przekonać bardziej siebie samego, niż kogokolwiek, że jest w stanie być prezesem tej firmy mimo młodego wieku.
– Jeśli naprawdę jedziemy do Rio – zaczęła Tia niepewnie – mam tam koleżankę, która razem ze mną kończyła szkołę w klasztorze. Wspaniale byłoby ją odwiedzić. Nie widziałam Magdaleny, od kiedy skończyłyśmy osiemnaście lat, a ona wróciła do domu, do rodziny. Pisałyśmy do siebie od czasu do czasu. Choć ostatnio pisała coraz rzadziej. Musi być bardzo zajęta – westchnęła.
– To świetny pomysł. Powinnyście spędzić razem trochę czasu – przyklasnął Max.
– Tak. Będziemy mogły sobie poopowiadać, co się u nas zmieniło – zaczęła Tia, zdając sobie sprawę, że ona sama niewiele będzie miała do opowiadania. No może poza zmianą w jej życiu, która zaczęła się poprzedniego wieczoru. Za to Magdalena pochodziła z dobrze sytuowanej rodziny i zawsze lubiła się bawić. Wnosiła do klasztoru mnóstwo śmiechu i życia.
Na lotnisku wsiedli do małego prywatnego odrzutowca. Tia ze zdumieniem zobaczyła, jak Max pokazuje jej logo firmy Grayson, wyjaśniając, że samolot należy do jej dziadka. Gdy myślała o nim jak o zamożnym człowieku, nie miała pojęcia aż takiego poziomu bogactwa. Siedziała oniemiała w wygodnym, skurzanym fotelu, podczas gdy stewardessa przyniosła lekki lunch. Max przez cały czas prawie nie odrywał wzroku od swojego komputera i zastanawiała się, czy zawsze jest taki zapracowany, czy też nudził się z nią do tego stopnia. Ich życia diametralnie się różniły. Nie mieli ze sobą nic wspólnego, pomyślała smutno. Co ciekawego mógłby w niej zobaczyć taki obyty, przystojny biznesmen jak Max Leonelli? W biednej dziewczynie, która całe swoje życie spędziła w klasztorze?
Przygnębiona tą myślą Tia spojrzała na Teddy’ego, który spał spokojnie w swojej klatce, i nabrała otuchy. Nie powinna się martwić właśnie teraz, gdy za kilka godzin miała po raz pierwszy spotkać swojego dziadka. W końcu nie była sama na świecie i powinna być za to wdzięczna losowi. Z tą pocieszającą myślą zamknęła oczy i pozwoliła СКАЧАТЬ