Название: Narzeczona z Brazylii
Автор: Линн Грэхем
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
Серия: Światowe życie extra
isbn: 978-83-276-4318-6
isbn:
– Och, dziękuję ci, dziękuję, dziękuję! – bez chwili wahania Tia entuzjastycznie rzuciła mu się na szyję i mocno uściskała z wdzięczności.
Przez chwilę Max stał oniemiały, ponieważ nie był przyzwyczajony do takich uścisków. Prawdę mówiąc, nie mógł sobie przypomnieć, żeby ktokolwiek kiedykolwiek to robił. Powoli podniósł ramiona i niezgrabnie położył ręce na jej barkach. – Nie dziękuj mnie, ale swojemu dziadkowi, gdy go zobaczysz. Wykonuję tylko jego prośbę.
Przepełniona szczęściem Tia zabrała Maxa do refektarza i chętnie odpowiadała na pytania.
– A ty lubisz psy?
– Nigdy nie miałem żadnego, ale twój dziadek miał psy. – Przebiegły wewnętrzny głos podszepnął mu, by wychwalał nie tylko Andrew, jeśli ma zamiar zrobić na niej wrażenie.
Na nieszczęście, Max nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać. Nigdy wcześniej nie musiał tego robić, a diamentowe kolczyki czy bransoletka raczej nie zdałyby egzaminu w tym wypadku. Ale wiedział, że musi otworzyć sobie drzwi do jej serca i zdobyć zaufanie.
A więc ten przystojny Max był gotów się zająć wszystkimi formalnościami, by bezdomny mały piesek mógł pojechać za ocean, pomyślała Tia z rosnącym zachwytem. Podziwiała go i była mu ogromnie wdzięczna. To na pewno miły, wrażliwy mężczyzna, stwierdziła beztrosko. A gdy podczas kolacji w refektarzu, gdzie okazało się, że potrafi rozmawiać z pielgrzymami z Francji, Niemiec czy Hiszpanii w ich ojczystym języku, była coraz bardziej pod wrażeniem. Dzięki tym rozmowom dowiedziała się, że był kawalerem i nie ożenił się jeszcze, bo nie spotkał „tej właściwej”.
Gdy kolacja dobiegła końca i Max niestety odrzucił propozycję wspólnego oglądania DVD z ostatniej pielgrzymki Papieża Franciszka, Tia była już przekonana, że nigdy nie spotkała tak wyjątkowego mężczyzny. Nie, żeby miała w tych sprawach duże doświadczenie, ale gdy Max patrzył jej prosto w oczy i uśmiechał się do niej, czuła dreszcz w całym ciele, a jej serce biło tak mocno, że kręciło jej się w głowie.
– Muszę przyznać, że czuję się tu dziwnie – przyznał, gdy odprowadzała go do celi, w której miał spędzić noc.
– Mogę to zrozumieć. Mam tylko nadzieję, że nie będę się czuła podobnie w domu dziadka.
– Obiecuję, że zrobię wszystko, byś czuła się tam jak najlepiej – zapewnił instynktownie, czując się śmiesznie z tym opiekuńczym zapędem, którego powodów wolał nie zgłębiać.
– Też mieszkasz z moim dziadkiem? – spytała z nadzieją w głosie.
– Nie, ale często go odwiedzam.
– To dobrze – uśmiechnęła się.
Jej szczerość i bezbronność działały na niego jak najsilniejszy afrodyzjak. Napięcie było tak silne, że musiał użyć wszystkich zasobów samokontroli, by nad nim zapanować.
– Muszę zadzwonić do Andrew. Na pewno czeka na wieści – wyjaśnił.
Tia przytaknęła.
– Złapię Teddy’ego przed śniadaniem, żeby nie zniknął potem na cały dzień i nie stracił swojej szansy na podróż życia – zażartowała, odwracając się i odchodząc, najwyraźniej nieświadoma, że Max pragnął chwycić ją w ramiona i pocałować.
Z coraz mocniej bijącym sercem, jak mężczyzna, który wspiął się na szczyt, ale przed sobą zobaczył jeszcze większy do zdobycia, Max postanowił wziąć zimny prysznic. Szybko się zorientował, że był to faktycznie najzimniejszy prysznic, pod jakim przyszło mu się kąpać, ale przynajmniej na chwilę udało mu się uwolnić od dręczącego go pożądania.
ROZDZIAŁ DRUGI
Max, który spędził noc, śniąc niespokojnie na sprężynowym materacu, wydającym skrzypiące odgłosy za każdym najmniejszym ruchem, wstał jeszcze przed świtem. Zatęsknił za filiżanką mocnej, czarnej kawy, którą zwykle zaczynał dzień, ale, nie tracąc czasu, skontaktował się ze swoim asystentem i polecił zająć się formalnościami przelotu psa.
– Zabierz ją na zakupy i kup jej nowe ubrania – polecił Andrew poprzedniego wieczoru, gdy rozmawiali przez telefon i Max zdał mu pełną relację z pierwszego spotkania z Tią. – Jest kobietą. Nigdy nie znałem takiej, która nie przepadałaby za ciuchami.
Max uśmiechnął się w duchu z lekkim rozgoryczeniem. Gdyby Andrew na własne oczy mógł zobaczyć, jak biednie ubrana była jego wnuczka, na pewno by się zdziwił. Ale przecież nawet własny ojciec, który ją odwiedzał, musiał to widzieć. Max zadrżał z oburzenia, myśląc o hipokryzji człowieka, który starał się pomagać innym, a opuścił i zaniedbał własne dziecko. Ale teraz już koniec. Tia zaczyna nowe życie i za kilka miesięcy nie będzie chciała pamiętać o swojej przeszłości. Choć z drugiej strony poczuł nagły smutek na myśl, że jej dziewczęca szczodrość i otwartość nie znajdą dla siebie miejsca w nowym życiu i pozostaną na zawsze zamknięte za murami tego klasztoru, jako kłopotliwe wspomnienie. Tymczasem jednak nie znała jeszcze przebiegłej kobiecej sztuki uwodzenia i flirtu.
I to chyba właśnie najbardziej zbiło go z tropu poprzedniego wieczoru. Była zupełnie inna niż kobiety, które spotykał i z którymi sypiał. Doświadczenie Maxa składało się z obfitego repertuaru wyrafinowanych, sensualnych flirtów, prowadzących prosto do sypialni. Nie było nic przed ani po, ani tak naprawdę żadnej rozmowy na jakikolwiek temat.
Próbował powiedzieć Andrew, że jego plan nie ma szans powodzenia, ponieważ Tia była zbyt miła i grzeczna jak dla niego, a on nie miał nic wspólnego z grzecznymi dziewczętami. Dziewice nie były w jego stylu. Co prawda była nikła szansa, że wcale nie była taka naiwna, ale szybko odsunął to podejrzenie. Wystarczyło, że przypomniał sobie, jak spojrzała na niego po raz pierwszy albo jak uścisnęła go spontanicznie, gdy się okazało, że będzie mogła zabrać ze sobą psa.
Oczywiście inny mężczyzna bez większego trudu i najmniejszych skrupułów zaciągnąłby tę młodą, niczego nieświadomą dziewczynę do łóżka, pomyślał z nagłą wściekłością. Co się z nim działo? Skąd to wahanie? Zwykle szybko podejmował decyzje. Mógł się ożenić z Tią albo patrzeć, jak jej szczere serce zostanie złamane przez jakiegoś drania, któremu będzie zależało wyłącznie na jej pieniądzach. Nie było innego rozwiązania. Jeśli nie będzie to on, to Tia poślubi kogoś innego.
Wyszedł na zewnątrz i spostrzegł Tię siedzącą z małym stworzeniem na kolanach. To musiał być ten pies. Gdy podszedł bliżej, zwierzę zawarczało i ostrzegawczo pokazało kły.
– Dzień dobry – powitała go z najradośniejszym uśmiechem na świecie. – Nie jest zbyt dobrze wychowanym psem – zażartowała.
– To prawda – przyznał taktownie.
– Sądzę, że ktoś musiał go źle traktować. Ufa tylko mnie. To bardzo smutne – wyznała.
– Spakowałaś się już?
СКАЧАТЬ