Niezwykły dar. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niezwykły dar - Diana Palmer страница 13

Название: Niezwykły dar

Автор: Diana Palmer

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-2836-7

isbn:

СКАЧАТЬ i przyjrzał ciepło Merissie.

      – Jesteś niesamowita. Nigdy nie znałem nikogo takiego.

      – Mam nadzieję, że to był komplement.

      – Owszem. A ten wieczór stanowi początek naszej historii, prawda? – zapytał, pochylając się w jej stronę.

      Zanim zdążyła odpowiedzieć, jej oczy pociemniały, a z twarzy odpłynął cały kolor. Po chwili Merissa zamrugała i popatrzyła na niego z przerażeniem.

      – Musimy wracać do domu. Natychmiast. Błagam!

      – Do ciebie czy do mnie? – zapytał tylko Tank, rzucając na stół plik banknotów i prowadząc ją do samochodu.

      Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby podawać jej słowa w wątpliwość.

      – Do mnie. Pospiesz się, proszę. Już może być za późno – jęknęła.

      Tank nie zamierzał oszczędzać samochodu. Jazda powrotna minęła w mgnieniu oka. Wyskoczyli z auta i wbiegli na ganek. Merissa przez chwilę walczyła z zamkiem, tak bardzo drżały jej ręce.

      – Mamo! – krzyknęła, kiedy udało się jej wreszcie dostać do środka. – Mamo!

      – Tu jestem – odezwała się zaskoczona Clara, wyglądając z sypialni. – Co się stało? – zaniepokoiła się, widząc ich miny.

      – Miałam przeczucie – przyznała niechętnie Merissa, bojąc się, że wizja się spełni od samego wypowiedzenia tych słów.

      – Przeczucie? – powtórzyła Clara, marszcząc lekko brwi.

      – Niepotrzebnie spanikowałam. Przepraszam. – Merissa roześmiała się nerwowo, czując, że opuszcza ją napięcie.

      – Zawsze lepiej sprawdzić – zapewnił ją Tank. – Nauczyłem się ufać twoim przeczuciom.

      – Dziękuję – szepnęła z widoczną ulgą.

      – Jakiego rodzaju przeczucie? – drążyła Clara, znając dobrze córkę.

      – Nie wiem. Czegoś niebezpiecznego. Zaplanowanego – dodała, a jej oczy pociemniały, znów zapatrzone w inny czas. – To się stanie już wkrótce. Nie wiem dokładnie co! – krzyknęła, wyrywając się z transu.

      – Nie martw się, kochanie. Wszystko będzie dobrze – zapewniła ją matka i mocno przytuliła.

      – Ale na wszelki wypadek przyślę wam do ochrony jednego z kowbojów – wtrącił Tank. – Niech ma oko na wszystko.

      – To miłe z twojej strony – powiedziała cicho Clara.

      – Czujecie dym? – Skrzywiła się nagle Merissa.

      Rozdzielili się, przeszukując pokoje. Nagle zawył detektor dymu w drugiej sypialni. Tank wyprzedził obie kobiety. Stanął jak wryty w progu pomieszczenia. Iskrzył i dymił przedłużacz elektryczny, obok którego w drgawkach wiła się wiewiórka.

      – Och, nie – jęknęła Clara. – Zapomniałam zamknąć przewód kominowy. Wiewiórki często tu się zakradają, próbując zakładać gniazda w podsufitce – wyjaśniła i się skrzywiła. – Czy ona nie żyje?

      – Żyje, ale potrzebuje pomocy – oświadczył Tank, podnosząc drżące ciałko. – Znam rehabilitanta dzikich zwierząt. Podrzucę mu tego biedaka. Macie pudełko po butach i jakiś stary ręcznik?

      Clara pobiegła po potrzebne rzeczy, a Merissa podeszła do kabla.

      – Wyjmę wtyczkę.

      – Tylko ostrożnie, kochanie.

      Zerknęła na niego spod rzęs, rumieniąc się uroczo.

      Tank uwielbiał, gdy się przez niego czerwieniła. Przyjemnie było nazywać pieszczotliwie Merissę.

      – Myślisz, że dojdzie do siebie? – zapytała, gładząc palcem łebek zwierzęcia.

      – Uważaj, może cię ugryźć.

      – Nigdy mnie nie gryzą. Zawsze przygarniam ranne zwierzęta. Kiedyś nawet ratowałam węża, którego pokaleczyła kosiarka.

      – Nie boisz się węży?

      – Boję się panicznie, ale on krwawił i cierpiał. Podniosłam go i posmarowałam maścią z antybiotykiem. Nie miał nic przeciwko. Ale ani bandaż, ani plaster nie chciały się trzymać, więc zawiozłam go do weterynarza od dzikich zwierząt. Ciekawe, czy to ten sam.

      – Możliwe. Niewielu ich jest w pobliżu Catelow. Jaki to był wąż?

      – Nie mam pojęcia, ale był duży.

      – W jakim kolorze?

      Kiedy go opisała, Tank wybuchnął śmiechem.

      – No nie wierzę. Po prostu niemożliwe! To był grzechotnik, ty szalona kobieto. One są śmiertelnie niebezpieczne!

      – Naprawdę? Był zupełnie spokojny, kiedy go opatrywałam i wiozłam w pudełku do weterynarza. Ale jego od razu próbował ugryźć. Pewnie dlatego lekarz rehabilitant tak dziwnie na mnie patrzył, kiedy nalegałam, żeby po kuracji wypuścił węża. Nic mi nie powiedział.

      – Naprawdę masz niezwykły dar – mruknął Tank, patrząc na nią z podziwem.

      – Zwierzęta mnie lubią – przyznała nieśmiało. – Kiedy karmię ptaki, muszę się spieszyć, bo siadają mi na rękach.

      – Ja też cię lubię – powiedział, szukając jej spojrzenia.

      – Naprawdę? – zapytała, rozchylając z zaskoczenia usta. – Nie boisz się, że kiedy się wścieknę, zamienię cię w ropuchę? – spytała, gdy się uśmiechnął.

      – Nie masz kota.

      – Słucham?

      – Wszyscy wiedzą, że czarownice mają koty. Sprawdź to sobie w sieci – pouczył ją, siląc się na powagę.

      Merissa wybuchnęła śmiechem.

      – Powiedzieć mu o tych dwóch, które karmimy co rano, odkąd się do nas przybłąkały? – wtrąciła Clara scenicznym szeptem, wracając z pudełkiem i ze szmatką.

      – Cii. – Merissa położyła palec na ustach.

      Tym razem roześmiali się wszyscy troje.

      Tank owinął wiewiórkę gałgankiem i podał ją Merissie, żeby zrobić otwory w tekturowej pokrywce pudełka.

      – Nic ci nie będzie – pocieszała zwierzątko, które nadal drżało.

      – Musi być w szoku – westchnął Tank, wkładając delikatnie rudzielca do pudełka. СКАЧАТЬ