Название: Zniknąć
Автор: Petra Soukupova
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-941695-8-9
isbn:
O Jakubie nawet nie pomyśli, póki tamten nie otworzy drzwi. Potem dociera do niego – jest czwarta, na dworze prawie ciemno, Bóg wie gdzie on był, nikt nie ma pojęcia, gdzie był i co robił. To chyba niemożliwe!
Więc chwilę się na mnie wydziera, więc mówię, że robiłem zdjęcia i czy nauczy mnie wywoływać. Udaję grzecznego, proszę, nie gniewaj się, następnym razem do ciebie zadzwonię, a tata, że okej. Idziemy do łazienki, tata tłumaczy, co trzeba robić, opowiada też, jak kiedyś mało nie napił się z kuwety z kąpielą utrwalającą, już miał to w buzi, dobrze, że nie połknął, bo żona jego kolegi napiła się ługu i wyżarło jej przełyk czy coś, trochę mi od tych opowieści niedobrze.
Wywołujemy cztery fotki z negatywu, który tam miałem, nie są zbyt ładne. Jedna jest może w jakiś sposób urokliwa, takich dwóch gości z walizkami, są w ruchu, gestykulują, nie wiem, co w tym jest, ale coś jest. Tata mówi, że nie jest źle jak na pierwszy raz, jednak mam wrażenie, że jest wkurwiony.
Ojciec nie jest wkurwiony na Jakuba, po prostu jedyne, o czym marzy, to iść do knajpy. Chociaż na karty, trzy, cztery piwa. Żadnej wódy, myśli sobie. Potem już tylko szybko kończy wywoływanie, zagrzewa Jakubowi parówki, je z nim, czeka, aż się wykąpie, i wychodzi. Zamyka Jakuba w mieszkaniu. Do knajpy idzie szybko, nie ogląda się, nie ma za czym, nie istnieje już nic ważniejszego.
Tata nagle zachowuje się, jakbym był dzieckiem. Nim wyjdzie, muszę się wykąpać, nie wiem, myśli, że utopię się w wannie czy co? Potem mnie zamyka. Najpierw chcę mu powiedzieć, a co jak będzie pożar, ale potem myślę sobie, że nie będę go wkurzał bez potrzeby.
Czytam w łóżku, kiedy dzwoni telefon. Myślę, że to tata, że mnie sprawdza, ale to mama. Przez chwilę milczy. Kiedy ją słyszę, znowu chce mi się płakać. Pyta, co u nas. Tata jest w domu? Co jadłem na kolację? Jak w szkole? Jakby była gdzieś w sanatorium i nic złego się nie wydarzyło. Ja nie pytam o nic, ona nic nie mówi, na przykład, że wraca.
Matka ciągle poszukuje. Ma trop. Pokazała zdjęcie pewnemu człowiekowi, a po wyrazie jego twarzy poznała, jest pewna, że coś wie. Jednak on zaprzecza. Matka proponuje mu pieniądze, kiedy ich nie chce, proponuje siebie. Płacze. Facet zostawia ją samą na ulicy, biegnie za nim, ale ginie jej w tłumie. Teraz matka szuka już nie tylko Martina, ale też tego faceta. Nie je. Wie, że jest bliska celu. Chudnie kolejne dwa kilo.
Ale mama nie wraca. Jesteśmy z tatą sami aż do wiosny. Trochę fotografuję, wywołuję, tata opiekuje się mną bardziej niż wcześniej, chociaż nieraz śmierdzi od niego alkoholem, robi mi śniadania, przeważnie też kolacje, chociaż zwykle parówki, fasolkę z puszki albo jajka na wiele sposobów. Czasami idzie wieczorem do knajpy, czasem ogląda telewizję, wykupuje dodatkowy kanał sportowy, odtąd nie potrzebuje już pilota, czasem oglądam z nim, ale specjalnie mnie to nie interesuje. Tyle że potem tata wpada na pomysł, że powinienem znowu zacząć uprawiać sport. Musimy tylko wymyślić, jaki sport byłby dla mnie odpowiedni. Najpierw myślę, że tak sobie palnął, ale on całkiem poważnie, na drugi dzień przychodzi, mówi, że to przemyślał, biegi to chyba nie najlepszy pomysł, ale mam dość silne ręce, więc co bym powiedział na tenisa? Nie chcę się kłócić bez sensu, jest późno, może mu przejdzie do jutra, więc udaję, że okej, czemu nie. On na to, że gadał już z Honzą i umówił się z nim, że będzie mnie trenował. Rewelacja.
To jeszcze nie wszystko, tata wstaje, wychodzi z pokoju i wraca z rakietą, patrz, kupiłem ci rakietę, zobacz, jaka lekka. Muszę przyznać, że faktycznie jest lekka. Prawie zaraża mnie swoim entuzjazmem, więc macham nią parę razy, aż strącam w salonie jakiś wazonik z uschniętymi kwiatkami.
Ale już następnego dnia tata prowadzi mnie na korty do Honzy, kolegi sportowca, który będzie mnie uczył podstaw, jednak myślę, że od razu widzi, że jestem do niczego. Za to hala balon mi się podoba. Najpierw macham samą rakietą, ojciec przygląda mi się zniecierpliwiony, chce, żebym już dostał piłeczkę i zaczął odbijać ją od ściany. Do czego wreszcie dochodzi.
Próbuję chyba ze sto tysięcy razy, ale prawie nigdy nie udaje mi się trafić w zasraną piłeczkę. Najchętniej już po pięciu minutach rzuciłbym rakietą i uciekł.
Do tego trener mnie poucza, a tata się wścieka, nie bądź mięczak, dawaj, dawaj, nie bądź baba, jego sposób motywacji najwyraźniej się nie zmienił, tyle że ja dawno od tego odwykłem. Wszyscy trzej wściekamy się przez całą godzinę. Potem tata nie odzywa się do mnie przez całą drogę i od razu wychodzi. Na drugi dzień strasznie mnie boli prawa ręka. Boli mnie też w kolejny dzień, kiedy znowu idę na tenisa. Ale nie mogę zwalać tego na ból, bo po prostu mi nie idzie, z bolącą ręką czy bez niej. Tata przychodzi pod koniec lekcji, patrzy, nie odzywa się. Mimo to nie poddaje się przez kolejny miesiąc. Potem już nie daje rady. Tata jest rozczarowany, a ja umiem zaserwować piłeczkę o ścianę, to fakt, ale udaje mi się tylko, jak mam wielkie szczęście.
We wtorek, kiedy mam mieć kolejną lekcję, siedzę jak na szpilkach, ale tata rano nie mówi ani słowa, więc ja też nie mówię, a po południu po prostu na nią nie idę. Wieczorem znowu nic, trochę się boję, jednak tata milczy.
Tydzień później tata wpada na pomysł, że mógłbym spróbować z pływaniem. To, że jestem niezdara, nie powinno być w tym przypadku aż tak wielkim problemem. Nawet mu nie mówię, że pływania nie znoszę najbardziej ze wszystkiego, bo od momentu kiedy rozbiorę się do kąpielówek, aż do momentu kiedy jestem z powrotem w domu, jest mi coraz bardziej zimno.
Próbujemy. Nie idzie mi. Tak samo jak przy tenisie, tata najpierw zagrzewa mnie do walki, potem wściekle milczy. W ten sposób spędzamy kolejny tydzień, tym razem tata poddaje się szybciej.
Od momentu kiedy zaczął mnie zmuszać do sportu, znowu przestał ze mną rozmawiać. I więcej chodzi do knajpy. Wygląda na to, że dopóki nie zacznie mi wychodzić w jakimś sporcie, tata nie będzie szczęśliwy. To się staram.
Ojcu nagadali kolesie w knajpie. Przecież niemożliwe, że z chłopaka jest aż taka fujara, takie rzeczy się dziedziczy, musisz tylko poświęcić mu trochę czasu, jest jeszcze młody, może nadrobić, taka paraolimpiada, ile tam jest chłopaków bez nogi, nieraz i obu nóg nie mają, tanie gadki przy piwie, ale trafiają ojca w czułe punkty. Może i tak, może mają rację. Może z Jakuba może jeszcze coś być. I tak ojciec nie ma już nikogo innego.
Próbujemy jeszcze z rowerem, chybaby mi się to nawet podobało, tylko nie w takiej formie, jak wyobraża sobie tata. Jestem znudzony. Tata rozczarowany. Znowu dał się nabrać, myślał, że jestem coś wart. Zostawia mnie w spokoju. W domu coraz gorzej. Potem dzwonią z Pragi.
MAMA
Matka mdleje w noclegowni. Wyczerpanie organizmu. Przewożą ją do szpitala, gdzie matka nie potrafi zostać tak długo, jak powinna. Wyrywa sobie wenflony i chce wyjść. Kiedy jej nie pozwalają, chce wyskoczyć przez okno. Z drugiego piętra.
Do nas dzwonią dopiero, СКАЧАТЬ