Zniknąć. Petra Soukupova
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zniknąć - Petra Soukupova страница 17

Название: Zniknąć

Автор: Petra Soukupova

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-941695-8-9

isbn:

СКАЧАТЬ nudna, kiedy bez przerwy pakowała we mnie żarcie.

      Między świętami a sylwestrem ojciec siedzi w domu i pije. Wieczorami do knajpy, nie do kolegów, sam. Nie odbiera telefonów. Trochę przed sylwestrem przychodzi do niego Karel. Długo dzwoni do drzwi, ojciec pewnie by go nie wpuścił, lecz to Karel, człowiek, z którym ojciec kiedyś prawie zamarzł w górach, człowiek, który też nie ma w życiu lekko. Więc ojciec w końcu zaprasza go do spustoszonego mieszkania i robi kawę. Do swojej dolewa rumu. Karel nie wie, od czego zacząć. Potem zaczyna. Zadaje masę pytań, a ojciec mówi, nagle straszliwie chce wszystko z siebie wyrzucić, że Milena wyjechała już w pierwszy dzień świąt Bóg wie dokąd, a on nie ma pojęcia, gdzie jej szukać i jak sprowadzić ją z powrotem, i co by jej właściwie miał powiedzieć, nie szukaj go, to nie ma sensu? A co, jeżeli go znajdzie?

      – Tym bardziej – mówi Karel – tym bardziej musisz wziąć się w  garść. A  co, jak chłopak wróci i  zobaczy cię w  takim stanie? I  gdzie w  ogóle masz młodego?  – w  końcu przychodzi czas na rozmowę o Jakubie, ojciec mówi, że teściowa wzięła go do siebie i zostawiła list, że póki nic się nie zmieni, to go nie odda, bo chłopak nie może mieszkać w takich warunkach.

      – I co, nic z tym nie zrobisz, zostawisz go teściowej, żeby potem do końca życia wysłuchiwać, że nie dałeś rady, że musiała zabrać ci dziecko? – podpuszcza ojca Karel, i chyba dobrze robi, bo dzisiaj ojciec po raz pierwszy nie zasypia całkiem urżnięty. Jest wprawdzie pijany, jednak wciąż na tyle świadomy, żeby postanowić, że pojedzie po Jakuba.

      Na drugi dzień wstaje i fakt, strzela sobie jednego już na śniadanie, ale potem trochę sprząta, nie za bardzo rozumie, jak przez tydzień w mieszkaniu mogło się nagromadzić tyle śmieci i dlaczego wszystko jest porozwalane. Idzie też do supermarketu, gdzie kupuje nie tylko rum, także jogurty, mleko i ser.

      Na sylwestra przychodzi po niego Karel, razem idą do knajpy, ojciec od trzech dni świadomie ogranicza picie, więc w ten wieczór straszliwie się nawala, jakby miał pożegnać się z chlaniem na jakiś czas. Na drugi dzień nie może podnieść się z łóżka. Ale jutro na pewno da radę.

      Kolejnego dnia nalewa sobie tylko kapkę, tylko dla smaku, domowa orzechówka. Kiedy trzyma kieliszek, trzęsie mu się ręka.

      Matka dociera do Pragi na dwa dni przed sylwestrem. Idzie do noclegowni, gdzie mieszkała już wcześniej, a Ukraińcy witają ją jak starą znajomą. Rozpoznają ją już nawet co poniektórzy bezdomni z wrzodami na twarzach. Matka chodzi po nocy w miejsca, w które we wcześniejszym życiu za skarby świata nie poszłaby nawet w dzień. Widzi dzieci młodsze niż Martin, śmiejące się sczerniałymi zębami, które najchętniej ukradłyby jej portfel. Pieniądze matka nosi w skarpecie. W sylwestra dzwoni do domu, nikt nie odbiera. Stuka się winem z  Ukraińcami. Zachowują się ładnie w stosunku do niej, wręcz z galanterią. Na dworcu obcy Ukrainiec przyciska ją do ściany i próbuje obmacywać, w noclegowni inny chce chronić ją od wszelkiego złego.

      Ale matka tylko szuka i śpi. Odkąd zaczęła szukać, schudła już pięć kilo. Od zniknięcia siedem. Jak tak dalej pójdzie, niebawem będzie miała ciało jak za młodu.

      Drugiego stycznia babcia mnie budzi i  idziemy do szkoły. Obwąchuję teren. Kiedy babcia rozmawia z  dyrektorką, siedzę w jakimś pomieszczeniu i wyglądam z okna na główną ulicę wsi. Widzę, jak przyjeżdża autobus, z którego wysiada człowiek, który wygląda zupełnie jak tata.

      TATA

      Dostajemy pełno rzeczy na drogę, tata niesie moją torbę i jeszcze jedną, pełną jedzenia, jest tam nawet martwy królik bez skóry, ja niosę jeszcze jajka. I  klatkę z  Piratem. Jedziemy pustym pociągiem, bo wszyscy są w szkole albo w pracy.

      Tata się stara, pyta, co robiliśmy, chce wiedzieć, co u prażaków, zawsze się cieszy, kiedy dzieje im się coś złego, więc mówię, że Milan to maruda, Pét'a jest gruba, a wujek jest pod pantoflem ciotki. Tata się śmieje.

      Jedna z najfajniejszych podróży pociągiem z tatą.

      Kiedy już prawie wysiadamy, tata mówi, czekaj, mam dla ciebie coś jeszcze. Ciesz się. I w domu daje mi aparat fotograficzny. Teraz to już nie jestem niesprawiedliwy, to, to już na sto procent był prezent dla brata.

      Tata mnie uczy obsługiwać aparat, całkiem ciekawe. Tyle że trochę trzęsie mu się ręka i jest jakby skwaszony. Tak oto kładę się spać z uczuciem, że to był najlepszy dzień, jaki jestem w stanie sobie przypomnieć. Wolę nie pytać o mamę, o brata też. Przecież chcę, żeby to był ten najlepszy dzień.

      Na drugi dzień budzi mnie tata, kiedy wstaję, mam na stole gotowe śniadanie, prawie jak u mamy, tata nie wie wprawdzie, że nie lubię margaryny, lubię masło, ale nie mówię mu tego i zjadam chleb. Tata jest ubrany i trochę mnie pogania, kiedy w końcu wychodzimy z domu, jest już po siódmej, tata idzie ze mną pod szkołę, wstyd mi, ale wiem, czemu to robi. Dobrze, że przynajmniej nie trzyma mnie za rękę ani nic w tym stylu.

      Przed szkołą widzę znajome twarze, znowu się na mnie gapią, ja to mam życie, najpierw tracę nogę, potem brata. Jestem okropnie ciekawą postacią. Najchętniej odwróciłbym się i uciekł do domu. Tata żegna się ze mną zakłopotany. Myślę, że wyczuwa atmosferę. Dwóch smutnych ludzi, trener Holec i dziecko, które mu pozostało.

      Idę zmienić buty do szatni, dla ludzi z klasy jestem jak duch, kiedy mnie widzą, cichną, ostrożnie stawiają kroki i szepczą, słyszę, jak ktoś szepnął zniknął, słyszę, jak ktoś mówi nie żyje.

      Wtedy nagle czuję, że łzy cisną mi się do oczu, a  potem, że mi niedobrze, że chce mi się wymiotować, takie dziwne uczucie. Już nigdy potem go nie mam, nawet kiedy jestem dużo bardziej smutny, to tak, jakbym chciał ryczeć, ale zarazem wiem, że płacz to strasznie mało, nie pomoże w żaden sposób. Prawie nie mogę oddychać.

      Po chwili zbieram się i  uciekam z  szatni. Do klasy wchodzę dopiero po dzwonku, sekundę przed nauczycielką. I tak znowu to robią, gapią się na mnie, jakby moja obecność była jakaś złowieszcza, jakby to, że są w pobliżu mnie, mogło sprawić, że oni też znikną.

      Jedyną osobą, która trochę mnie interesuje, jest Marta, jednak ona zachowuje się tak, jakbym i ja już zniknął. Też nie zwracam na nią uwagi. Nikt prócz nauczycielki, która nie może odpuścić sobie przemówienia, jak musi być mi ciężko, nie odzywa się do mnie przez cały dzień. Zresztą ja nie chcę.

      Kiedy wracam ze szkoły, nikogo nie ma w domu. W sumie kto by miał być? Wcześniej zawsze myślałem sobie, ale super wrócić do domu i być samemu aż do wieczora, oglądać telewizję, bo mama zawsze była w  domu, przychodziła przed nami albo chwilę po nas. Mama uczy debili w szkole specjalnej. No to teraz jestem sam i  szybko przestaje mi się to podobać. U  babci przywykłem, że ciągle przebywam wśród ludzi. Tak jest chyba lepiej. No to idę na dwór i próbuję robić zdjęcia i już nie mogę się doczekać wywoływania.

      Kiedy wracam, tata jest w domu – jakoś szybko, myślę sobie, ale on zaczyna strasznie na mnie krzyczeć, że tak to nie będzie, że jak wychodzę, muszę mu powiedzieć, że on nie będzie się tu zamartwiał, wystarczy, że ze szkoły nie ma jak mnie odbierać. Patrzę na niego i wydaje mi się, że przesadza, przecież jest dopiero СКАЧАТЬ