Название: Czerwony Pająk
Автор: Katarzyna Bonda
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
Серия: Cztery żywioły Saszy Załuskiej
isbn: 978-83-287-0953-9
isbn:
Bułka długą chwilę przetwarzał dane, aż wreszcie podszedł do Łukasza i schwycił go wraz z krzesłem, a następnie przeniósł w pobliże telefonu. Niestety Polak nadal był nieprzytomny. Przelewał się chudzielcowi przez ręce. Bułka wpatrywał się w opadającą coraz bardziej do przodu sylwetkę.
– Chyba przesadziłaś, Sandra.
Kobieta podeszła do Polaka.
– Po prostu ma słabe jaja. Zawsze tak było.
Dała znak. Bułka uderzył mężczyznę z pięści w twarz. Łukasz przewrócił się z krzesłem na bok. Kobieta westchnęła ciężko.
– Masz go obudzić, nie skatować.
– Tylko go połaskotałem – zdziwił się Bułka i obejrzał swoją dłoń wielkości bochna chleba.
Kobieta rozsunęła płaszcz. Pod spodem miała wydekoltowaną sukienkę w różyczki.
– To masz problem.
Dryblas znów się zawiesił. W końcu wygenerował chyba jakąś myśl, bo postawił krzesło i złapawszy Polaka za brodę, zaczął nim energicznie potrząsać. Co jakiś czas patrzył prosząco w stronę szefowej. Wreszcie kobieta nie wytrzymała. Podeszła i wymierzyła Łukaszowi siarczysty policzek.
– Pobudka! – zakomunikowała, kiedy Polak otworzył oczy. – Jeśli chodzi o twoją byłą, zmienił się człowiek i dobiegł kres waszej kryszy. Mamy pozwolenie ją zdetonować. Czaisz?
– Więc dla-sze-ho tego nie sssrobisz? – wychrypiał Łukasz.
– Przynieś wody. – Sandra zwróciła się do Bułki. – Zimnej!
I do Polaka:
– A kto powiedział, że sprawa nie jest w progresie. Na razie Calineczka ma rolę do wypełnienia. Problem wyłącznie w tym, że zerwała się ze smyczy.
Łukasz zaczął się radośnie śmiać. Kobieta na chwilę wpadła w osłupienie, ale po chwili dołączyła do Polaka. Bułka i człowiek zwany Remontnikiem patrzyli na to zaskoczeni. Następnie Sandra wyjęła z rąk Bułki szklankę i chlusnęła Łukaszowi w twarz.
– Spodziewaj się jeszcze wielu gwałtownych wypadków i nagłych śmierci.
Natychmiast zapadła cisza.
– Daleko ta pizzeria? – zwróciła się do Bułki. – Widzę, że to może jeszcze potrwać.
– Na nogach dam radę.
Skinęła głową.
– Sandro – odezwał się Łukasz, zdawało się, że tym razem ulegle. – Naprawdę nie mam pojęcia, gdzie jest Załuska. Mnie też zakręciła.
– Nie wierzę ci.
Kobieta pochyliła się i spod materaca wyciągnęła „Dziennik Bałtycki”. Spojrzała na Remontnika, a potem na Polaka. Przewertowała. Szpaltę z ogłoszeniami poznaczono długopisem. Pojedyncze litery i cyfry tworzyły ciąg arytmetyczny. Stronę z nekrologami w połowie wydarto.
– Co tutaj było?
Łukasz wzruszył ramionami. Zaczerwienił się.
– Muchę zabijałem. – Uśmiechnął się krzywo. – Może pająka?
– Wiem, co to jest, debilu. To zaszyfrowana wiadomość. Do kogo? – Nadepnęła Łukaszowi szpilką na stopę. – Jesteście z tą suką w kontakcie.
Mężczyzna wydał z siebie stłumiony jęk. W tym samym momencie zawyła syrena. Skutecznie zagłuszyła dalsze jęki Polaka. Nikt nie usłyszał też trzaśnięcia drzwi. Bułka ruszył na połów pożywienia.
Jekyll obszedł blok dookoła i skierował się do części z balkonami. Minął słynną wiatę, która miała służyć mieszkańcom do integracji sąsiedzkiej, ale lokalne pijaczki przejęły ją na imprezownię. Długo rozmyślał nad dziwacznym zachowaniem Łukasza. Kto jeszcze był w mieszkaniu? Dlaczego Polak chronił intruza? Jaki to ma związek z zaginięciem Saszy? I jeszcze to mruganie, siniaki, pręgi na nadgarstkach. Wiedeńskie wystawy? Jak miał rozszyfrować ten kod? Czy ta rozmowa go w ogóle zawierała? O co chodziło ojcu Karoliny? Nie miał jednak wątpliwości, że Polak potrzebuje wsparcia.
Tymczasem na klatce zaroiło się od harcerzy. Ciągnęli węże strażackie i wpinali je do hydrantów.
– Co to, Bałtyk wylewa? Szykuje się nowy potop szwedzki? – mruczał do siebie Jekyll, krążąc po osiedlu.
Najpierw żałował, że wyszedł z mieszkania bez bliższej penetracji, ale potem uznał, że nic straconego. Wszak kiedyś, jeszcze w czasach narzeczeństwa, wspinał się do Anielki nocami po barierkach i tą samą drogą wracał, bywało, że przed świtem, w głębokich ciemnościach. Jej rodzice nigdy ich nie złapali. A dziś dzień był słoneczny, widoczność doskonała. Może jest już stary, fantazja i motywacja też nie ta sama, ale co szkodzi spróbować? Winien był to Saszy. I Łukaszowi. Musiał przyznać, że polubił tę ich małą. Zawsze przecież mógł wezwać posiłki.
Kiedy już zidentyfikował właściwy balkon po szybach zaklejonych gazetami, okazało się, że czeka go przemiła niespodzianka. Dzielni harcerze ułożyli worki z piaskiem w taki sposób, że tworzyły schody. Jekyll nie bez wysiłku wspiął się na właściwie piętro, myśląc tylko o tym, by powiadomić kolegów z prewencji, że nocą będą mieli w tym rejonie sporo włamań na śpiocha.
Chwilę stał pod osłoną z gazet i próbował zaglądać przez szpary, kiedy zawyła syrena. Odruchowo odskoczył, a potem przykucnął i zajrzał do pomieszczenia. Niestety widział tylko dolną jego część. Wyraźnie jednak zidentyfikował stolik z rozsypanymi orzeszkami, puszki od piwa, niedopałki. Dalej damskie kozaki na szpilkach, krzesło z nogami Łukasza i w rogu niebieskie pepegi oraz stertę papierów. Przy łóżku stała walizka z karabinkiem. O ścianę oparto kij do bejsbola. Odruchowo wyciągnął broń z kabury, odbezpieczył. Wyłączył dźwięk w telefonie, a potem spróbował pchnąć drzwi balkonowe, ale nie ruszyły się nawet na milimetr. Przeżegnał się. Pocałował krzyżyk, który nosił na szyi, i uderzył w szybę ramieniem. Wtedy leżący na podłodze Łukasz otworzył oczy i z ruchu jego warg Jekyll odczytał komunikat: „Uciekaj! Znajdź Saszę”.
Rozległo się pukanie do drzwi, a potem znów zabrzmiała syrena. Sandra dała znak Remontnikowi, który wyjął z buta mały nożyk i ukrył go w dłoni, po czym szybkim truchtem ruszył do judasza.
– Chyba jakiś alarm – wrócił z meldunkiem. – Na klatce roi się od mundurowych.
Kobieta nie zareagowała. Wyciągnęła z kieszeni płaszcza puzderko. Z namaszczeniem posmarowała różem usta, aż stały się wiśniowe, potem założyła okulary w rogowej oprawie i spadochroniarski beret, pod którym schowała swoje СКАЧАТЬ