Название: Czerwony Pająk
Автор: Katarzyna Bonda
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
Серия: Cztery żywioły Saszy Załuskiej
isbn: 978-83-287-0953-9
isbn:
– Dziękuję, postoję.
Katarzyna Zawisza nadal stała na baczność. W ręku trzymała dowód osobisty oraz torebkę w jakiś słynny wzorek, wartą zapewne roczną pensję policjanta, i wpatrywała się w zdjęcia uśmiechniętej dziewczynki w zabawnym niebieskim kapeluszu, z adnotacją: „Zaginęła Karolina Załuska, lat 10”, którymi wyklejone były niemal wszystkie wolne ściany. Plakaty były już wyblakłe, zniszczone. Na niektórych przymocowano nowsze zdjęcia osób zaginionych.
W gardle jej zaschło. Poczuła ucisk w piersi.
– To chwilę potrwa – uprzedził ją lojalnie wiking i upił łyk herbaty.
Kilka granulek fusów osadziło mu się na bujnej brodzie. Zerknął na brudne krzesło i uderzył w nie kilka razy dłonią. W powietrze wzniósł się kłąb kurzu. Spotkali się spojrzeniem. W oczach policjanta Katarzyna dostrzegła skruchę.
– Naprawdę, jest w porządku – zapewniła pośpiesznie i przestąpiła z nogi na nogę.
Wygładziła jasną sukienkę, dotknęła wisiorka.
– Okej, to otwieram plik i działamy. Zgłoszenie o zaginięciu. Protokół oględzin. Miejsca, rzeczy, osoby. Przesłuchanie świadka. Poproszę o dowód tożsamości. – Uśmiechnął się ciepło.
Był potężny jak skała, ale miał w sobie łagodność, która koiła jej niepokój. Czekając, przyglądała się niewielkiemu zagraconemu pomieszczeniu i nie mogła się nadziwić, jakim cudem zmieszczono tutaj sześć biurek. Wiking w tym czasie wstukiwał dane.
Ktoś szarpnął klamkę i weszło trzech mężczyzn w dresach. Katarzyna Zawisza w ostatniej chwili uchyliła się przed ciosem drzwiami. W tym samym momencie segregatory z krzesła zwaliły się na podłogę z hukiem.
– Ania! – Wiking wychylił się na krześle.
Po chwili do pokoju wbiegła śliczna blondynka w spodniach motocyklowych i T-shircie z Frankiem Wallace’em. Z werwą zabrała się do sprzątania. Katarzyna zastanawiała się, jak dziewczyna wytrzymuje cały dzień w skórzanym kombinezonie. Kaloryfery w pomieszczeniu były odkręcone na cały regulator.
– Proszę mówić – zachęcił ją wiking.
Katarzyna się rozejrzała. Pierwszy raz była na komisariacie i zaskoczyło ją, że ma złożyć zeznania przy wszystkich. Dwudziestolatka sumiennie układała wysunięte z teczek dokumenty. Trzech karków, których z powodzeniem można by wziąć za członków gangu, a nie pracowników polskiej policji, usadziło się za swoimi komputerami z telefonami przy uszach. Rozmawiali, nie zniżając głosu. Nikt nie kwapił się do opuszczenia lokalu. Kobieta się zawahała.
– Ja w sprawie męża – wyszeptała. – Zaginął.
Wiking zanotował jej słowa skwapliwie.
– Wyjechał na nurkowanie i do tej pory nie wrócił – dodała już pewniej.
Dresiarze pokończyli widać swoje rozmowy, bo zapadła krępująca cisza. Nadal udawali zajętych pracą, ale kobieta wyczuwała na sobie ich spojrzenia.
– A zna pani ten dowcip? – odezwał się jeden z nich, z samego końca pokoju. Na sobie miał najbardziej jaskrawy strój, jaki Katarzyna widziała w całym swoim życiu. Pomarańcz z niebieskim, zielone paski i do tego odblaskowe napisy na piersi. – Mąż nie wrócił do domu. Żona myśli, że jest u kochanki. Kochanka – że u żony. A on pojechał ponurkować.
Nikt się nie zaśmiał. Katarzyna zamrugała kilkakrotnie.
– Nie znam.
– Szkoda. Bo może warto najpierw przesłuchać kolegów.
Wiking odchrząknął.
– Jest weekend. Różnie w życiu bywa, wie pani. Może poszedł w tango?
– Krzysztof nie jest rozrywkowy. – Kobieta zmusiła się do zachowania spokoju.
– Wszyscy tak mówią. – Przywódca dresów znów zabrał głos.
– Banan, zrób mi z tego wykres. – Wiking wrzucił policjantowi na biurko stos papierów. – Bo widzę, że cierpisz na nadmiar wolnego czasu.
Policjant zwany Bananem natychmiast włożył do uszu słuchawki. Nawet z odległości kilku metrów słychać było ostre techno.
– Umówił się z przyjacielem – ciągnęła Katarzyna. – Zawsze pływają razem. Wiem jednak, że Horacy wczoraj odwołał wyprawę. Dziecko zachorowało, nie chciał zostawiać żony samej. A sprzęt mieli przygotowany. Sądzimy, że Krzysztof zdecydował się jednak wyruszyć.
– Nazwisko, adres i telefon pana Horacego.
– To pseudonim. Wszyscy tak na niego mówią. Naprawdę nazywa się Wojciech Kłyś. – Katarzyna dyskretnie potarła powiekę, a następnie wyciągnęła telefon i podyktowała numer telefonu do protokołu.
Policjant zwany Bananem znów podniósł głowę. Katarzyna zauważyła, że wymienili spojrzenia z wikingiem.
– Pani wie, że nie możemy przeszukać całego wybrzeża? To zbyt kosztowne.
– Mam tego świadomość. – Katarzyna nabrała powietrza. Głośno westchnęła, a potem zaczęła recytować. – Znam swoje prawa. Nie wolno panu odmówić mi pomocy. Może jeszcze dziesięć lat temu odesłałby mnie pan z kwitkiem, ale nie dzisiaj. Od czterech lat policjant ma obowiązek przyjąć zawiadomienie o zaginięciu osoby i sklasyfikować owo zaginięcie. Jeżeli zaginie dziecko albo osoba najbliższa, a mąż jest taką osobą, i osoba zgłaszająca przekaże fakty albo dokumenty, to zaginięcie kwalifikowane jest do pierwszej kategorii i wtedy szef jednostki może postawić na nogi cały garnizon miejski, a nawet wojewódzki.
– Oczywiście – zgodził się, zaskoczony jej wiedzą, policjant. – Gdyby pojawiły się okoliczności wskazujące, że coś się zdarzyło, mam obowiązek przyjąć zgłoszenie i – jak pani to nazywa – postawić na nogi cały garnizon ludzi. Pytam więc jeszcze raz: czy zdarzyło się coś niepokojącego? I gdzie? – Wiking zastukał ołówkiem w blat stołu. Był zniecierpliwiony. – Mąż musiał pani powiedzieć, gdzie zamierza nurkować.
– Torpedownia na Babich Dołach – wydusiła kobieta. – Bardzo długo się do tej wyprawy przygotowywali.
– Miał sprzęt? Wysłał sygnały alarmowe? Rozumie pani? Gdyby zawęzić teren poszukiwań, może udałoby się złożyć wniosek o płetwonurków.
– Jego koledzy są gotowi podjąć taką próbę – zaczęła kobieta. – Rozmawiałam z Horacym przed wejściem na komendę.
– To СКАЧАТЬ