Wesołe przygody Robin Hooda. Howard Pyle
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wesołe przygody Robin Hooda - Howard Pyle страница 7

Название: Wesołe przygody Robin Hooda

Автор: Howard Pyle

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7791-991-0

isbn:

СКАЧАТЬ w garść i schwyciwszy swój sękacz, ruszył na przeciwnika. Zadał ze dwa czy trzy ciosy, ale wprędce spostrzegł, że trafiła kosa na kamień. Robin bowiem sparował je gładko i, nim się kotlarz ocknął, pomacał go silnie po żebrach. Zaśmiał się z tego głośno, co tak rozwścieczyło kotlarza, że zamachnął się z całych sił. Robin odparł znów dwa ciosy, ale przy trzecim pałka pękła od siły uderzenia.

      – Bądź przeklęta – zawołał Robin, gdy strzaskana pałka wypadła mu z rąk – za to, że mnie tak zawiodłaś w potrzebie!

      – Poddaj się – rzekł kotlarz – jesteś moim jeńcem. Jak się nie poddasz, rozkwaszę ci łeb.

      Robin Hood nic na to nie odpowiedział, tylko przytknął do ust swój róg i zadął weń po trzykroć, głośno i czysto.

      – A trąb sobie, trąb – powiedział kotlarz – i tak pójść musisz ze mną do Nottinghamu, gdzie szeryf rad cię czeka. No, poddajesz się czy mam ci rozłupać makówkę?

      – Jak nawarzyłem sobie piwa, to i wypić muszę – rzekł Robin. – Ale nie poddałem się jeszcze nikomu zdrów i cały, nawet bez draśnięcia. A jak sobie pomyślę, to i teraz się nie poddam. Hejże, chłopcy! Żywo do mnie!

      Z lasu wypadł Mały John i sześciu zabijaków w jasnozielonych strojach.

      – Co się stało, wodzu – zawołał Mały John – że dąłeś w róg tak głośno?

      – Widzicie go? – rzekł Robin. – To kotlarz, rad by zawlec mnie do Nottinghamu na szubienicę.

      – No, to sam zaraz będzie dyndał – zawołał Mały John i skoczył wraz z innymi schwytać kotlarza.

      – Nie trzeba, nie ruszcie go – rzekł Robin – to kawał chwata. Żelazem się para i sam jest twardy jak żelazo, w dodatku ładnie śpiewa ballady. Powiedz no, bracie, przystaniesz do mojej wesołej bandy? Otrzymasz co roku trzy ubrania z zielonego sukna, ponadto czterdzieści marek żołdu, będziesz dzielił z nami wszystko i czeka cię w borze naprawdę wesołe życie. W naszej puszczy nie znamy ni trosk, ni trwóg. Polujemy po królewsku i nie brak nam ni dziczyzny, ni słodkich placków owsianych, twarogu ani miodu. Pójdziesz ze mną?

      – Dalibóg, rad do was przystanę – rzekł kotlarz – bo kocham wesołe życie i kocham ciebie, dobry wodzu, chociaż wystrychnąłeś mnie na dudka i pomacałeś po żebrach. Chętnie przyznam, że jesteś mocniejszy i sprytniejszy ode mnie. Przyrzekam ci posłuszeństwo i wierną służbę.

      Ruszyli więc wszyscy razem w głąb lasu, do puszczy, gdzie kotlarz miał odtąd zamieszkać. Długo jeszcze śpiewał im swoje ballady, dopóki nie przyłączył się do bandy sławny Allan z Doliny, przy którego cudnym głosie wszystkie inne brzmiały jak krakanie.

      Ale o nim dowiemy się w swoim czasie.

      II. Zawody łucznicze w mieście Nottingham

      Tedy Szeryf rozsierdził się wielce, że nie udało mu się pojmać wesołego Robina, albowiem doszło do jego uszu – jak to zazwyczaj bywa ze złymi nowinami – że ludzie śmieją się z niego i kpią sobie, że chciał urzędowym papierkiem pokonać śmiałego rozbójnika; a nie ma dla człeka nic gorszego, niż stać się pośmiewiskiem. Rzekł tedy szeryf: „Najjaśniejszy nasz król i pan osobiście dowie się o tym, jak banda zbuntowanych rzezimieszków gwałci i lekceważy ustanowione przez niego prawa. A tego sprzedawczyka, kotlarza, jak mi wpadnie w ręce, powieszę na najwyższej szubienicy w całym hrabstwie Nottingham”.

      Polecił tedy swojej świcie i sługom gotować się do podróży, aby w Londynie prosić o posłuchanie u króla.

      Na zamku szeryfa zapanował rwetes, krzątano się gorączkowo, biegano tędy i owędy, podczas gdy w kuźniach miejskich jarzyły się ognie i mrugały czerwono w noc jak gwiazdy, wszyscy bowiem kowale kuli i naprawiali zbroje dla orszaku szeryfa. Trudzono się tak przez dwa dni, a na trzeci wszystko było gotowe do podróży. Wyruszyli więc w słoneczny poranek z Nottinghamu do Fosse Way, a stamtąd do Watling Street. Podróżowali tak przez dwa dni, aż ujrzeli wreszcie dzwonnice i wieże wielkiego miasta Londynu; przechodnie przystawali po drodze, podziwiając strojny orszak, połyskliwe zbroje, zawadiackie pióra, bogatą uprząż. Król Henryk i piękna królowa Eleonora utrzymywali w Londynie wspaniały dwór, pełen dam w jedwabiach, atłasach, aksamitach i złotogłowiach, pełen dzielnych rycerzy i wytwornych dworzan.

      Szeryf udał się tam i został dopuszczony przed królewskie oblicze.

      – Petycję przed tron twój wnoszę, panie – rzekł, klękając na oba kolana.

      – Czegóż to sobie życzysz? – powiedział monarcha. – Posłuchajmy, czego pragniesz, mów.

      – O łaskawy mój panie i suwerenie – ozwał się szeryf – w sherwoodzkich borach, w naszym zacnym hrabstwie Nottingham, grasuje bezczelny rozbójnik zwany Robin Hoodem.

      – Zaprawdę – rzekł król – postępki jego dotarły nawet do naszych królewskich uszu. To zuchwały i buntowniczy łotr, ale rad przyznam, że rogata i zawadiacka dusza.

      – Racz posłuchać tylko, najjaśniejszy panie – rzekł szeryf. – Pewien dzielny człek miał mu doręczyć w moim imieniu nakaz aresztowania z twoją królewską pieczęcią, ale on pobił posłańca i ukradł dokument. Trzebi twą zwierzynę, panie, i grabi twych lennych poddanych nawet na najszerszych gościńcach.

      – Jakże to! – rozsierdził się król. – Czego ty ode mnie wymagasz? Toś ty ściągnął tu z wielkim zastępem zbrojnych i pachołków, a nie potrafisz osaczyć bandy zwykłych rzezimieszków w swoim własnym hrabstwie! Czego ty ode mnie wymagasz? Czy nie jesteś moim szeryfem? Czy moje prawa nie są w mocy w hrabstwie Nottingham? To na własną rękę nie możesz poskromić tych, co się im sprzeniewierzają albo szkodzą tobie czy innym? Idź, idź no stąd i pomyśl sobie dobrze. Sam wynajdź jakiś fortel, a nam nie zawracaj więcej głowy. Ale bacz no, panie szeryfie, bo ja nie dopuszczę, aby ktokolwiek w królestwie gwałcił moje prawa, jeśli nie potrafisz zagwarantować im posłuchu, to nic mi po takim szeryfie. Więc staraj się dobrze, powiadam, albo źle się to skończy dla ciebie i dla wszystkich łotrowskich rozbójników w hrabstwie Nottingham. Nie tylko śmiecie, ale i ziarno ginie z powodzią.

      Szeryf odszedł z ciężkim i zbolałym sercem i przeklinał w duchu wystawność swojej świty, pojął bowiem, że król się rozgniewał, iż mając tylu ludzi, nie potrafi wymusić posłuchu ani prawa. Więc kiedy noga za nogą wracali do Nottinghamu, szeryf, pełen troski, pogrążył się w myślach. Nie odzywał się do nikogo i nikt nie śmiał mu przerywać, tylko cały czas głowił się, jakim fortelem pojmać Robin Hooda.

      – Mam! – krzyknął niespodzianie, waląc się dłonią po udzie. – Mam! Jazda, chłopcy, wracajmy do Nottinghamu co koń wyskoczy. I zakarbujcie sobie moje słowa: nie miną dwa tygodnie, jak ten podły łotr, Robin Hood, znajdzie się ślicznie w lochach Nottinghamu.

      Ale jaki to fortel szeryf wydumał?

      Tak jak lichwiarz bierze na ząb każdą monetę, aby sprawdzić, czy nie jest fałszywa, tak też szeryf – gdy wlekli się smętnie w powrotnej drodze do Nottinghamu – obracał w głowie pomysł po pomyśle, ale w każdym znajdował jakieś braki. Zadumał się СКАЧАТЬ