Название: Nieśmiertelni
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежные детективы
Серия: Czarna Seria
isbn: 9788382520903
isbn:
– Tak… tak… – rzucił Wasia obojętnym tonem.
– Mamy też spotkanie…
Oleg nie zdążył dokończyć, bo przyjaciel podniósł wzrok znad tabletu i spojrzał pytająco.
– Mamy spotkanie z Ahmedem i… tymi…?
Oleg skinął nieznacznie głową i przymknął na sekundę powieki, co oznaczało, że można skasować notatkę.
– Azerami – dokończył, zamknął pokrywę i odłożył tablet na stolik.
Na ławie stały szklaneczki z parującą bursztynową herbatą, ale oni siedzieli, patrząc na siebie w milczeniu, i wyglądali, jakby wymieniali się myślami, a może nawet dyskutowali. W końcu skinęli do siebie głowami na znak zakończenia dyskusji, a Oleg dodatkowo wydął usta, jak gdyby chciał powiedzieć: „No to się będzie działo”, więc Wasia, unosząc brwi, odparł: „Oj, będzie!”.
– Co robimy dzisiaj? – zapytał, chociaż dobrze wiedział, jaki będzie plan dnia.
– Zdrzemnąłbym się godzinkę, rozkleiłem się zupełnie po kąpieli, a potem zobaczymy – odparł Oleg i ziewnął. – Tobie też radzę to zrobić.
Wasilij wiedział, że to nie jest sugestia, tylko polecenie. Po przeczytaniu notatki było dla niego oczywiste, że od tej chwili są w stanie gotowości bojowej, Oleg obejmuje komendę i przed walką muszą obaj wypocząć, by móc na chłodno omówić plan działania. Bo teraz liczył się tylko czysty, chłodny umysł, spokój i odpowiedzialność. Zaczynała się operacja „Merkury 2”.
– Poczęstuj się. – Generał Lebiedź podsunął Popowskiemu talerz z blinami. – Póki ciepłe, bierz! Śmietanę zrobiła babka ze wsi obok. W Moskwie takiej nie kupisz. Zobacz! – Nabrał czubatą łyżkę i odwrócił, a śmietana oderwała się w jednym kawałku i spadła do miski.
Popowski patrzył na Lebiedzia, który sprawiał wrażenie, jakby już coś wypił przed jego przyjazdem, chociaż butelka stolicznej na stole była pełna. Trochę go to zdziwiło, bo generał pił wyłącznie ormiański koniak Erewan.
Nigdy dotąd nie widział Lebiedzia w takim stanie, choć ten przecież nieraz w jego towarzystwie pił, i to czasami niemało, ale nie tracił przy tym klasy. Teraz Popowski po raz pierwszy spotykał się z nim prywatnie. Siedział przy stole na jego daczy w lesie michajłowskim i może właśnie dlatego mu się zdawało, że ma przed sobą innego człowieka. Jako dziecko był w tym domu kilkakrotnie z ojcem, ale nic nie pamiętał.
Niespodziewanie zdał sobie sprawę, że wielki gabinet w Jasieniewie nie jest jedynym naturalnym środowiskiem generała. Nie przypuszczał dotąd, że Aleksander Lebiedź, jeden z najpotężniejszych ludzi na świecie, może chodzić w prującym się włóczkowym swetrze, z dwudniowym siwym zarostem i zapuchniętymi oczami.
I jeszcze te bliny i śmietana, zupełnie jak ojciec – pomyślał. Kawior astrachański pewnie z tego samego źródła.
Zrobiło mu się dziwnie swojsko, chociaż w dalszym ciągu nie wiedział, dlaczego generał zaprosił go do swojej daczy, i to na niedzielę, zastrzegając jednocześnie, by to zaproszenie zachował wyłącznie dla siebie. Określenie „wyłącznie dla siebie” oznaczało, że spotkania w ogóle nie będzie. Tak należało odczytać te słowa. Popowski bardzo dobrze znał pisane i niepisane zasady, czekał więc, aż generał pierwszy się odezwie.
– Człowiek wciąż wygrywa albo przegrywa, ale czasami martwi się, że wygrał, a czasami cieszy, że przegrał. I jaki sens ma nasze życie? – zapytał Lebiedź filozoficznie, czym zaskoczył Michaiła, bo dotąd nawet jeśli miał wątpliwości, to rzadko je ujawniał, a już nigdy nie relatywizował swojego szpiegowskiego losu.
Popowski od dawna rozumiał, jaka jest przepaść między starym kagiebowskim światem jego ojca czy Lebiedzia a cyniczną młodzieżą, ale teraz dotarło do niego z całą mocą, jak ważną rolę odgrywa jego pokolenie, pośrednie, łączące te dwa światy, los i historię Rosji.
– Wszystko jest względne, towarzyszu generale. – Popowski próbował trzymać poziom, ale nic mądrzejszego nie przyszło mu teraz do głowy. – Szczególnie w naszej profesji. Nieprawdaż?
Poczuł, że generał zbiera się, żeby powiedzieć mu coś ważnego, więc zamilkł, nałożył sobie blina, śmietanę, łyżkę kawioru i czekał.
Dochodziła dwunasta, na zewnątrz było pogodnie i padał delikatny puszysty śnieg, ale w starym drewnianym domu było szaro, a Michaił miał wrażenie, że nawet ponuro. Wydawało mu się, że oprócz generała nie ma tu nikogo, chociaż ciepłe bliny wskazywały, że przecież sam nie mógł ich zrobić. Siedzieli na krzesłach tapicerowanych czerwonym aksamitem i obitych mosiężnymi ćwiekami, przy wielkim okrągłym stole przykrytym białym kordonkowym obrusem. Pokój był bardzo duży, ale niski sufit nadawał mu przytłaczający charakter. Szara poświata z trudem przebijała się przez małe okna opięte ciężkimi firanami z niskimi lambrekinami.
Po kilkunastu minutach Michaił przywykł do półmroku. Rozejrzał się uważnie po pokoju i zaczął dostrzegać coraz więcej szczegółów. Dywany na ścianach, komodę, szezlong nakryty kapą, proste lustro, mnóstwo zdjęć i obrazków oraz mosiężny samowar pod ścianą. Nic nowoczesnego, żadnego radia, telewizora, komputera, nawet lampki halogenowej. Od razu wiedział, że nie znajdzie wokół ani jednego przedmiotu ze znakiem Ikea, i odniósł wrażenie, jakby czas zatrzymał się tu na poziomie estetyki i poczucia smaku Czechowa, Stalina, a może Majakowskiego. To nie był jego świat, ale mimo wszystko Popowski miał miłe wrażenie, że jest w rosyjskim domu, którego nie da się pomylić z żadnym innym, szczególnie pod względem zapachu.
Zjadł blina i popił herbatą. Zastanawiał się, co powiedzieć, bo cisza zaczęła się już przeciągać. Lebiedź patrzył w okno. W półcieniach jego martwa twarz bardziej przywodziła na myśl zniszczonego życiem starca niż szefa potężnego rosyjskiego wywiadu. Jedynie jego inteligentne, żywe oczy, głęboko osadzone pod siwymi rozczochranymi brwiami, intensywnie pracowały, szukając czegoś w myślach, jakby były zewnętrznym barometrem duszy.
– Dobrze, Miszka. – Podniósł się, podpierając o stół. – Przejdziemy się – oznajmił i dla Popowskiego było już jasne, że za chwilę się dowie, po co został tu zaproszony.
Ubrali się w przedpokoju: Popowski w swoją zieloną kurtkę puchową Helly Hansen i żeglarską czapkę, a generał w stary biały kożuch wartowniczy, walonki i karakułową uszatkę. Telefony zostawili w domu. Gdy wyszli na werandę, jednocześnie głęboko nabrali powietrza i z przyjemnością poczuli, jak uderzył ich suchy syberyjski mróz.
– Idź po butelkę – polecił Lebiedź. – I weź dwie szklanki.
Usiedli na zaśnieżonej ławce w czereśniowym sadzie nakrytym białym kożuchem i ze zwisającymi lodowymi soplami, sto metrów od domu. Generał wziął od Popowskiego szklanki i trzymając obie w jednej ręce, podstawił je pod butelkę. Michaił wlał po pół szklanki, wziął jedną i od razu w milczeniu wypili do dna.
– Domyśliłeś się już, że mam do ciebie sprawę – СКАЧАТЬ