Название: Czerwone fragmenty
Автор: Мэгги Нельсон
Издательство: PDW
Жанр: Здоровье
Серия: Poza serią
isbn: 9788381912082
isbn:
Nie ruszamy się z miejsc. Patrzę, jak światło się po nim przesuwa.
Obserwuję to światło, obserwuję dłonie Leitermana i próbuję sobie wyobrazić, że trzymają pistolet, próbuję sobie wyobrazić, że kogoś duszą. Że duszą Jane. Wiem, wyobrażanie sobie czegoś takiego jest okropne i do niczego nie prowadzi. Zastanawiam się, jak bym się czuła, gdybym w kółko to sobie wyobrażała, a potem odkryła, że Leiterman jednak tego nie zrobił. Wpatruję się w niego przez cały dzień, jakby za chwilę miał spłynąć z nieba jakiś znak wskazujący na jego winę albo niewinność. Nie spływa.
Styczniowe przesłuchanie ma na celu przedstawienie sędziemu nagich faktów związanych ze sprawą: udowodnienie, że popełniono morderstwo, potwierdzenie, że jego ofiarą padła Jane, przedstawienie wystarczających argumentów, by doszło do procesu, ustalenie, czy do jego rozpoczęcia Leiterman powinien pozostać w areszcie, a jeśli tak, wyznaczenie kaucji lub odmowa jej wyznaczenia i tym podobne. Tego dnia pierwszym wezwanym świadkiem jest mój dziadek. Wszyscy na sali trochę się niepokoją, gdy nieporadnie próbuje zająć miejsce dla świadka. Złamanie biodra w takim momencie byłoby chyba wyjątkowym okrucieństwem losu.
Gdy dziadek w końcu siada, wygląda bardzo staro. Ma na sobie ulubioną marynarkę w kolorze purpury królewskiej i jaskrawoczerwony kaszmirowy sweter, który kilka tygodni wcześniej dostał od mojej matki pod choinkę. Steven Hiller z prokuratury stanowej prosi go, by powiedział sądowi, co zobaczył w kostnicy 21 marca 1969 roku. Dziadek pochyla się i mówi wyraźnie: „To była moja młodsza córka”. Wciąż wydaje się zdumiony.
Pod koniec tego dnia dziadek oznajmia, że „ma przeczucie” w związku z Leitermanem. Oznajmia to przy kolacji w Olive Garden w centrum handlowym po drugiej stronie autostrady, naprzeciw motelu, w którym władze stanowe zarezerwowały nam wszystkim nocleg. Wspomina o tym „przeczuciu” kilka razy, ale nigdy nie precyzuje, czego ono dotyczy.
„Po prostu wygląda jak udręczony człowiek” – mówi.
„Leiterman raczej nie wzbudzi pani współczucia – powiedział mi Schroeder nazajutrz po aresztowaniu. – To żałosna kupa gówna. Jest w koszmarnym stanie. Moim zdaniem po tym wszystkim, co zrobił, doszczętnie zżarły go wyrzuty sumienia”.
Siedząc w Olive Garden, zastanawiam się, czy udręczony wygląd albo ciało zżarte przez wyrzuty sumienia świadczą o tym, że trzydzieści lat temu dokonało się z premedytacją brutalnego morderstwa na tle seksualnym, wybierając na ofiarę zupełnie obcą osobę. Poza tym pamiętam, że gdy kilka lat temu, pisząc Jane, nieśmiało, ukradkiem wypytywałam dziadka, powiedział, że „ma przeczucie” co do Johna Collinsa.
Dziadek jest już po dziewięćdziesiątce, ale nie przejawia żadnych albo prawie żadnych oznak zmęczenia codziennym życiem ani dziewięcioma wcześniejszymi dekadami. Wypija około trzech dzbanków kawy dziennie, bierze gorące kąpiele i całymi nocami rozwiązuje krzyżówki. Oskarżenie nazywa go „doktorem Danem”, co doskonale do niego pasuje. Przez ponad sześćdziesiąt lat prowadził praktykę stomatologiczną. Chce być piekielnie bystry i właśnie taki jest. Wiem jednak, że się męczy, ponieważ w sądzie wielokrotnie przysypia i jego głowa opada na ramię tego członka rodziny, który akurat siedzi obok niego. Za każdym razem, gdy dziadek się budzi, wygląda na bardzo zaniepokojonego i natychmiast zapewnia nieruchome powietrze na sali sądowej: „Nic mi nie jest, nic mi nie jest”.
W miesiącach poprzedzających lipcowy proces w dziadku będzie narastała obawa, że policja zaproponuje ekshumację ciała Jane w celu zebrania większej liczby dowodów. Zaczyna wydzwaniać do mojej matki późnym wieczorem i powtarza, że na to nie pozwoli, że zwyczajnie się na to nie zgodzi.
Moja matka radzi mu, żeby nie popadał w paranoję. „Nie martwmy się na zapas, może do tego nie dojdzie” – mówi. Na razie nie doszło.
Tego styczniowego dnia Hiller ostrzegł nas, że zeznania lekarza medycyny sądowej to tylko rozgrzewka przed obrazowością zaczynającego się niebawem procesu. 12 lipca 2005 roku, zanim wygłosił mowę początkową, ostrzegł nas ponownie. Na korytarzu sądowym wziął na stronę obecnych tego dnia członków rodziny Jane – mnie, moją matkę, mojego dziadka, młodszego brata Jane i jego żonę – by nam powiedzieć, że zamierza pokazać sędziom przysięgłym kilka zdjęć z autopsji. Zdjęć, których prawdopodobnie wolelibyśmy nie oglądać.
Wujek bierze sobie to ostrzeżenie do serca: mówi, że nie znajduje żadnego dobrego powodu, by wpuszczać te obrazy do swojej głowy, i rusza prosto do kawiarni sądowej.
Moja matka uważa inaczej. „Jesteśmy twardzi – mówi Hillerowi. – Udźwigniemy to”. Nie jestem pewna, kogo ma na myśli.
Dziadek wydaje się zrozpaczony, jakby utknął między skrajnie odmiennymi stanowiskami dwojga swoich wciąż żyjących dzieci. Odwraca się do mnie i pyta: „Jak myślisz, mała, co powinienem zrobić?”.
„Myślę, że powinieneś zrobić dokładnie to, co trzeba” – odpowiadam idiotycznie, doskonale wiedząc, że dziadek nie ma pojęcia, co trzeba zrobić, i że nie zdoła tego ustalić w ciągu dwóch minut, które ma na podjęcie decyzji, zanim sala sądowa się zapełni.
Noga za nogą wchodzi do środka i zaczyna się pokaz slajdów.
Zdjęcie numer 2
Jane na metalowym łóżku. Zdjęcie z profilu, od mostka w górę. Jest naga, jeśli pominąć jasnoniebieską cienką opaskę niewiele szerszą niż wstążka. Ma kasztanowe włosy lśniące od krwi. Wokół jej szyi, prawie jakby to był drugi dodatek dla ozdoby, jakiś perwersyjny fular, widać zaciśniętą pończochę: węzeł i dwa końce spływające w stronę obiektywu. Pończocha wydaje się czerwonawa, prawdopodobnie z powodu czasu, jaki upłynął od zrobienia zdjęcia. Z tego, co wiem, była to po prostu zwyczajna brązowa pończocha. Nienależąca do Jane. „Wniesiona na miejsce zbrodni”, jak mówią śledczy. Tak głęboko i tak bezprawnie zatopiona w jej skórze, że wygląda karykaturalnie. Twarz, ramię i pacha Jane są świetliste, źródła blasku dla siebie samych. Pacha wydaje się szczególnie biała i delikatna, jak u małej dziewczynki. Pacha, która nigdy nie widziała słońca.
Po kilku pierwszych zdjęciach Hiller podchodzi do naszej ławki. Mówi nam cicho, że następne jest wyjątkowo makabryczne, że prawdopodobnie wolelibyśmy go nie oglądać.
– Pokazuje szyję Jane po zdjęciu pończochy – szepcze. – Bruzda jest dość głęboka.
Moja matka powtarza tę informację dziadkowi, który siedzi po jej prawej stronie i nie słyszy wystarczająco dobrze, by wychwycić nieliczne decybele szeptu Hillera.
– Powiedział, że prawdopodobnie wolelibyśmy nie oglądać następnego – mówi mu do ucha moja matka. – Bruzda jest dość głęboka.
– Co? – pyta dziadek. – Nie słyszę.
– PRAWDOPODOBNIE WOLAŁBYŚ TEGO NIE OGLĄDAĆ – powtarza СКАЧАТЬ