Название: Niespokojna krew
Автор: Роберт Гэлбрейт
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Cormoran Strike prowadzi śledztwo
isbn: 9788327160645
isbn:
Luke popsuł Strike’owi nowiutkie słuchawki, lecz detektyw udawał, że nic się nie stało. Poza tym pewnego ranka jego najstarszy siostrzeniec uznał, że będzie bardzo zabawnie, jeśli wybiegnie do ogródka z protezą Strike’a i pomacha nią wujkowi przez okno. Gdy w końcu przyniósł ją z powrotem, Strike, który miał pęcherz wypełniony po brzegi i nie mógł wskoczyć po stromych schodach do jedynej toalety w domu, dał mu po cichu taki ochrzan, że przez większość poranka chłopiec był wyjątkowo przygaszony.
Tymczasem Joan codziennie rano bez cienia wątpliwości w głosie oznajmiała Strike’owi, że „dobrze spał”. Zawsze miała w zwyczaju subtelnie przymuszać członków rodziny, by mówili jej to, co chciała usłyszeć. W okresie, w którym Strike spał w agencji i groziła mu rychła niewypłacalność (o czym nie wspomniał ciotce ani wujowi), Joan informowała go wesoło przez telefon: „Świetnie sobie radzisz”, a on jak zwykle czuł, że zaprzeczenie jej optymistycznemu stwierdzeniu wprowadziłoby niepotrzebne napięcie. Po tym, jak w Iraku oderwało mu kawałek nogi, zapłakana Joan stanęła obok jego szpitalnego łóżka, gdy usiłował zebrać myśli w morfinowej mgle, i powiedziała: „Przynajmniej jest ci wygodnie. Nie czujesz bólu”. Kochał ciotkę, która wychowywała go przez sporą część dzieciństwa, lecz dłuższe okresy przebywania w jej towarzystwie sprawiały, że się dusił i czuł stłamszony. Jej uparte gładkie przekazywanie z ręki do ręki fałszywej monety powszechnej zgody, połączone z ignorowaniem niewygodnych prawd i zaprzeczaniem im, odbierało mu siły.
Coś zalśniło w wodzie na dole – gładka srebrzystość i para czarnych jak węgiel oczu: tuż obok Strike’a pluskała się foka. Patrzył na jej podwodne akrobacje, zastanawiając się, czy go widzi, i z powodów, których nie potrafiłby wyjaśnić, jego myśli popłynęły w stronę wspólniczki.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powiedział Polworthowi całej prawdy o swoich relacjach z Robin Ellacott, które zresztą nie powinny były nikogo interesować. A prawda wyglądała tak, że w jego uczuciach roiło się od niuansów i komplikacji, których wolał nie analizować. Na przykład gdy był sam, nudził się albo miał chandrę, zazwyczaj marzył o tym, by usłyszeć jej głos.
Spojrzał na zegarek. Tego dnia Robin miała wolne, lecz była pewna szansa, że jeszcze nie śpi, a on miał dobry pretekst, by przesłać jej wiadomość: należało zwrócić koszty za poprzedni miesiąc poniesione przez Saula Morrisa, ich najnowszego współpracownika, a Strike nie zostawił stosownych dyspozycji. Była spora szansa, że jeśli napisze w sprawie Morrisa, Robin zadzwoni, żeby spytać, jak się czuje Joan.
– Przepraszam? – Za jego plecami rozległ się nerwowy kobiecy głos.
Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że to ciemnowłosa kobieta z pubu. Mówiła z akcentem z Home Counties i jej ton zawierał starannie wyważoną mieszankę skruchy i podekscytowania, z którą często miał do czynienia, gdy ktoś chciał z nim rozmawiać o jego detektywistycznych sukcesach.
– Tak? – powiedział, odwracając się w jej stronę.
Blond przyjaciółka przyszła razem z nią. A może, pomyślał Strike, są dla siebie kimś więcej niż przyjaciółkami. Wyczuwało się między nimi jakąś nieokreśloną bliskość. Na pierwszy rzut oka każda miała około czterdziestu lat. Były w dżinsach i koszulkach. Blondynka cechowała się lekko ogorzałą cerą i szczupłością wskazującymi na weekendy spędzane na górskich wędrówkach albo na przejażdżkach rowerem. Należała do kobiet nazywanych przez niektórych „przystojnymi”, co oznaczało, że chodziła bez makijażu. Miała wysokie kości policzkowe, okulary, włosy ściągnięte w kucyk i to wszystko nadawało jej surowy wygląd.
Ciemnowłosa kobieta była drobniejszej budowy. Jej ogromne szare oczy błyszczały blado w pociągłej twarzy. W słabym świetle biła od niej jakaś intensywność emocji, wręcz fanatyzm, co upodobniało ją do średniowiecznej męczennicy.
– Nazywa się pan… Cormoran Strike? – spytała.
– Tak – odrzekł bez zachęty w głosie.
– Och – szepnęła i poruszona wykonała niewielki gest dłonią. – To takie… dziwne. Wiem, że prawdopodobnie wolałby pan nie… Przepraszam, że pana niepokoję, wiem, że jest pan na urlopie – roześmiała się nerwowo – ale… nawiasem mówiąc, mam na imię Anna… Zastanawiałam się, czy… – wzięła głęboki oddech – czy zechciałby pan… czy zechciałby pan porozmawiać ze mną o mojej matce.
Strike milczał.
– Zniknęła – podjęła Anna. – Nazywała się Margot Bamborough. Była lekarką. Pewnego wieczoru skończyła pracę, wyszła z przychodni i nikt jej więcej nie widział.
– Kontaktowała się pani z policją? – spytał Strike.
Anna dziwnie się roześmiała.
– O tak… To znaczy zawiadomiono policję… było dochodzenie. Ale niczego nie ustalili. Po prostu zniknęła – powiedziała Anna. – W siedemdziesiątym czwartym.
Ciemna woda obmywała kamienie i Strike’owi wydało się, że słyszy, jak foka oczyszcza mokre nozdrza. Minęło ich trzech pijanych chłopaków idących wężykiem w stronę przystani. Strike zastanawiał się, czy wiedzą, że ostatni prom odpłynął o szóstej.
– Chodzi o to… – dodała pospiesznie kobieta. – Bo widzi pan, w ubiegłym tygodniu… spotkałam się z medium.
O kurwa – pomyślał Strike.
W czasie swojej kariery detektywistycznej natykał się niekiedy na pośredników w kontaktach ze światem zjawisk nadprzyrodzonych i czuł dla nich jedynie pogardę: uważał za pijawki wysysające pieniądze z kieszeni mamionych i zdesperowanych ludzi.
Wodę przecięła łódź motorowa, której silnik posiekał nocny spokój na kawałki. Najwyraźniej był to środek transportu oczekiwany przez trzech pijanych chłopaków. Zaczęli się śmiać i trącać łokciami na myśl o nieuchronnej chorobie morskiej.
– Dowiedziałam się od tego medium, że dostanę „znak” – ciągnęła niezrażona Anna. – Ta kobieta powiedziała: „Dowiesz się, co się stało z twoją matką. Dostaniesz znak i musisz za nim podążyć. Już niebawem ujrzysz wyraźną drogę”. Więc kiedy zobaczyłam pana w pubie, Cormorana Strike’a w Victory, ten zbieg okoliczności wydał mi się tak niesamowity, że pomyślałam: muszę z panem porozmawiać.
Lekka bryza mierzwiła ciemne włosy Anny poprzetykane siwizną.
– Chodź, Anno, powinnyśmy już iść – powiedziała rzeczowo blondynka. Objęła ciemnowłosą ramieniem. Strike zobaczył obrączkę lśniącą na jej palcu. – Przepraszamy, że zawracałyśmy panu głowę – dodała, zwracając się do Strike’a.
Blondynka СКАЧАТЬ