Название: Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja
Автор: Joanna Tekieli
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8195-366-5
isbn:
Wzięli się do pracy, nie zwracając uwagi na to, że obojgu marzną dłonie, a śnieg sypie coraz bardziej intensywnie – tak że właściwie nie widać już niczego wokół. Gęsta biała zasłona oddzieliła ich od reszty świata – zniknął dwór Leśna Ostoja, zniknął ogród, zniknęło Drzewie. Była tylko ta jabłonka, ich dwoje i coraz większa biała postać, którą wspólnie lepili.
– To będzie twój wymarzony książę, którego ożywi jeden pocałunek! – uznał Piotr, lepiąc miecz i tarczę dla bałwana. – Bohaterski, rycerski, szlachetny, będzie cię bronił przed wrogami.
Emilka popatrzyła na niego poważnie i powiedziała tak cicho, że musiał się ku niej pochylić, by usłyszeć:
– Ja wcale nie marzę o księciu. A bohaterskiego rycerza już znalazłam i innego nie chcę. Chociaż nie jestem pewna, czy on chce być moim rycerzem…
Piotr zastygł w bezruchu i wstrzymał oddech. Śniegowy miecz wysunął mu się z ręki i rozpadł na drobne kawałki, ale on nawet tego nie zauważył. Patrzył na dziewczynę swoich marzeń, która stała tuż obok, zaczerwieniona nie tylko od mrozu, ale też z emocji, nagle onieśmielona i niepewna. Długie rzęsy rzucały cienie na jej policzki, czerwone usta drżały.
– Emilko – wykrztusił Piotr. – Czy ty… O kim ty mówisz?
Podniosła na niego udręczone spojrzenie i westchnęła.
– A jak myślisz? – zapytała. – Jeśli się nie domyślasz, to straszny z ciebie bałwan… Niepotrzebnie lepiliśmy drugiego!
Patrzył na nią przez chwilę, wstrzymując oddech, jakby bał się, że jakieś słowo czy gest spłoszy ten niezwykły moment. Ona jednak nadal stała naprzeciwko niego, a w jej spojrzeniu widział to wszystko, czego nie potrafiła wyrazić słowami.
– Jeden pocałunek może sprawić, że zmądrzeję – odpowiedział cicho, robiąc krok w jej stronę.
Nieśmiało pochylił się ku niej, wciąż jeszcze nie dowierzając, że to dzieje się naprawdę, wciąż jeszcze niepewny, czy ona za chwilę nie powie: „Czyś ty zwariował, Piotrek?!”. A jednak nic takiego się nie stało. Emilka uniosła ku niemu twarz i rozchyliła usta. Najpierw zetknęły się ich nosy, a zęby zadzwoniły o zęby. Roześmiali się i ten wspólny śmiech sprawił, że opadło z nich zdenerwowanie i niepewność. Druga próba udała się znacznie lepiej – usta się zetknęły i Piotr poczuł słodki zapach włosów Emilki, miękkość jej warg, delikatność skóry. Emilka zamknęła oczy i ze wzruszeniem przeżywała swój pierwszy pocałunek. Piotr, choć zdarzało mu się już całować różne dziewczyny, czuł, że tym razem to coś zupełnie innego. Tutaj nie chodziło o zabawę, ciekawość czy naśladowanie kolegów – to była prawdziwa potrzeba serca i dla niego także było to nowe przeżycie.
– Kocham cię, Emilko – wyszeptał prosto w jej usta, a ona przytuliła się do niego ze wszystkich sił i znów zwarli się w pocałunku.
Tymczasem zamieć ucichła, ustępując miejsca delikatnie tańczącym w powietrzu pojedynczym płatkom śniegu. Wiatr pognał czarne chmury gdzieś dalej i nad Drzewiem nieśmiało błysnęło słońce.
– Emilko! – Od strony dworku rozległ się zaniepokojony głos Marii Drzewieckiej, która od kilkunastu minut tkwiła przy oknie, martwiąc się o córkę. Niby wiedziała, że Emilka potrafi o siebie zadbać, ale szalejąca nad Drzewiem śnieżyca była tak potężna, że wywołała w niej jakiś pierwotny strach i przeczucie nadchodzącego nieszczęścia.
Młodzi ludzie oderwali się od siebie i popatrzyli sobie w oczy. Bił z nich blask, jaki zrodzić potrafi tylko pierwsza miłość.
– Zaraz przyjdę, mamo! – zawołała głośno Emilka, a potem sięgnęła do małej torebki.
Teraz dopiero Piotrek miał się dowiedzieć, po co ją ze sobą zabrała, bo nigdy wcześniej nie widział u niej takich przedmiotów. Emilka wyciągnęła nieduży pakunek i z nieśmiałym uśmiechem wręczyła go chłopcu.
– To dla ciebie, pod choinkę – powiedziała. – Sama zrobiłam, więc nie są zbyt piękne, ale…
Przerwał jej, całując gorąco jej usta, a potem niecierpliwie rozerwał pakunek. Paczka zawierała czapkę i szalik, zrobione na drutach wyjątkowo niewprawną ręką, ale dla Piotra był to ósmy cud świata. Zawiązał szalik wokół szyi i włożył czapkę, która okazała się trochę za mała, bo cisnęła go w uszy, kto by jednak zwracał na to uwagę. Zawsze uważał się za szorstkiego, twardego wiejskiego chłopaka, a tymczasem wzruszył się na myśl, że Emilka poświęciła swój czas, żeby zrobić dla niego prezent. Ona, dla której siedzenie w jednym miejscu było prawdziwą męką!
– Dziękuję! Nareszcie nie będę marznąć!
Znów ją pocałował, a potem spojrzał jej głęboko w oczy. Nagle i on poczuł się onieśmielony i niepewny, czy jego prezent jest wystarczająco dobry dla tej ślicznej dziewczyny.
– Ja też mam coś dla ciebie – powiedział. – I też sam zrobiłem, chociaż Mistrz mi trochę pomagał, bo… Tylko nie zmieścił mi się w kieszeni i muszę po to lecieć do pracowni. Poczekaj!
Popędził do warsztatu i dwie minuty później stanął nad przed nią i wyciągnął zza pleców spore pudełko.
– Pewnie nie będzie tak ładny, jak ten, który się zniszczył, ale… – Nie dokończył, bo Emilka zapiszczała radośnie i rzuciła mu się na szyję.
W pudełku był drewniany kościół, podobny do tego z jej świątecznej wioski, który zniszczyli tragarze, choć nieco większy i bez tak wielu detali, a jednak bardzo piękny w swej prostocie. Miał strzelistą wieżę zakończoną krzyżem i małą dzwonnicę z trochę krzywym i nieco kanciastym dzwonem.
– Dziękuję! Jest śliczny! Jeszcze ładniejszy niż ten, który się zniszczył!
– Emilko! – Głos mamy brzmiał już teraz dość gniewnie, więc zakochani wymienili tylko pełne żalu spojrzenia i pocałowali się po raz ostatni.
– Wesołych świąt! Będę o tobie myślał podczas kolacji wigilijnej!
– Ja o tobie też… Podczas każdej Gwiazdki. Wesołych świąt! – Wyciągnęła spod płaszcza nieco zmaltretowaną małą gałązkę wiśni obsypaną kwiatami i wcisnęła mu w dłoń. – Ona rozkwitła w środku zimy na znak mojej miłości do ciebie – szepnęła.
Potem pobiegła w stronę domu, ale raz po raz odwracała się do stojącego pod jabłonką chłopca i machała mu. Piotr został w ogrodzie, dopóki dziewczyna nie zniknęła mu z oczu, jakby chciał nasycić oczy na zapas, choć mieli się zobaczyć jeszcze dzisiaj, podczas pasterki. Schował gałązkę pod kożuch, żeby nie przemarzła, i uśmiechnął się na myśl, że przez cały ten czas była tak blisko ciała Emilki, a teraz niemal dotyka jego skóry. W domu wstawił ją do małej szklanki, wywołując zdumienie w oczach rodziców, bo ich pierworodny raczej dotąd nie przejawiał szczególnego zamiłowania do kwiatków, a teraz wpatrywał się w gałązkę, jakby to był ósmy cud świata.
Emilka zaś, wysłuchawszy pretensji mamy na temat włóczenia się w СКАЧАТЬ