Księżniczka. Crew. Tom 2. Tijan
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Księżniczka. Crew. Tom 2 - Tijan страница 18

Название: Księżniczka. Crew. Tom 2

Автор: Tijan

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-66654-92-1

isbn:

СКАЧАТЬ przy chłopakach, gdy to w nas uderzy.

      – Okej. – Nachylił się i pocałował mnie łagodnie.

      Ruszyliśmy w stronę domu ramię w ramię.

      Tabatha powitała nas rozpromieniona, patrząc szklistym wzrokiem. Wydawała się szczęśliwa.

      Zarzuciła Crossowi ramiona na szyję, a on zesztywniał i ją odepchnął.

      – Porąbało cię?

      Zamrugała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widocznie wstawiona.

      – Och, sorry. – Obróciła się w moją stronę, jej wzrok się wyostrzył. Wyciągnęła do mnie rękę. – Bren…

      – Nawet o tym nie myśl.

      Opuściła ręce i się zaśmiała.

      – Ale ty jesteś zabawna. Lubię cię. Kiedyś cię nienawidziłam, potem tylko się ciebie bałam, ale teraz cię lubię. I uważam, że nigdy byś mnie nie skrzywdziła.

      Wkraczała na niebezpieczne terytorium.

      – Ty tylko warczysz, ale nigdy nie gry…

      W tej chwili Jordan zaszedł Tabathę od tyłu, położył rękę na jej biodrze i przyciągnął ją do klatki piersiowej.

      – Myszko. – Pochylił głowę i musnął jej szyję.

      – Tak, misiaczku?

      I znowu te czułe słówka. Tylko że tym razem to nie było urocze, bo Sweets mnie wkurzyła. Kiedy ludzie wytykali mi, jaka jestem, zaczynali mnie drażnić, tym bardziej jeśli wcale nie prosiłam ich o opinię.

      – Bren nie dostała warunkowego za to, że na kogoś warknęła. Lepiej o tym pamiętaj – wymamrotał.

      Dziewczyna drgnęła.

      Czekałam. Powinna pamiętać jeszcze o jednej rzeczy – o tym, że ją zmasakruję. Tacy jak ona nie przepadali za przemocą, ale my po nią sięgaliśmy – dla nas była dobra, zła, brudna lub po prostu krwawa.

      – Och. – Jej uśmiech zbladł.

      Pamiętała.

      Zamrugała, cofnęła się i jeszcze mocniej wcisnęła w Jordana. On ją objął i uniósł głowę, by puścić oko mnie i Crossowi.

      – A może znajdziemy sobie jakieś ciche miejsce? – zapytał ją. – Muszę spędzić trochę czasu z moją dziewczyną.

      Odciągnął ją i skinął nam głową.

      – Zellman jest na zewnątrz – powiedział na odchodne. – Już dwa razy stał na beczce i pił z niej piwo do góry nogami.

      – Cholera. – Cross zacisnął szczękę i ruszył z miejsca.

      Wszędzie było pełno ludzi. Dochodziła szesnasta, więc zastanawiałam się, kiedy ta impreza w ogóle się zaczęła. Pewnie rano. Normalnie ludzie schodzili nam z drogi, ale nie dzisiaj. Kręcili się, biegali, skakali, pochylali, upadali, potykali się. Z każdej strony docierały pijackie śmiechy, krzyki, niewyraźny bełkot. Usłyszeliśmy, jak jedna dziewczyna mówi do drugiej, żeby się rozluźniła i w końcu zrobiła „dwójkę”.

      Cross posłał mi uśmiech ponad ramieniem.

      Pokręciłam głową. Kiepska rada.

      Na zewnątrz nie było lepiej. Tabatha miała basen i wielkie podwórko. W odległym końcu stała mała biała szopa, a dookoła ciągnął się biały płotek. W tej chwili przez bramę posiadłości przeszedł opalony, umięśniony facet trzymający w ręce rurkę do picia piwa z beczki. Na głowie miał czapkę obróconą tyłem na przód, a jego muskularne ciało opinały koszulka na ramiączkach i kąpielówki. Za nim podążało około dwudziestu chłopaków, a wszyscy wyglądali podobnie.

      – Ja pitolę! To tutaj jest biba. – Pokiwał głową. – Byczo. – Nie mówił do nikogo konkretnego i na początku nikt nie zwracał na niego uwagi, ale wszedł na podwórko jak do siebie i ciągnął: – Kto jest gotowy na melanż? Musimy trochę rozruszać to miejsce. Tak jest!

      Znowu mówił do siebie. Przesunął spojrzeniem po tłumie i ludzie jeden po drugim zaczęli go zauważać. Jego uśmiech się poszerzał, nie przestawał kiwać głową.

      Przyjrzałam mu się uważnie, ale w jego uszach nie zauważyłam słuchawek.

      Rozłożył szeroko ramiona.

      – A więc tak wyglądają imprezy w Roussou? A gdzie jakieś powitanie? Gdzie shoty? No weźcie, ludzie. Myślałem, że takie z was kozaki. Czuję się oszukany.

      Cross zatrzymał się przy mnie.

      Zellman stał przy beczce, ale teraz się zbliżył, nie odrywając spojrzenia od chłopaka.

      – Co jest grane? – warknął.

      Zionęło od niego piwem tak bardzo, że niemal zrobiło mi się niedobrze.

      A potem dupek nas zobaczył i zamarł. Uniósł fajkę i wycelował we mnie.

      – Ja cię znam. Jesteś siostrą Heather Jax, no nie?

      Zellman znowu wydał z siebie gardłowy dźwięk, tym razem głośniejszy. Zrobił kolejny krok w stronę nieznajomego.

      Zmrużyłam oczy.

      – A ty to kto?

      – Jestem Zeke – oznajmił, uniósłszy podbródek, a potem skinął na swoich kumpli, którzy się wokół niego zebrali. – A to moi chłopcy.

      Zellman zrobił kolejny krok, zacisnął w pięść dłoń opuszczoną z boku.

      – Jesteś z Akademii Fallen Crest.

      Skonsternowany Zeke znowu mu się przyjrzał, a potem jego usta rozciągnęły się w oślepiającym uśmiechu.

      – Tak, to prawda. Czyli o nas słyszałeś?

      Zellman, zazwyczaj wyluzowany, zadowolony, myślący tylko o tym, by się napić i zaliczyć, uniósł głowę i powiedział lodowatym tonem:

      – Znam was, skurwiele, bo to wasze fury rozpierdoliłem.

      Czy on…

      Nie.

      Chwila.

      Naprawdę to zrobił.

      Odetchnęłam płytko. To przypieczętowało sprawę. Będzie wojna.

      Uśmiech Zeke’a zniknął, chłopak pochylił głowę.

      – To byłeś ty? Pojebało cię?

      Trójka jego przyjaciół wyszła naprzód. Czułam spowijający ich zapach СКАЧАТЬ