Название: STO MILIONÓW DOLARÓW
Автор: Lee Child
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
isbn: 978-83-8215-222-7
isbn:
• • •
W Hamburgu zapadał wieczór. Irańczyk wybrał się na spacer. Na krótką przechadzkę z gazetą pod pachą. W sklepach, biurach i barkach zapalały się światła. Zapalały się także u złotników, w pralniach i siedzibach firm ubezpieczeniowych. Jasne, czyste i białe. Ale nie jaskrawe. Łagodniejsze, bardziej europejskie. Okna piekarni i ciastkarni były ciemne. Ich dzień dobiegł już końca. Lampy w restauracjach i barach świeciły na bursztynowo. Przyćmione i zapraszające, stwarzały wrażenie, że wszystkie te wyłożone dębową boazerią lokale są miłe i przyjazne. Na ulicach panował duży ruch. Każdy szczegół tej rozjarzonej scenerii odbijał się w wywoskowanych karoseriach samochodów, które jechały, nieustannie badając jezdnię nowym rodzajem nienaturalnie błękitnych reflektorów.
Irańczyk wszedł na mały skwer i usiadł na ławce. Odchylił się do tyłu i położył ręce na oparciu. Ulicą wciąż przejeżdżały samochody. Spojrzał przed siebie. Ani jednego przechodnia.
Czekał.
Potem niespiesznie wstał i jak na porządnego obywatela przystało, wrzucił gazetę do kosza na śmieci, opuścił skwer i leniwym krokiem ruszył z powrotem do domu.
Trzydzieści sekund później z cienia po drugiej stronie ulicy wychynął szef niemieckiej komórki CIA. Przeszedł przez jezdnię, podszedł do kosza, wyjął gazetę, wsunął ją pod pachę i zniknął w mroku.
Pół godziny później, już z konsulatu, zadzwonił do McLean w Wirginii.
10
Odebrał Vanderbilt i poprosił do telefonu White’a. Ten słuchał i zanim skończył, jego oczy przerobiły cały repertuar ruchów i odruchów, od patrzenia w dal i tuż przed siebie, poprzez mrużenie i zwężanie, do strzelania w lewo i prawo. Zanotował coś na kartce. Dwie oddzielne sprawy, pomyślał Reacher. Dwa nagłówki. Dwie kolumny starannego, pochyłego pisma.
W końcu White odłożył słuchawkę i odchrząknął.
– Dwie wiadomości. Irańczyk zażądał kontaktu za pośrednictwem skrytki. Pół godziny temu. Zostawił meldunek w gazecie. Częściowo… powiedzmy, że hipotetyczny, częściowo analityczny. Prawie jak wypracowanie. Pisze, że Saudyjczyk, znajomy posłańca, jest bardzo podekscytowany. Jakby miało wydarzyć się coś niezwykłego. Bardziej niezwykłego, niż śmieliby marzyć. Oczywiście związanego ze stoma milionami dolarów. Jakby dostali coś, czego się nie spodziewali. Irańczyk podkreśla, że nie zna szczegółów, ani on, ani Saudyjczyk. Po prostu ma przeczucie. Pozostali też, jakby rozpoczęła się zupełnie nowa gra. Pisze, że Saudyjczyk uśmiecha się tak, jakby ujrzał ziemię obiecaną.
– A druga wiadomość? – spytał Reacher.
– Hamburska komenda policji przesłała do konsulatu rutynowy meldunek służb mundurowych o jakimś Amerykaninie, który rozmawiał w barze z Arabem. Zawracanie głowy, gdyby nie jedna rzecz: rozmowa odbyła się interesującego nas dnia i o interesującej nas godzinie. Niewykluczone, że ktoś był świadkiem ich pierwszego spotkania.
• • •
White zadzwonił do konsulatu i podano mu kilka miejscowych numerów, w tym ten najważniejszy, grubasa nazwiskiem Griezman, szefa detektywów miejskiej policji kryminalnej. W konsulacie dobrze go znano. W Hamburgu dzień pracy już się kończył, ale Griezman wciąż był w biurze. Wciąż przy biurku. Odebrał po pierwszym dzwonku. White przełączył rozmowę na głośnik i spytał go o meldunek o Amerykaninie. Griezman zaszeleścił papierami. Nie pamiętał tego raportu. Wreszcie go znalazł. Tak, ta dziwna informacja o spotkaniu Amerykanina i Araba w barze…
Którą wysłał do konsulatu.
Hm, co znaczyło, że mógł zarobić kilka punktów i wzmocnić plecy.
– Jak mógłbym panom pomóc? – spytał. Po angielsku i bardzo uprzejmie.
Jak konsjerż w hotelu.
– Potrzebne nam są namiary na tego świadka – odparł White. – Jego nazwisko i adres. Adres baru i podstawowe dane z wywiadu środowiskowego. Jeśli to możliwe, chcielibyśmy, żebyście wzięli go pod obserwację, jego i bar.
– Nie wiem…
– Ma do pana zadzwonić wasz kanclerz? Głowa państwa? Wtedy by pan wiedział?
– Nie, nie, chciałem tylko powiedzieć, że nie znam szczegółów. Jestem przełożonym detektywów. Meldunki przechodzą przez moje biuro i idą dalej, to wszystko. Zresztą piszą tu, że ten informator to wariat.
– Potrafi odczytać godzinę na zegarku? – warknął White.
– Dobrze, zbiorę szczegóły. Oczywiście. Na jutro wieczorem.
– Pan żartuje? Ma pan godzinę. I proszę nikomu nie mówić, co robimy i po co. Niech pan traktuje tę sprawę jak ściśle tajną. Zadzwonię za godzinę, proszę nie blokować linii.
• • •
Griezman odetchnął i spojrzał w okno, na mroczne niebo. Potem zabrał się do pracy. Nie była zbyt męcząca. Po prostu wykonał kilka telefonów. Jeden numer prowadził do drugiego. Przypominało to wędrówkę po sieci neuronów. Organizacja w działaniu. Coś, z czego był dumny. Weryfikacja teorii. Hipotezy z wieloma powiązanymi ze sobą elementami. Mógłby prześledzić wszystko od końca do samego początku, do nieszczęsnego policjanta, który odebrał telefon od tego wariata. Gdyby tylko zechciał. I oczywiście zechciał. Zadzwonił, na szczęście tylko z paroma prostymi pytaniami. O nazwisko i adres, mężczyzny i baru.
• • •
– Coś bardziej niezwykłego, niż śmieliby marzyć – mówił Landry, asystent Watermana. – Kiepsko to brzmi. Gorzej niż zdalne zatrzymanie zegara w komputerze.
– To wiadomość z trzeciej ręki – zauważył Reacher. – Nie słyszymy tonu głosu.
– Ale?
– Ale padają tam słowa o zupełnie nowej grze. Jakby zrobili wielki krok naprzód. Jakby wydarzyło się coś tak nieoczekiwanego, że graniczącego z niemożliwym. Gubisz pięć centów i znajdujesz dolara, z tym że w innej skali. W skali tak dużej, że dwudziestokilkuletni faceci, którzy noszą włoskie buty i chodzą do nocnych klubów, wpadają w zachwyt. Dla mnie niemal erotyczny. Czy komputery to naprawdę aż tak wielka sprawa?
– Tak uważamy – odparł Landry. – Jeśli nie są teraz, to na pewno kiedyś będą. Ale nawet teraz straty i zniszczenia byłyby katastrofalne. Zginęłoby wielu ludzi. Ale tak, zgoda, komputery nie przyprawiają o erotyczny dreszcz.
– I nie da się nimi dokonać wielkiego wyczynu – dodał Vanderbilt. – Wielkiego gestu, który oni bardzo cenią. Takiego z rozmachem. To nie to samo, co wysadzić w powietrze wieżowiec. Brakuje punktu kulminacyjnego. Trochę za dużo w tym techniki.
– A więc zgadzamy się, że komputery to nie to – podsumował Reacher. – Że tracimy tylko czas.
– Więc od СКАЧАТЬ